Bez zbędnych pytań płyta Barcelona była jedną z najbardziej ambitnych, wyzwaniowych i zarazem odważnych przedsięwzięć Freddiego. Uważał ją za jedną z najbardziej satysfakcjonujących projektów w karierze i z pośród tych, z których był najbardziej dumny. Zaiste praca z Montserrat Caballe była spełnieniem jego marzeń. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek może się ono spełnić. W kwietniu roku 1986, podczas wywiadu dla hiszpańskiej telewizji i programu Informe Semenal, Freddie mówił o swojej pasji dla opery, a w szczególności o swym zamiłowaniu do głosu Montserrat Caballe. Jak tłumaczył, głównym powodem wizyty w Barcelonie było pragnienie spotkania z divą. Gospodarz programu tv był nieźle zaskoczony. Wiadomość ta szybko dotarła do Caballe. Manager Jim Beach skontaktował się z promotorem Queen w Hiszpanii, Pino Sagliocco, by zaaranżować spotkanie i ostatecznie marzenie Freddiego spełniło się dziewięć miesięcy (!!!) później. Oto on we wspomnianym na samym początku swoim ostatnim publicznym wywiadzie!
Po raz pierwszy spotkali się w hotelu Ritz w Barcelonie 24 marca 1987 roku. I tak właśnie narodziła się, być może, najbardziej niezwykła kolaboracja w nowoczesnej historii muzyki. Freddie poleciał do Barcelony z managerem Queen Jimem Beachem, z kompozytorem Mikiem Moranem i ze swoim osobistym asystentem Peterem Phoebe Freestonem. Wziął także ze sobą taśmę z utworem, jakim nagrał dla niej na tę okazję. Usiedli razem, a cała reszta ekipy stała wokół nich. Przez dobre dwie lub trzy minuty panowała martwa cisza. Aż w końcu Freddie odważył się zwrócić do Montserrat ze słowami: Wiesz, napisałem dla Ciebie piosenkę. Czy mogę ją zagrać? I tak przełamały się lody między nimi. Jedna z najlepszych div operowych świata i - moim zdaniem - najlepszy rockowy frontman i wokalista wszech czasów, spędzili resztę popołudnia śpiewając razem, z Mikiem Moranem na pianinie, w hotelowym pokoju.
Utwór Barcelona został nagrany w kwietniu roku 1987 i pierwszy raz wykonany przez Freddiego i Montserrat 30 maja tego samego roku na Ibizie w klubie Ku. To był finał światowego Show Ibiza ’92. Niezwykły odbiór publiczności hiszpańskiej zachęcił Freddiego i Montserrat do nagrania całego albumu. Album był nagrywany przez okres 18 miesięcy Pomiędzy styczniem 1987 roku, a lipcem 1988 roku w dwóch studiach – Townhouse w Londynie i Mountain w Szwajcarii. Producentem był Freddie, Mike Moran i David Richards.
No, ale nie tylko Barcelona. Utwór numer dwa La Japonaise. Odkąd Queen ruszyli w pierwszą poważną trasę po Japonii Freddie był zafascynowany tym krajem i chyba mu to pozostało. Postanowił nagrać taki właśnie utwór w klimatach japońskich. Nagrania dokonano 9 listopada 1987 (a demo pochodzi z 1 września). Freddie napisał cały tekst, łącznie z częścią po japońsku (!) a niektóre fragmenty zaśpiewał ... falsetem. Idąc dalej mamy przepiękny i wzniosły The Fallen Priest. Pierwotny tytuł to Rachmaninov's Revenge, później zmieniony na The Duet i w końcu na The Fallen Priest po napisaniu tekstu przez Tima Rice'a. Jak dla mnie chyba najbardziej emocjonalny ładunek na płycie. Freddie wchodzi w takie rejestry wokalne, że ja osobiście wymiękam! Wspomniałem o utworze, którego Freddie napisał specjalnie na pierwsze spotkanie z Montserrat. Otóż ten wspomniany Exercises In Free Love został przekształcony w utwór Ensueño. Freddie na prośbę divy zaśpiewał.... TENOREM. Nigdy wcześniej ani nigdy później już tego nie robił.
Nie sposób się nudzić tym albumem. Opera wcale nie musi być nuda. The Golden Boy to niesamowity łączący w sobie kilka gatunków połączonych ze sobą razem - oprócz opery mamy tutaj rock, gospel i soul. W nagraniu wzięli udział m.in. Peter Straker, czyli kumpel Freda od najdzikszych orgiastycznych imprez, a także chórek gospel w składzie: Madeline Bell, Dennis Bishop, Lance Ellington, Miriam Stockley, Mark Williamson i Carol Woods. Utwór zaczyna się poważnie i groźnie, jakbyśmy oglądali jakiś horror, by przejść do crescendo fortepianowego i lirycznego wokalu Freddiego, który śpiewa: Kocham Cię za Twoją ciszę/Kocham Cię za Twój pokój... a potem .... BUM! Energia, rock'n'roll, gospel. Utwór kończy się tak, jak się zaczął. UWIELBIAM TEN KAWAŁEK. Opera to nuda? Freddie pokazał, że NIE! Ostatnie dwa utwory połączone razem ze sobą. Guide Me Home oraz How Can I Go On. Ten pierwszy na początku nosił nazwę Freddie's Overture i był jednym z ostatnich utworów, które powstały na tej płycie - datuje wczesny 1988 rok. Z kolei How Can I Go On to utwór nagrany wczesna wiosną 1987 roku. Na basie zagrał … John Deacon. Jest też Overture Piccante - taki mix fragmentów z całej płyty połączony w jeden utwór. Ot tak. Dla zabawy. Wyszło fajnie.
Ósmego października 1988 roku, czyli na dwa dni przed wydaniem płyty, Freddie i Montserrat pojawili się znów razem, tym razem na wielkim wydarzeniu La Nit, na którym odbyło się przekazanie Barcelonie przez Koree Olimpijskiej flagi. Byli obecni tam także król i królowa Hiszpanii. Para wykonała wówczas trzy utwory Barcelona, The Golden Boy oraz How Can I Go On. Wydarzenie było filmowane na całym świecie, a dyrektorem realizującym był Gavin Taylor. Użyto wówczas osiemnastu kamer. Był to tak naprawdę ostatni wielki koncert Freddiego na scenie. Artysta miał wówczas problemy z gardłem, więc para zaśpiewała z playbacku. To jest niestety zawsze ryzykowne. Widać na nagraniu lekkie spięcie na twarzy wokalisty. Nie obyło się bez kontrowersji i skandalu. Ktoś puścił źle taśmę, w złym tempie. Publika to zauważyła. Sam Freddie po występie był wściekły na całą obsługę techniczną do tego stopnia, że o mało co nie zdemolował zaplecza sceny. Zainteresowanych odsyłam do książki Somebody To Love. Życie śmierć i spuścizna Freddiego Mercury'ego autorstwa Matta Richardsa o Marka Langthorne’a.
Pamiętam mój ból jak było otwarcie Olimpiady w Barcelonie i tylko sama Montserrat na scenie a Freddie z playbacku....
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńPociesza mnie fakt, że od 2 lat są razem w niebie, tak jak wyśpiewali....
OdpowiedzUsuńWspaniały duet i nieprawdopodobne połączenie głosów.
OdpowiedzUsuńZnakomita płyta i emocje, które wnosi podczas każdego sluchania.
Pieknie to opisakes, mam dreszcze na ciele z zachwytu i emocji. Dzieki Bartek💋
OdpowiedzUsuńGenialny album... szkoda, że wytwórnia w niego nie wierzyła... Dodam jeszcze, że Pavarotti lub Carerras po koncercie Trzech Tenorów w Termach Karakalli w wywiadzie dla telewizji powiedział: Nie byłoby tego wydarzenia, nie byłoby transmisji na cały świat i takiej oglądalności gdyby nie płyta "Barcelona". A któryś z krytyków dodał, że Mercury i Caballé wprowadzili muzykę poważną do świadomości publicznej i rozgłośni radiowych...
OdpowiedzUsuńdziękuję za komentarz ;)
Usuńtak, dokładnie było :)
Niebianski duet. Po prostu,Mistrzostwo świata. Co jakiś czas chętnie do tego albumu wracam. Opere kocham odkad zainteresowalam się Mozartem. Wspaniale połączenie rocka i opery. To było coś. Dziękuję za piękny ciekawy post.
OdpowiedzUsuń