niedziela, 31 grudnia 2023

Podsumowanie płytowe roku 2023

Ostatni dzień roku 2023. Myślę, że to już ostatni dzwonek, by podsumować go muzycznie. Działo się naprawdę sporo dobrego. Zarówno jeśli chodzi o płyty, jak i o koncerty oraz festiwale. Przesłuchałem, jak to każdego roku, setki różnych płyt. Postanowiłem wyłonić 15 albumów polskich wykonawców oraz 15 zagranicznych.




Najpierw muzyka polska:

1. Horta - "Księżyc & Mars" Od samego początku ujęli mnie oryginalnością brzmienia, niebanalnymi tekstami, a wizualnie i scenicznie - zespołem Queen. Jacek Horta zachowuje się na scenie niczym Freddie Mercury, zaś gitarzysta Łukasz Kufa gra na kopii słynnej gitary Briana Maya - Red Special. 2. Flapjack - "Sugar Free" Wydawałoby się, że po śmierci Grzegorza “Guzika” Guzińskiego kontynuacja działalności grupy nie ma racji bytu. Niemniej jednak stara gwardia połączyła siły z młodszym pokoleniem wydając album bardzo świeży, a jednocześnie w klasycznym flapjackowym stylu 3. Nira Nise - "The Witch Unburned" Jeśli ogarnia Cię tęsknota i nostalgia za tymi szalonymi latami, za tą energią lat 90-tych to “The Witch Unburned” zapewni Tobie wciągające wrażenia i wypełni pustkę w Twojej duszy. Nostalgiczne wibracje przeplatają się ze współczesnymi refleksjami, oferując muzyczną podróż, która obejmuje zarówno znajomość minionej epoki, jak i znaczenie w teraźniejszości. Grunge not dead. 4. Black Radio - "Black Radio" Znakomity przykład tego, że stary, korzenny rock’n’roll nie umarł. Tak świeżo, tak klasycznie i tak światowo można grać tak w Polsce 5. Mariusz Duda - Afr Ai D Lider Riverside także doskonale sprawdza się solowo. Nie po raz pierwszy pokazuje, że sypie muzycznymi pomysłami jak z rękawa. Kolejna znakomita podróż po zakamarkach ludzkiej duszy. 6. Daria Zawiałow - "Dziewczyna Pop" Na pierwszy rzut oka i ucha płyta lekka, łatwa i przyjemna w odbiorze, ale gdy się człowiek w nią zagłębi to odkryje ile ważnych tematów w sferze związków artystka porusza. 7. Daria ze Śląska - "Tu Była" Mogę powiedzieć, że moje odkrycie roku, jeśli chodzi o damski wokal. Ciekawe teksty i bardzo dobra produkcja. 8. Katarzyna Nosowska - "Degrengolada" “Basta!” nie przypadła mi do gustu. Najnowszą płytą Kaśka wraca do formy zarówno muzycznej, jak i lirycznej. Czasy grunge’owe ma już dawno za sobą, a jednak wciąż coś mądrego do powiedzenia. 9. Riverside - "ID. Entity" “Wasteland” był sprawdzianem dla Maćka Mellera w roli gitarzysty po śmierci Piotra Grudzińskiego. Na najnowszej płycie pokazał, że jest godnym następcą zmarłego przed ośmioma laty muzyka. Żałoba została przepracowana i zespół wraca w klasycznym stylu. 10. Taco Hemingway - "1-800-OŚWIECENIE" Z Taco to różnie bywało. Ostatnim albumem, który zrobił na mnie piorunujące wrażenie był “Hotel Marmur” w 2016. Potem długo nic, aż tu nagle ten warszawski raper powraca z kolejnym świetnym concept-albumem “1-800-Oświecenie”, na którym to wciela się w rolę DJ'a radiowego oraz… siebie samego. 11. Lech Janerka - Gibsowy Odlew Falsyfikatu" 18 lat czekania, ale warto było. Bardzo dojrzała. Płyta na świetnym poziomie, przemyślana, wręcz pozostawiająca niedosyt. Zróżnicowana muzycznie i nastrojowo. 12. mona polaski - "Oryginał" Poznałem ich twórczość dopiero w tym roku. “Oryginał” to ich już płyta”. Takiego ejtisowego grania w Polsce jest dzisiaj sporo, ale mona polaski ma w tym wszystkim 13. Hamulec - "Na Pohybel" Pierwszy album zatytułowany “Na Gapę” był dopiero przystawką do tego, co ten śląski zespół zaprezentował na swojej drugiej płycie - dojrzałej zarówno pod kątem brzmienia, produkcji, jak i tekstów, które są o wiele bardziej refleksyjne. 14. Spięty - "Heartcore" Odkąd znam twórczość zarówno Lao Che czy Spiętego to jestem zdania, że teksty tego gościa powinny być przerabiane na lekcjach języka polskiego. 15. WaluśKraksaKryzys - "+ piekło + niebo" Słucham go od dłuższego czasu, widziałem jego koncert na Pol'and'Rocku. Bardzo ciekawa, wręcz słodko-gorzka, obserwacja rzeczywistości okraszona oryginalnym gitarowym brzmieniem.



Albumy zagraniczne: 


1. The Rolling Stones - “Hackney Diamonds|

24 sierpnia 2021 roku odszedł Charlie Watts. Wydawało się, że te kamienie przestaną się toczyć. Aż tu nagle zapowiedź płyty i rewelacyjny powrót po 18 latach. Zmarły perkusista zdążył zagrać w kilku utworach.  Hackney Diamonds to album o niezwykłej jakości muzycznej - różnorodny, eklektyczny, bardzo kompletny, naznaczony doskonałą produkcją.


2. Peter Gabriel - “I/O”

Sztuka nie powstaje w próżni, więc wszystko to trafiło na wyjątkowe wyjście/wejście, świadomie lub nieświadomie. Niektóre aspekty z pewnością stanowią zamierzone ukłony w stronę jego przeszłości, ale ten album nie jest dziełem nostalgii, ale nie jest to też chybiona próba odzyskania młodości czy powtórzenia komercyjnego sukcesu singla Sledgehammer. Album I/O jest dokładnie taki, jakiego można się spodziewać po Gabrielu tworzącym w roku 2023: radosny, przemyślany, ambitny, elokwentny, introspektywny, głęboko osobisty, globalny, optymistyczny i wypełniony melodiami tak wielkimi, jak zawarte w nich pomysły. 


3. Royal Blood - “Back To The Water Below”

"Back To The Water Below" stanowi ciekawe połączenie refleksji i dalszego rozwoju. Zespół pozwala nam wziąć udział w muzycznej podróży odkrywczej i pokazuje mniej kolejny cel, a bardziej fragmenty wspólnych poszukiwań. Jako zestaw dziesięciu piosenek nadal dobrze ze sobą współgra, pomimo sporadycznych przerw stylistycznych.


4. Queens Of The Stone Age - “Im Times New Roman”

To solidna dawka rocka z mnóstwem świetnych momentów, ale...jeśli szukasz czegoś z nieco większym zacięciem i ambicjami to niestety możesz być nieco zawiedziony tym, co zespół Ci oferuje. Mimo to jest to bez wątpienia jeden z najmocniejszych albumów rockowych, jakie ukazały się dotychczas w 2023 roku. A jeśli jesteś fanem zespołu lub ogólnie lubisz ten gatunek to z pewnością ta płyta zaspokoi Twoje potrzeby.


5. Glen Hansard - “All That Was East Is West of Me Now”

Album melancholijny i często żałobny, ale dzięki sporym umiejętnościom Glena, który potrafi wykorzystać nawet najbardziej zniechęcające sytuacje jako okazję do sprostania wyzwaniu, jego muzyka nigdy nie brzmiała tak pełna życia i znaczenia. Świat czeka. Czy zatańczysz z nim? Śliczna płyta na długie jesienne wieczory. Dzięki, Glen! 😍


6. Blur - “The Ballad Of Darren”

Jak więc "The Ballad Of Darren" wypada w dyskografii Blur? Bardzo dobrze! Emocjonalny i pełen intencji Darren zabiera nas w podróż w poszukiwaniu duszy, która jest świadectwem tego, jak przezwyciężenie straty może pomóc Ci odnaleźć siebie, swoje brzmienie i przyjaciół dzięki mocy muzyki. Bardzo mocna pozycja muzyczna tego roku.  


7. Bob Dylan - “Shadow Kingdom”

Tym, co sprawia, że jego nowe i w pełni kameralne wydawnictwo “Shadow Kingdom” jest triumfem, jest to, że stanowi ostateczną wersję obu stron późnej kariery Boba. W genialny sposób odkrywa na nowo niektóre z jego najbardziej kultowych pieśni, a jednocześnie sprawia wrażenie ostatecznego nagrania.


8. PJ Harvey - “Inside The Old Year Dying “

Artystka opisuje “I Inside The Old Year Dying” jako opowieść o intensywności, pierwszej miłości i poszukiwaniu sensu. Jej bohaterką jest młoda dziewczyna eksplorująca świat, w którym istnieją duchy. Celowo czy nie, temat odzwierciedla to - jak Polly twierdzi - iż ponownie zakochała się w muzyce, wycofując się z cyklu niestrudzonych tras koncertowych i wydawania albumów. 


9. Foo Fighters -  “But Here Were Are”

Album "But Here We Are" poruszył moje serce do głębi. To piękna i hałaśliwa zarazem celebracja braterstwa i surowa, bardzo bolesna eksploracja straty. Jest to album chaotyczny, przyprawiający o zawrót głowy, ambitny, wspaniały. Członkowie Foo Fighters przekraczają swoje granice i idą jeszcze dalej. Przez to wszystko "But Here We Are" jest niezaprzeczalnym przypomnieniem uzdrawiającej, jednoczącej mocy muzyki. Bardzo gorąco polecam. Ja, zdeklarowany fan tego zespołu od dobrych 25 lat😍


10. Metallica - “72 Seasons”

"72 Seasons" nie jest może arcydziełem na miarę pierwszych klasycznych albumów Metalliki. Ale jest to dzieło, które pokazuje, że zespół wciąż ma energię i kreatywność do komponowania riffów, które mogą stać się za parę lat klasykami i stałym punktem ich koncertów. A my? Nadal możemy się cieszyć ich nową muzyką. Bardzo dobra pozycja. Polecam mocno! 🔥👍


11. Overkill - "Scorched" 

“Scorched” przykuwa uwagę i trzyma w napięciu od początku do końca. To absolutne riffowe, pełne zajebistych solówek, rytmiczne, ale bardzo grzmiące dzieło sztuki. Po czterdziestu latach ten zespół wie, jak zachować spójność i nie popaść w stagnację. 


12. Paramore - “This Is Why”

Paramore docierają tam, gdzie wreszcie ich muzyka chciała dotrzeć przez większą część ostatniej dekady. Zamiast próbować przebić swoje niezrównane hymny, zespół odkrył nowe ciepło w “This Is Why”, a efekt jest naprawdę triumfalny. Nie przegapcie😊


13. Depeche Mode - “Memento Mori”

"Memento Mori" to bardzo solidny album Depeche Mode z kilkoma najważniejszymi momentami, które fani zdecydowanie powinni dodać do swoich playlist. Jeśli to jest ostatni, jaki od nich otrzymujemy, to jest to odpowiednie zakończenie. Cokolwiek nastąpi później, będzie to mile widziany bonus. Pozycja bardzo wysoko przeze mnie polecana😍


14. Duff McKagan - “Lighthouse”

Propozycja Duffa może się wydawać daleka od imprezowego hedonizmu Guns N’ Roses u szczytu sławy (nie mówiąc już o nastoletnich zespołach, w których muzyk się udzielał - The Fartz, Vains czy The Fastbacks), ale “Lighthouse” ma w sobie szczerość, która odbija się echem przez całą drogę powrotną do tych najbardziej chaotycznych dni. Można wyciągać dzieciaka z punk rocka, ale nie można wyciągnąć punk rocka z dziecka.


15. Def Leppard - “Drastic Symphonies”

Zapewne znajdą się tacy, którzy będą kpić z tego sojuszu rocka i muzyki klasycznej, ale większość utworów na “Drastic Symphonies’ zachowuje integralność oryginalnych nagrań, dodając świeże elementy tematyczne. Więc następnym razem, gdy usłyszysz tę samą piosenkę Def Leppard w radiu, możesz wybrać jeden z tych utworów. Z wyjątkiem jednego. Naprawdę docenisz trochę cukru w jego oryginalnej postaci.



Do następnego ro(c)ku!💥 Bartas✌☮

niedziela, 10 grudnia 2023

Sztuka nie powstaje w próżni. Peter Gabriel powraca po 21 latach z nowym albumem - "I/O".

Czekaliśmy na ten moment 21 lat. Ponad dwie dekady minęło, odkąd Peter Gabriel wydał swój ostatni studyjny album Up! No, ale to nie było wcale tak, że przez ten czas kompletnie nie zajmował się swoją muzyczną karierą. Były przecież trasy koncertowe, w tym występy z okazji rocznicy wydania SO (jego największego sukcesu artystycznego i komercyjnego), które to sprowadziły świetnego perkusistę Manu Katche z powrotem do zespołu. Artysta nagrał również w tym czasie covery swoich ulubionych wykonawców (dawnych i współczesnych) w aranżacjach orkiestrowych Scratch My Back oraz własne kompozycje w nowych w tych samych aranżacjach - New Blood. Zajmował się także działalnością charytatywną. Wspierał organizacje takie jak The Elders, która skupiona jest na pokoju, sprawiedliwości, prawach człowieka i zrównoważonej planecie (członkami jej był m.in. Nelson Mandela i arcybiskup Desmond Tutu) czy Reverberation, która skupia się na badaniu związku muzyki z mózgiem ludzkim. Teraz Gabriel powraca z absolutnie premierowym materiałem i albumem zatytułowanym I/O

Sztuka nie powstaje w próżni, więc wszystko to trafiło na wyjątkowe wyjście/wejście, świadomie lub nieświadomie. Niektóre aspekty z pewnością stanowią zamierzone ukłony w stronę jego przeszłości, ale ten album nie jest dziełem nostalgii, ale nie jest to też chybiona próba odzyskania młodości czy powtórzenia komercyjnego sukcesu singla Sledgehammer. Album I/O jest dokładnie taki, jakiego można się spodziewać po Gabrielu tworzącym w roku 2023: radosny, przemyślany, ambitny, elokwentny, introspektywny, głęboko osobisty, globalny, optymistyczny i wypełniony melodiami tak wielkimi, jak zawarte w nich pomysły. Krążek zawiera 12 kompozycji. Wiele z nich zostało wykonanych podczas ostatniej trasy koncertowej, wszystkie wypuszczone w tym roku w ramach jego odrodzonego, dawno uśpionego Klubu Pełni Księżyca. Tematyka utworów obejmuje śmiertelność, smutek, terroryzm, przekaz informacji poprzez media i stan naszej planety. Łącząc to wszystko w jedną całość powracają motywy komunikacji i wzajemnych powiązań, typowo charakterystyczny głos Gabriela (w jakiś sposób niepodatny na upływ czasu) oraz muzyka, która brzmi momentami bardzo znajomo, jak i nieustraszenie. Wszystkie utwory zostały napisane, skomponowane i wyprodukowane przez niego samego. Opierają się w dużej mierze na partiach klawiszowych i oprogramowaniu rytmicznym, zwykle uzupełnianych przez jego wieloletnich zaprzyjaźnionych muzyków: gitarzystę Davida Rhodesa, basistę Tony'ego Levina i wspomnianego już perkusistę Manu Katche. Gdzieniegdzie pojawia się również wielki myślicie, Brian Eno, podobnie jak Soweto Gospel Choir i New Blood Orchestra, zaaranżowana przez Johna Metcalfe’a.

Otwierający album utwór Panopticom, poruszający ideę dzielenia się wiedzą, łączy złowrogie wersety w stylu Digging In The Dirt z podniebnymi refrenami (And we pour the medicine down / While we watch the world around us). Tytułowy numer wręcz rozkwita od samego Petera i prowadzi do czegoś bardziej radosnego, niż Shaking The Tree, gdy muzyk deklaruje I’m just a part of everything. Kompozycja This Home, w którym pięknie gra fortepian Eno oraz szwedzki męski chór Orphei Drängar, jest cichsza, ale jeszcze cieplejsza. Olive Tree, przez które wije się gitara Rhodesa, rośnie wraz z pojawieniem się trąbki i saksofonu, gdy muzyk afirmuje: I’ve got the water falling on me / It’s all waking me up/ I’ve got the sunlight warming my back / Warming up all my bones. Uśmiecha się wręcz na tym utworem, który pod względem entuzjazmu przewyższa nawet Secret World. Podobnie podnoszący na duchu Road To Joy, który ma swoje korzenie w projekcie Gabriela Millenium Dome i jest najbliższy odważnemu, jasnemu brzmieniu Steam i Big Time. Mamy też Playing For Time, w którym występuje głównie fortepian, wokal i elegancka partia smyczków. Jest on wolniejszy i bardziej dramatyczny, ale nie mniej potężny. Zwłaszcza wtedy, gdy Gabriel rozmyśla o wspomnieniach, starzeniu się, życiu pełnią życia i pytaniu czy jesteśmy więźniami czasu. Te przemyślenia zainspirowane były Long Now Foundation - organizacją, która propaguje myślenie długoterminowe. And Still porusza podobne tematy, ale z jeszcze bardziej osobistej perspektywy. Poświęcony zmarłej matce artysty jest jeszcze bardziej wzruszający niż Father Son. Szczególnie w momencie, gdy Gabriel spaceruje po domu w którym dorastał, wspominając (melorecytacją) jej ciepło, współczucie dla ludzi i zwierząt oraz jej miłość do muzyki. Jednym z najważniejszym momentów na płycie jest jej zwieńczenie - Live And Let Live, który dzieli się szeroko otwartym przesłaniem tolerancji. Powołując się na takie choćby wielkie nazwiska jak nieodżałowany Nelson Mandela, Gabriel i chór Gospel Soweto proszą Słuchacza: Żyj i pozwól żyć innym. To wszystko się dzieje przy wtórze smyczków, połyskującej gitary Rhodesa i jednego z tych gospelowych rytmów, do których ludzie są genetycznie zaprogramowani. Typowo porywający finał w duchu In Your Eyes to tylko jeden z powodów, dla których warto sięgnąć po I/O - naprawdę wciągającego doświadczenia wzmocnionego jedynie poprzez wybór dwóch odmiennych miksów, z których każdy w subtelny sposób odsłania różne kolory i tekstury kolejnego arcydzieła Petera Gabriela. Wspaniała płyta. Warto było czekać😍 Bartas✌☮

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...