niedziela, 28 listopada 2021

Ślepa miłość, seksualność, relacje międzyludzkie i ... obrazoburcza teologia Bono. 30 lat płyty "Achtung Baby" grupy U2.

 

Jeszcze tego nie było, żebym z taką obsuwą czasową wspominał o płycie, która w tym roku skończyła swoje okrągłe trzydzieste urodziny. Wybaczcie, ale różne okoliczności się na to nałożyły. A kiedy miałem dosłownie chwilkę czasu to zabierałem się za to jak przysłowiowy pies do jeża. Dziś jest niedziela, 28 listopada 2021 roku. A to oznacza, żę 10 dni temu płyta Achtung Baby grupy U2 skończyła swoje trzydzieste urodziny. Album został wydany dokładnie 18 listopada 1991 roku. Tak, tego pięknego 1991 roku, w którym genialne płyty wysypywały się niczym as z rękawa. I cieszę się, że pamiętam ten czas, choć mało kto mi wierzy, ale już nie dyskutuję. Zespół U2 jest mi bliski szczególnie poprzez zaangażowanie Bono na rzecz praw człowieka, czemu niejednokrotnie dał wyraz w tekstach największych przebojów tej kultowej irlandzkiej formacji. Wyjątkiem jest właśnie wspomniana dziś płyta, o czym za chwilę się dowiecie. Sama historia grupy i życiorys poszczególnych jej członków jest niezwykle ciekawy. Ale nie o tym dziś jak wyglądały ich początki i droga ku sławie. Dziś o konkretnym, siódmym już krążku Irlandczyków - Achtung Baby. Tradycyjnie napiszę - usiądźcie wygodnie i oddajcie się lekturze. 


Po tym jak ich słynny album The Joshua Tree z roku 1987 odniósł niebywały sukces artystyczny i komercyjny, ich kolejny album, a zarazem i film Rattle And Hum z 1988 roku wywołały krytykę. Chociaż płyta sprzedawała się w miarę dobrze (14 milionów egzemplarzy), krytycy zlekceważyli ją i film określając pretensjonalną i błędną. Wysoka już pozycja zespołu doprowadziła do oskarżeń o butę i obłudę. Mimo tego wszystkiego, co U2 już osiągnęli nie byli zadowoleni z twórczej pracy. Wokalista i frontman grupy Bono był przekonany, że muzycznie nie są przygotowani na swój sukces, podczas gdy perkusista Larry Mullen Jr żalił się po latach, że zespół był największy, ale wcale nie najlepszy z graniem swoich wielkich hitów. Zespół uważał również, że fani źle odebrali ich współpracę z królem bluesa B.B. Kingiem w  Rattle And Hum i Lovetown Tour, określając ją jako wycieczkę w ślepą uliczkę. Bono przyznał, że z perspektywy czasu słuchanie czarnej muzyki umożliwiło grupie tworzenie dzieła takiej jak Achtung Baby, podczas gdy ich doświadczenia z muzyką ludową pomogły mu rozwinąć się jako autorowi tekstów. Podczas koncertu 30 grudnia 1989 roku, pod koniec trasy Lovetown Tour Bono poinformował o przerwie w koncertach. 


U2 szukało nowego muzycznego gruntu. Napisali utwór God Part II jak zdali sobie sprawę, że nadmiernie dążą do nostalgii w pisaniu piosenek. Utwór miał bardziej współczesny charakter, który - jak stwierdził Bono - był bliższy wizji Achtung Baby. Kolejnymi oznakami zmian były nagrania dokonywane w 1990 roku. Pierwsze było coverem Night And Day, w którym zespół po raz pierwszy użył elektroniczne beaty taneczne i elementy hip-hopu. Drugą oznaką zmiany był wkład Bono i gitarzysty Dave’a Evansa vel The Edge’a w oryginalną ścieżkę dźwiękową adaptacji scenicznej Mechanic Orange z 1971 roku. Większość materiałów, które napisali, była eksperymentalna i - wg Bono - położyła fundament pod Achtung Baby. Pomysły uznane za nieodpowiednie do przedstawienia zostały odłożone na użytek zespołu. W tym okresie Bono wraz Edgem zaczęli coraz częściej pisać piosenki razem bez Mullena czy basisty Adama Claytona. W połowie 1990 grupa nagrywała dema STS Studios w Dublinie. Te dema przekształciły się później w piosenki Who's Gonna Ride Your Wild Horses, Until The End of the World, Even Better Than The Real Thing oraz Mysterious Ways. Po pobycie w STS Studios Bono i Edge otrzymali zadanie kontynuowania pracy nad tekstami i melodiami do czasu ponownego zebrania się grupy. Szukając inspiracji w zjednoczeniu Niemiec, muzycy rozpoczęli nagrywanie Achtung Baby w berlińskim Hansa Studios w październiku roku 1990. Praca nie szło łatwo. Sesje obfitowały w rozmaite konflikty, ponieważ każdy z muzyków spierał się o inny gatunek muzyczny i jakość materiału. Po napięciu i powolnym postępie, które prawie skłonił zespół do rozpadu, powstał utwór One. Morale i produktywność poprawiły się podczas kolejnych sesji nagraniowych w Dublinie, gdzie album został ukończony w 1991 roku. Aby zmylić oczekiwania publiczności względem zespołu i jego muzyki, U2 wybrał żartobliwy tytuł płyty, czyli właśnie Achtung Baby. Nazwa odwoływała się zarówno do Niemiec, jak i wskazywała na romans lub narodziny. Jak za moment przeczytacie - te kwestie pojawią się na albumie.


Wszystkie kompozycje zawarte na krążku należą do U2, mimo okresów oddzielnego pisania piosenek. Muzykę pisali głównie przez jam session, co było u nich powszechną praktyką. Album zdecydowanie różni się brzmieniem i produkcją od ich wcześniejszych dokonań, bowiem utworu mają o wiele mniej hymniczny charakter, a styl muzyczny na płycie demonstruje bardziej europejską estetykę, wprowadzając elementy alternatywnego rocka, muzyki industrialnej oraz elektronicznej muzyki tanecznej. WIELKI PRZEŁOM! Z nurtu niemalże punkowego do dyskoteki. No, ale jeśli artysta nie eksperymentuje to umiera i nie jest twórczy, lecz wtórny. Zespół odniósł się do muzycznego odejścia albumu określając to jako ścięcie Drzewka Jozuego. W związku z tym zniekształcony wstęp do otwierającego utworu Zoo Station miał sprawić, że słuchacze pomyślą, że to nie nowy album U2. Gitarzysta The Edge uniknął tu swojego minimalistycznego podejścia gry na gitarze i charakterystycznego dzwonka, na rzecz stylu, który zawierał o wiele więcej solówek, dysonansu i sprzężenia zwrotnego. Wpływy industrialne i efekty gitarowe, zwłaszcza zniekształcenia, przyczyniły się do metalicznego stylu i twardszych tekstur. Muzyk osiągnął ogromny przełom w komponowaniu piosenek takich jak Even Better Than The Real Thing i Mysterious Ways, bawiąc się różnymi efektami. Sekcja rytmiczna jest bardziej wyraźna, a inspirowane hip-hopem elektroniczne taneczne beaty pojawiają się wiele razy na albumie, a przede wszystkim w The Fly. Zaś Mysterious Ways łączy w sobie funkowy riff gitarowy z tanecznym, przepełnionym conga beatem. Partie głównego wokalu również uległy zmianie. Na poprzednich płytach Bono - dla podkreślenia swych emocji - sięgał najwyższych możliwych rejestrów, śpiewając pełnym gardłem. Na Achtung Baby słyszymy, że śpiewa dość nisko, stonowanie. W wielu utworach, w tym The Fly oraz Zoo Station śpiewa jako postać z utworu. Jedną z technik stosowanych jest podwojenie oktawy, w którym wokal jest podwojony, ale śpiewany w dwóch różnych oktawach. To oktawowe zróżnicowanie było czasem dokonywane jednocześnie z wokalami, innym razem rozróżnia głosy między zwrotkami a refrenami.


Było o muzyce to teraz przyjrzyjmy się samym tekstom. A teksty to oczywiście robota nikogo innego, jak tylko Bono. I tu także zaszły diametralne zmiany, o czym wspomniałem już we wstępie. Poprzednie albumy były naładowane politycznie i społecznie. Płyta Achtung Baby jest o wiele bardziej osobista i introspekcyjna. Opowiada przede wszystkim o miłości i seksualności ludzkiej, a także duchowości, wierze i zdradzie. Teksty mają ciemniejszy ton, bowiem opisują trudne relacje osobiste i emanują uczuciem zagubienia, samotności i nieadekwatności. Centralnym punktem tych tematów była separacja Edge’a z żoną (matką trójki jego dzieci), która nastąpiła w połowie nagrywania albumu. Ból nie tylko skupił go na nagraniu i skłonił go do popierania bardziej osobistych tematów, ale także wpłynął na wkład liryczny Bono. Wokalista znalazł zaś inspirację we własnym życiu osobistym, podając jako główne narodziny swoich dwóch córek - w 1989 i 1991 roku. Znajduje to odzwierciedlenie w Zoo Station, która otwiera album, jako deklaracja intencji z tekstami sugerującymi nowe oczekiwania. Tekst do utworu One był zainspirowany zmagającymi się relacjami członków zespołu oraz zjednoczeniem Niemiec. The Edge opisał piosenkę jako gorzką, pokręconą, jadowitą rozmowę między dwojgiem ludzi, którzy przeszli przez jakieś paskudne, ciężkie rzeczy. Podobnie Ultraviolet (Light My Way) opisuje napięte relacje i niepokój związany z licznymi obowiązkami, a w Acrobat Bono śpiewa o słabości, hipokryzji i nieadekwatności. Who's Gonna Ride Your Wild Horses oraz So Cruel, o nieodwzajemnionej miłości, obsesji i zaborczości to muzyczny ukłon w stronę piosenek Roya Orbisona, Scotta Walkera i Jacquesa Brela. Zaś zamykający album utwór Love Is Blindness to ponury opis nieudanego romansu. Mimo mrocznych tematów na płycie, wiele tekstów jest bardziej nonszalanckich i seksualnych. Bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej w przypadku U2. Odzwierciedla to ponowne odwiedzanie przez grupę niektórych dadaistycznych postaci i wybryków scenicznych, którymi parali się pod koniec lat 70. jako nastolatkowie, ale porzucili na rzecz bardziej dosłownych tematów już w latach 80. Refren w Ultraviolet (Light My Way) zawiera popowy liryczny frazes baby, baby, baby zestawiony z mrocznymi tekstami w wersach. Bono napisał słowa do The Fly jako tytułowej postaci piosenki, komponując sekwencję aforyzmów. Nazwał piosenkę dziwnym telefonem z piekła. Obrazy religijne także są namacalne w kompozycjach. Utwór Until The End Of The World to wyimaginowana rozmowa między Jezusem, a jego zdrajcą - Judaszem Iskariotą. Świadczą o tym choćby wersy: In the garden I was playing the tart / I kissed Your lips and broke Your heart / You were acting like it was the end of the world. Zdradziecki uczeń całujący swojego Mistrza i robiący z siebie sprzedajną dziwkę. W Acrobat Bono śpiewa o poczuciu duchowej alienacji, zwłaszcza w wersie: I'd break bread and wine / If there was a church I could receive in / 'Cause I need it now. W wielu miejscach teksty Bono o kobietach niosą konotacje religijne, opisując je jako duchy, życie, czy światło oraz bożki, które należy czcić. Obrazoburcza teologia polana sosem teologii feministycznej? Jako absolwent teologii i zdeklarowany feminista - UWIELBIAM TO 👍Bono, jesteś mistrzem! 😍


Minęło 30 lat, a album ten wciąż brzmi świeżo i nic się nie zestarzał. Ta zmiana liryczna i muzyczna wyszła im jak najbardziej na plus. Achtung Baby zadebiutował na pierwszym miejscu listy US Billboard 200 Top Albums, jednocześnie zajmując pierwsze miejsca na listach przebojów w wielu innych krajach. Album bardzo spójny, refleksyjny i po raz pierwszy w karierze U2 pozbawiony polityki i zaangażowania społecznego. Zaiste - ścięli Drzewko Jozuego. Wstyd nie mieć!😊 Bartas✌

środa, 24 listopada 2021

30 lat temu odszedł Freddie Mercury. Bardzo smutny dzień w radosnych anegdotach. Budapeszt '86

Wiem, że dla wielu jest to trudne do uwierzenia, ale ja doskonale pamiętam
dzień 24 listopada 1991 roku. Miałem wtedy pięć lat. Ale przecież pięciolatek to nie jest niemowlak. Moja siostra w roku 1998 umiała 4 latka i pamięta jak nasza prababcia Helena dostała wylewu i zmarła dwa dni później. Takie rzeczy są możliwe. Wierzcie lub nie. Wspomnianego już 24 listopada 1991 roku byłem z Rodzicami w Jeleniej Górze. Rekreacyjny wyjazd. Basen i hotel. Spędziliśmy z Tatą niemal cały dzień na basenie. Przyszliśmy do pokoju hotelowego, mama szykowała kolację. Włączyliśmy telewizor i… ta wiadomość: Freddie Mercury nie żyje. Płakałem. Niemalże rok wcześniej zacząłem swoją przygodę z Queen. W lutym 1991 roku Mama kupiła mi kasetę Innuendo - ukochany album życia, jak i pechowy z powodu jakości taśmy i sprzętu. Kilka miesięcy po śmierci Freddiego - w Poniedziałek Wielkanocny, 20 kwietnia 1992 - koncert emitowany na żywo w polskiej telewizji prosto ze Stadionu Wembley. Łzy wzruszenia. I ta miłość trwa do dnia dzisiejszego. Moi byli nauczyciele spotykają mnie na ulicy i wspominają jak udawałem Freddiego w modnych wtedy mini playback show. Pytają, czy to dalej trwa. Mam niektórych i w znajomych na fejsbuku. Gdy tylko wrzucam Queen to pojawiają się od nich właśnie polubienia i serdeczne komentarze w stylu: Pamiętam, Bartuś, Ciebie przebranego za Freddiego. Jezu, jakie to są piękne wspomnienia. Bo to muzyka jest piękna. 

Dziś mija 30 lat, odkąd Freddiego nie ma z nami. Pozostała muzyka, pozostał głos. Niesamowity głos i skala nieosiągalna dla wielu. A także charyzma sceniczna. To wszystko polane sosem eklektyzmu muzycznego - od rocka, przez metal, po operę, disco czy funk. Taki był Freddie Mercury i taki był zespół Queen. Cztery silne osobowości tworzące historię. Wszyscy mieli wkład w przeboje, wszyscy pisali piosenki. Jednak największa uwaga zawsze skupiona była na frontmanie. Ale to był człowiek, który nie uważał się za lidera. Mówił, że wszyscy członkowie są równi. A gdy działy się w zespole kłótnie, właśnie Freddie był największym dyplomatą i negocjatorem do zażegnania sporów. Bardzo dużo można by o nim napisać. Powiem Wam, że długo się zastanawiałem co tak naprawdę napisać, skoro wszystko już zostało powiedziane. Nie ma sensu pisać skróconej notki biograficznej.  Odesłać mogę do dobrych książek. Wpadłem na - myślę - dość ciekawy pomysł, by ten smutny dzień uczcić nieco weselej. Freddie kochał życie i nie chciałby zapewne, byśmy my, fani, zamulali. Choć tak bardzo za Nim tęsknimy. Już tyle lat, a my wciąż nie możemy uwierzyć, że Go nie ma z nami. 


Zapowiadałem w lipcu, że napiszę co nieco o koncercie Queen w Budapeszcie. Niestety … nie wyrobiłem z datą. 27 lipca byłem w pracy, a zaraz potem jechałem niemal prosto z Przyjaciółmi na swój ukochany Woodstock. Tak sobie pomyślałem, że w ramach tego zadośćuczynienia uczczę pamięć Mistrza … właśnie tym jednym z najpiękniejszych koncertów. Dlaczego akurat ten? Przecież jest tyle innych świetnych, mniej znanych, np z lat 70-tych. Dlatego, cholera, że mam ogromny sentyment do Węgier i tej pięknej stolicy, jaką jest Budapeszt. Byłem tam kilka razy, krocząc śladami swoich idoli. A sam koncert to jedna z najlepszych rzeczy na ich ostatniej trasie Magic Tour. 


Wydarzenie to miało miejsce 27 lipca 1986 roku miało i uznane jest za historyczne i wyjątkowe. Zespół Queen w ramach swojej ostatniej trasy koncertowej w oryginalnym składzie, zagrał na Stadionie Ludowym Nepstadion. Działo się to na trzy lata przed zburzeniem Berlińskiego Muru. Kilkakrotnie zwracano mi uwagę, że Queen nie był pierwszym zespołem, który zagrał za Żelazną Kurtyną. Zgoda, ale ... był pierwszym, który zrobił to na tak wielką skalę i z takim rozmachem. Przedstawienie zgromadziło 80 tysięcy ludzi nie tylko z samych Węgier, ale i z Czechosłowacji, a także ... z Polski. Kto był temu strasznie zazdroszczę. Chętnych było więcej, niż wejściówek. Cena biletu wynosiła dwa funty, co wówczas było równowartością miesięcznej pensji takiego fana Queen. Proponowano też grupie, aby zagrała drugi koncert, jednak kolidowało to z zaplanowaną wystawą motocykli. 


Koncert budapeszteński przygotowano nakładem olbrzymich środków technicznych i przy udziale dużego sztabu ludzi. Scenę, oczywiście w częściach, przywiozło 15 ciężarówek, a montowało — przez prawie dwa dni — 60 potężnych osiłków. 13 kilometrów kabli i pięć generatorów mocy umożliwiło ustawienie właściwego poziomu dźwięku i świateł. W takiej sytuacji również i zespół postanowił w jakiś oryginalny sposób podkreślić niezwykłość tego wydarzenia. Po wylądowaniu w Wiedniu muzycy przesiedli się do wodolotu (którego nieco wcześniej używał m. in. prezydent Gorbaczow) i Dunajem udali się w kierunku Budapesztu. Mercury obserwując zabytki nad brzegiem rzeki zakrzyknął: Budynek Parlamentu? Czy on jest na sprzedaż? Ile ma sypialni? Czy ma wystarczającą liczbę służących? Potem szybko się ocknął i rzekł: Ups! Nie można w tym kraju mówić takich rzeczy! Sorry, nie powiedziałem tego! Zawsze był apolityczny, choć doskonale wiedział, co dzieje się na świecie. W samym Budapeszcie zespół zamieszkał w Hotelu Intercontinental. Każdy z członków dostał osobny pokój. Freddiemu przypadł królewski apartament. Na wieść o tym Roger dostał piany. Przyszedł wkurwiony do kumpla obejrzeć jego pokój i wypalił: No, tak, ten Twój to jest, kurwa, ździebko równiejszy od mojego.

Wszyscy, którzy zetknęli się z członkami grupy Queen, mają fajne wspomnienia. Niejaki Laszlo Hegedus, węgierski promotor, organizator większości dużych koncertów w Europie Wschodniej, doskonale pamięta koncert Queen w Budapeszcie i wszystkie towarzyszące mu imprezy, takie jak choćby ekstrawaganckie przyjęcie urodzinowe Rogera (dzień przed koncertem, 26 lipca), które Freddie wystawił mu w swoim hotelowym apartamencie  jako rekompensata za ten ździebko równiejszy pokój. Jednak najbardziej utkwił mu w pamięci fakt, który miał miejsce kilka dni wcześniej. Brian May oraz przedstawicielka działu informacji wiedeńskiego oddziału EM I udali się specjalną limuzyną z Wiednia do Budapesztu na konferencję prasową. Po drodze, już na Węgrzech, w szczerym polu, samochód po prostu się zepsuł. May, kobieta z EMI i kierowca podążyli w kierunku najbliższej wsi, aby wśród okolicznej ludności szukać pomocy. W miejscowej knajpie odnaleźli telefon i spokojnie oczekiwali na mój przyjazd ze stolicy. Brian bardzo wyróżniał się swym wyglądem w tym towarzystwie, więc trudno się dziwić, że krzątało się przy nim sporo osób. Kiedy Laszlo pojawił się wraz z awaryjnym samochodem na miejscu, Brian, przedstawicielka EMl, kierowca, praktycznie cała wioska — jednym słowem wszyscy — byli kompletnie pijani. May na dodatek nie zmarnował czasu. Nauczył się pięćdziesięciu najpopularniejszych węgierskich przekleństw. Podobno używa ich do dzisiaj! 

A sam koncert? Podczas koncertu akustycznego Freddie i Brian wykonali tradycyjną węgierską piosenkę ludową Tavaszi szél vizet áraszt. Do dziś pamiętany ten wzruszający hołd sprawił, że piosenkarka i zespół są szczególnie popularni na Węgrzech. W krótkim wywiadzie dla węgierskiej prasy, zapytany, czy to był początek przyjaźni zespołu z Węgrami, Freddie Mercury odpowiedział: Jeśli będę żył to wrócę. Koncert miał tak duże znaczenie dla władz węgierskich, że do jego nagrania nawiązała bezprecedensowa współpraca czołowego węgierskiego operatora filmowego i techników. Węgierska państwowa firma MaFilm skołowała nawet wszystkie siedemnaście kamer 35 mm dostępnych w kraju, aby sfilmować historyczny koncert. Oprócz przedstawienia występu Queen na żywo, film zawiera montaże najważniejszych momentów legendarnej wizyty zespołu oraz unikalny wgląd w węgierski styl filmowy dostosowany do zachodniej muzyki rockowej.


We wrześniu 2012 roku do kin na całym świecie wprowadzono zremasterowane wideo, zatytułowane Hungarian Rhapsody - nawiązanie do węgierskich rapsodów Franza Liszta i jednego z najsłynniejszych przebojów Queen - Bohemian Rhapsody.


Freddie nigdy nie wrócił do Budapesztu. Smutny ten dzisiejszy dzień.








Bartas ✌

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...