sobota, 5 października 2024

Dbałość o szczegóły. Nightwish i ich nowy album - "Yesterwynde".

 

Cieszmy się wszyscy, bo Nightwish powraca! Nie mam na myśli tego, że ta doskonała fińska grupa powraca z dziesiątym studyjnym album enigmatycznie zatytułowanym Yesterwynde, ale także dlatego, że powrócili do cięższego brzmienia z pewnym teatralnymi akcentami. Nowy krążek został wydany 20 września 2024 nakładem wytwórni Nuclear Beast i maluje bardzo dokładny obraz dźwiękowy tego, jak starsze, bardziej symfoniczne brzmienie zespołu może łączyć się z ich nowym, bardziej progresywnym podejściem. Pomiędzy gęstymi orkiestracjami, teatralnymi momentami, cięższymi sekcjami, wykwintnym wokalem Floor Jansen oraz pięknymi aranżacjami chóralnymi, Yesterwynde przekonało mnie bardziej, niż Human :II: Nature (może Was to zdziwi, ale nie jestem fanem tej płyty). Te kompozycje są po prostu lepsze, bardziej zwarte, melodie są mocniejsze (chociaż niekoniecznie chwytliwe) pomysły muzyczne są lepiej zdefiniowane, zaś projekt dźwiękowy jest bogatszy i bardziej zniuansowany. Ponadto - tym, co zawsze czyniło zespół tak prestiżową obecnością na scenie symfonicznego metalu, jest dbałość Tuomasa Holopainena o szczegóły i jest ich wiele płycie, jeśli chodzi o ten aspekt. 


Czując się jako naturalny następca Endless Forms Most Beautiful z 2015 roku Yesterwynde jest o wiele bardziej skupioną sprawą z wyraźnym początkiem i wyraźnym zakończeniem. Oba w formie projekcji starego filmu, która zaczyna się na początku utworu tytułowego, będącego Intrem i kończy się w końcówce oszałamiającego Lanternlight. To tutaj wspomniana wcześniej dbałość o szczegóły wchodzi do gry, gdy słuchacz jest powoli wciągany w doświadczenie albumu, a następnie delikatnie z niego uwalniany. Mówiąc o Yesterwynde, intro spełnia swoje zadanie wspaniale, tworząc czarującą atmosferę aranżacji chóralnych i zharmonizowanych wokali, zanim sekcja akustyczna przejmie główną melodię, która ustępuje miejsca Floor Jansen. Trzeba podkreślić, że jej rejestr wokalny jest tu niższy, ale nadaje muzyce mroczniejszego klimatu i nawiązuje do jej wokalu we wspomnianym już  Lanternlight. Nawet ten krótszy utwór dowodzi, jak zwarte i pełne niuansów jest pisanie piosenek, płynnie przechodząc przez różne nastroje. Aby wzmocnić tę ideę, przejścia między jedną sekcją a następną w różnych numerach są tu mistrzowsko wykonane, czego najlepszym przykładem jest epos An Ocean Of Strange Islands. Ileż tu się pięknych rzeczy dzieje! Kompozycja przechodzi od łagodnego początku klawiszy i wokalu do wybuchowego instrumentalnego pasażu, podpartego świetnym riffem i wspieranego warstwami orkiestracji, aranżacji i chóralnych i szybkich wokali, które następnie ustępują miejsca świetnej plemiennej partii perkusyjnej (brawa dla Kai Hahto!). Utwór balansuje między naprawdę ciężkimi sekcjami i lżejszymi momentami, kończąc żałobną melodią czegoś  w rodzaju piszczałki lub dud. Innym przykładem płynnych przejść jest ośmiominutowy singiel Perfume Of The Timeless, choć uniwersalnym problemem tego numeru jest jego zmiksowanie, bowiem refren wydaje się być przyćmiony przez bogatą orkiestrację, co sprawia, że słuchanie tego kawałka jest z lekka… frustrujące. Poza tym ten utwór łapie za serce wersem We are because of a million loves, który przedstawia życie w wyjątkowej perspektywie, podczas gdy muzycznie wydaje się podróżą od czasów starożytnych do współczesnych. Przechodzi od plemiennej sekcji perkusyjnej do właściwego dla Nightwish terytorium z intensywnym riffem, bujną orkiestracją i emocjonalnym wokalem.


Jeśli chodzi o ciężką stronę albumu, The Antikythera Mechanism, oferuje nie tylko świetne instrumentale, ale także wybuch energii we refrenie, który sprawdzi się - myślę - doskonale na żywo, chociaż niektóre zwrotki są obniżone niemal do szeptu, jak choćby refren w Shoemaker. Zmiana tempa następuje, gdy Kai Hahto znów staje w centrum uwagi, jego gra na perkusji dodaje intensywności utworowi i to tak bardzo, że można niemal przegapić wokal Floor Jansen, który znów jest przyćmiony przez instrumentarium. Może jestem zbyt przywiązany do pewnych rzeczy czy nawyków, ale nie rozumiem dlaczego celowo obniżyli główny wokal i tempo w utworze. W obecnej formie The Antikythera Mechanism jest przykładem obu tych sytuacji - w mniejszym stopniu, co prawda - które tłumią moją przyjemność z dość interesującej piosenki. Następnie drugi singiel, dość popowy, The Day Of… jest niesamowity i złowieszczy, głównie ze względu na tekst, który przypomina… listę zakupów, jakie należy zrobić przed ewentualną katastrofą. Chór dziecięcy i linia basowa Jukki Koskinena tylko wzmacniają złowieszcze poczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa w utworze. Pod koniec albumu The Weave ma kilka imponujących elementów perkusyjnych, które dodają ciężaru gitarom i basowi Emppu Vuorinena (szczerze mówiąc, Kai jest najlepszym zawodnikiem na tej płycie), podczas gdy tu i ówdzie pojawiają się pewne teatralne akcenty, aby rozjaśnić nastrój.


Jest mrok to musi być także jasność. Jeśli chodzi o tę stronę to akustyczna ballada Sway jest jednym z najpiękniejszych momentów na albumie, skupionym wokół wspaniałej melodii wokalnej w fantastyczny sposób prowadzonej przez Troya Donockleya i wielowarstwowym i zharmonizowanym śpiewie Jansen, podczas gdy melodyjny refren the big reveal awaits us all dodaje odrobinę napięcia do fałdu. W tym samym tonie Something Whispered Followed Me i Spider Silk mają w sobie nieziemskie piękno, podobne do Edema Ruh lub Alpenglow z 2015 roku. Pierwszy z nich ma zniekształconą melodię gitary równoważącą wokal i spokojny, popowy refren, podczas gdy drugi jest bardziej teatralny, a może nawet trochę straszny (jak wszystko, co związane z pająkami), z dudniącymi instrumentalami i narastającymi orkiestracjami. Wspomniałem już, że piosenka zamykająca, Lanternlight, jest oszałamiająca, ponieważ ma tak czarującą atmosferę, która jest jeszcze bardziej wzmocniona przez emocjonalny i pełen duszy przekaz Floor Jansen. Jej niski rejestr jest naprawdę bogaty i ciepły, nadając powagi takim tekstom jak „Jestem śniegiem na twojej dłoni”, któremu towarzyszą tylko smyczki i fortepian.


Był czas na ochy i achy, a teraz trochę pomarudzę, bo - jak powszechnie wiadomo - trzeba nie być Bartasem, by się do czegoś… za przeproszeniem… nie przyjebać! Mamy taki utwór The Children Of ‘Ata. Jest to rzecz oparta na historii Tongańskich Rozbitków. Muzycznie jest  połączeniem zaśpiewów owych tubylców z…rytmami disco lat 80-tych. Nie to, żebym miał coś do ejtisowych dyskotek. Sam lubię potańczyć. Ale w tym przypadku te dwie rzeczy kłócą się ze sobą i odwracają całą uwagę od ogólnej atmosfery. Z drugiej strony pieśni dodają autentyczności i potwierdzają tekst, podczas gdy wznoszący się refren ma jakość wspólnego śpiewania. Potem jest Hiraeth, którego pierwsza połowa jest minimalistyczna i nastrojowa, skupiona wokół gitary akustycznej i splecionych wokali Troya Donockleya i Floor Jansen, podczas gdy druga część jest energiczna i głośna, napędzana wesołą, ludową melodią. Podejrzewam, że Tuomas Holopainen naprawdę lubi bawić się tempem i nastrojem, aby tworzyć takie piosenki jak te dwie.


Wziąwszy te wszystkie aspekty pod uwagę, album Yesterwynde prezentuje zespół w doskonałej formie, bowiem każdy wniósł do studia to, co potrafił zrobić najlepiej. Chwaliłem w niniejszej recenzji Kai Hahto i jego grę na perkusji, ale Floor Jansen zasługuje na równe pochwały za dostarczenie tak zniuansowanego. Jednakże jego wspólną siłą jest różnorodność pomysłów muzycznych i tekstowych, których autorem jest Holopainen. Yesterwynde jest złożoną, wielowarstwową i wciągającą muzyczną podróżą, która z pewnością zrobi wrażenie na wielu fanach zespołu czy gatunku. Biorąc pod uwagę bogactwo aranżacji i produkcji, album najlepiej słuchać przez słuchawki. Płyta idealna na długie jesienne wieczory przy gorącej herbatce. Nie przegapcie!😊 Bartas✌☮

Dbałość o szczegóły. Nightwish i ich nowy album - "Yesterwynde".

  Cieszmy się wszyscy, bo Nightwish powraca! Nie mam na myśli tego, że ta doskonała fińska grupa powraca z dziesiątym studyjnym album enigma...