niedziela, 27 października 2024

Gniew, smutek, zachwyt, gorycz i świadomość siebie. The Linda Lindas i ich drugi album - "No Obligation".

 

You don’t owe no demonstration / Who cares about their validation?! Warczy tytułowy numer z drugiego albumu żeńskiej kapeli, pochodzącej z Los Angeles, The Linda Lindas zatytułowanego No Obligation. Dwuminutowy, mocny hymn nie traci czasu na potwierdzenie nieugiętego stanowiska politycznego grupy: nie jesteśmy tu po to, aby robić to, co nam każecie, ale jako młodym kobietom mówicie nam wiele. Szybkim, podobnym do Amyl And The Sniffers riffem prowokują słuchaczy, aby nawet spróbowali zakwestionować swoje samostanowienie. Zanim przejdę do płyty recenzji płyty, muszę się Wam przyznać, Drodzy Czytelnicy, że o istnieniu zespołu dowiedziałem się dopiero w tym miesiącu na kilka dni przed wydaniem tej ich drugiej płyty. Wokalista Green Day, Billie Joe Armstrong, podsumowując gigantyczną trasę po Stanach Zjednoczonych, podziękował paniom za wsparcie i świetne występy przed nimi jako headlinerami. Postanowiłem czym prędzej posłuchać debiutanckiego albumu Growing Up. I bardzo mi się spodobało to, co usłyszałem na ich nagraniach. 


Sentencja No Obligation jest bardzo podobna, choć znacznie ewoluowała. Stała się bardziej odważna, ale i świadoma siebie. Panie wyróżniają się tym, jak łączą polityczne slogany Riot Grrrl z emo wrażliwością pop-punku, symbolizując bardziej kreatywne podejście do tego pierwszego i konieczną polityczną zmianę w tym drugim. Kompozycje takie jak All In My Head i I Don’t Think przyjmują słuszną perspektywę wkurzonych nastoletnich dziewcząt próbujących odnaleźć się w swoim życiu, podczas gdy białe sypremacyje i patriarchalne mocarstwa kopią je i wpychają do pudełka. W swoich bardziej wrażliwych momentach zadają sobie pytania o to, jak kształtować tożsamość poza tym, czego się od nich oczekuje, jak żyć zgodnie ze swoimi wartościami politycznymi jako młode feministki. Weźmy chociaż taki łagodniejszy numer jak Once Upon A Time, w którym zespół stwierdza: I'm good at being angry / I'm good, zanim wybucha refren: It's not about screaming / It's not about trying to hide / I'm trying to see how they see me / I'm trying to see what they like. Innymi słowy te młode kobiety pytają: Jak możemy na przykład pozwolić sobie na bycie wyrozumiałymi i miłymi, nie będąc wykorzystywanymi z powodu naszego pozycjonowania jako młodych kobiet? Podczas gdy inne odradzające się się żeńscy wykonawcy pop-punkowi - jak choćby Olivia Rodrigo - mogłyby jedynie nawiązać do warunków politycznych, które sprawiają, że jest to doświadczenie bycia młodą kobietą, The Linda Lindas są o wiele bardziej bezpośrednie, przeplatając każde doświadczenie, o którym piszą, z szerszym obrazem. Przykładem tego choćby może być Too Many Things, gdzie jednym tchem narzekają na ilość presji, pod którą są: Too many creases, I'm too small / Soon I won't be nothing at all, zanim stwierdzą - Can't You see I'm trying to be awake. Zastanawiają się, ile zmian możemy wywołać jako jednostki. To orzeźwiające spojrzenie i rodzaj mądrego nastoletniego niepokoju - trochę emo, ale bardzo inteligentnego, świadomego siebie i sarkastycznego. 


W warstwie muzycznej przyspieszone gitary i szybkie rytmy perkusji to oczywiste hołdy dla najlepszych zespołów z ich wybranych gatunków, takich jak: Babes In Toyland, Bikini Kill, The Breeders i Paramore. Lose Yourself i Resolution/Revolution wydają się rozszerzeniem politycznego pop-punku, który do perfekcji opanowali koledzy z Kalifornii - wspomniany na początku zespół Green Day. Łącząc ze sobą skate-punkowe bębny z zapierającą dech w piersiach paranoją i upiornym wokalem gangowym, zespół uosabia horror my-kontra-oni amerykańskich okoliczności politycznych w utworach, które mogłyby spokojnie pasować do arcydzieła Zielonych - American Idiot. Słyszymy jak śpiewają: They think we cannot / To scared to give thought / Us and them, we're not on the same wavelength


Album No Obligation nie jest tylko przedstawieniem beznadziejnej sytuacji Stanów Zjednoczonych. Jest ekscytującym albumem punkowym, którego celem jest mobilizacja tych, którzy go będą chcieli posłuchać. W każdym dźwięku, sylabie słychać gniew, smutek, zachwyt i gorycz, a z tej mieszanki uczuć płynie pełne oddania tworzeniu zmian. Nie dziwię się więc, dlaczego Billie Joe Armstrong jest tymi młodymi dziewczętami tak zachwycony. Zmiana tego świata zaczyna się od nas samych.  Polecam gorąco! 🔥😊 Bartas✌☮

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Gniew, smutek, zachwyt, gorycz i świadomość siebie. The Linda Lindas i ich drugi album - "No Obligation".

  You don’t owe no demonstration / Who cares about their validation?! Warczy tytułowy numer z drugiego albumu żeńskiej kapeli, pochodzącej...