Kiedy Roger przyniósł swoją kompozycję do studia i zaprezentował kolegom, Brian zapytał:
- Co to, kurwa, ma być?
- Piosenka, Ty matkojebco! - odparł Roger
I'm In Love With My Car. To opowieść o człowieku, który kocha swój samochód i gotów dla niego nawet zerwać z dziewczyną. Chociaż sam autor był miłośnikiem motoryzacji, piosenka została zainspirowana przez technicznego Jonathana Harrisa, który pałał wielką miłością do swojego cacka Triumpha TR4. Odgłos silnika w utworze zaś pochodzi z samochodu Alfa Romeo, którym w tamtym czasie poruszał się Roger. Wieść gminna głosi, że Taylorowi tak spodobała się jego własna piosenka, że WRĘCZ WYMUSIŁ na kolegach umieszczenie jej na stronie B singla Bohemian Rhapsody poprzez ... ZAMKNIĘCIE SIĘ W SZAFIE. Dopiął swego, piosenka znalazła się na stronie B, a autor zarobił tyle samo kasy, co jego kolega.
Piosenkę You’re My Best Friend John Deacon napisał dla swojej żony, Veroniki Tetzlaff. Oprócz pianina, gra na gitarze elektrycznej Wurlitzer . Charakterystyczny dźwięk" basowych nut Wurlitzera odgrywa ważną rolę w utworze. Podczas występów na żywo użyto raczej Grand Piano niż elektrycznego pianina, a grał go Freddie, a John grał na gitarze basowej, tak jak w oryginalnym nagraniu. Dlaczego tak? A i tu ciekawostka: Freddie nie znosił elektrycznego pianina, a kolega jakby chciał zrobić na złość, więc zaszywając się w swoim domu bardzo długo ćwiczył klawiszowe akordy. Na stronie singla znalazł się utwór, który następuje na płycie tuż po nim.
A ten utwór to ‘39. Mamy na płycie coś w stylu skiffle. Autorem jest Brian, który bardzo interesował się tym gatunkiem, jak i ... kosmosem. Utwór opowiada historię grupy odkrywców kosmosu, którzy wyruszają w to, co jest - z ich perspektywy - całoroczną podróżą. Jednak po powrocie zdają sobie sprawę, że minęło sto lat (ze względu na efekt dylatacji czasu w specjalnej teorii względności Einsteina) a ci, których porzucili, są teraz martwi lub postarzeni. May zaśpiewał piosenkę na albumie, z towarzyszącym wokalem Mercury'ego i Taylora. Gitarzysta poprosił Deacona, aby ten zagrał na podwójnym basie, tak dla żartu. Myślał, że nie zagra, ale kilka dni później znalazł kolegę w studiu ze wspomnianym instrumentem, którego John opanował niemal do perfekcji. Podczas występów na żywo Mercury śpiewał główny wokal. Mogę być tutaj szczery? Jak na tak ogromne możliwości wokalne Freddie śpiewał go za nisko. Nawet ja wyżej to pociągnę, gdy chwytam za gitarę i gram to przy okazji różnych imprez. No, ale nie o mnie się tu rozchodzi 😉
Chwilę później mamy znowu kompozycję Maya. Tym razem jest to szybki napędzany przesterami rocker Sweet Lady. Na wokalu tym razem jest Freddie. Metrum perkusyjne grane jest na ¾, w zwrotce i refrenie, a w mostku na 4/4. Roger przyznał kiedyś, że była to dla niego najtrudniejsza piosenka do zagrania na żywo. Ciekawostką jest fakt, że w studiu sekcja rytmiczna została nagrana na setkę. Jeśli się dobrze wsłuchamy to usłyszymy brzęczenie drutów od werbla, które wibrują wraz od partii gitary basowej Johna Deacona.
Queen byli znani z bawienia się emocjami i stylami. Pisali wspaniałe pastisze. Głównie Freddie. Czego zajebistym przykładem jest utwór Seaside Rendezvous. Pewnego leniwego popołudnia Mercury wraz z Taylorem siedzieli sobie przy wspólnej herbatce i dla zabawy zaczęli jammować ... swoimi głosami. I tak też zostało nagrane. W tym utworze są same głosy! Sekcja jest wykonywana wyłącznie przez Mercury'ego i Taylora. Freddie naśladuje instrumenty dęte drewniane, w tym klarnet, a Taylor głównie instrumenty dęte, w tym tuby i trąbki, a nawet kazoo. Roger uderza najwyższą nutę na płycie, C6. Mamy też stepowanie wykonywane przez obu panów na biurku miksowania z naparstkami na palcach. Freddie gra tu też zarówno na fortepianie jak i na honky-tonk.
Przewracamy longplay na drugą stronę i mamy do czynienia z absolutną perełką The Prophet's Song. Ta piosenka sięga jeszcze czasów albumu Sheer Heart Attack. Napisał ją Brian, który w tamtym czasie cierpiał na poważne zapalenie wątroby i pewnej nocy miał sen o biblijnym potopie i Arce Noego. Zainspirowany snem postanowił napisać o tym utwór. Pomysły swoje rozpisywał na wielu małych skrawkach papieru. Nagrywanie zajęło wiele godzin, a Freddie godzinami szlifował swoją partię wokalną. Efektem czego jest przepiękny kanon i harmonie wokalne. Efekt przyśpieszenia, który zachodzi w połowie gitarowego solo, został osiągnięty przez uruchomienie odtwarzacza szpulowego z taśmą, ponieważ magnetofon został zatrzymany.

Napisany przez Freddiego dla Mary Austin utwór Love Of My Life znany jest chyba najbardziej w wersjach koncertowych. Brian zwykle grał na gitarze dwunastostrunowej, a Freddie - rzecz jasna - śpiewał, wchodząc zawsze w interakcja z publicznością. Obaj siedzieli na stołkach (tak, wyprzedzili erę koncertów unplugged) albo sam siedział Brian. Wersja studyjna grana jest nieco inaczej - jest zupełnie inny aranż i tonacja. Freddie gra na pianinie i śpiewa falsetem, a Brian gra ... na harfie. Wokalista wykazuje się tutaj niesamowitą znajomością frazowania "rubato", ukazującego klasyczne wpływy fortepianowe zwłaszcza naszego Fryderyka (tak, tak! imię zobowiązuje!!! Freddie, czyli zdrobniała forma od Frederick, a w języku parsów - Farrokh) Chopina i Ludwika Van Beethovena. Po wykonaniu utworu w Ameryce Południowej w 1981 roku, wersja z ich koncertowego albumu Live Killers osiągnęła 1 pozycję na liście singli w Argentynie i Brazylii i przez cały rok pozostawała na listach przebojów w Argentynie.
Kolejna fajna perełka Briana. Good Company. Piosenka opowiada o człowieku, którego ojciec doradził mu w młodym wieku, aby opiekował się tymi, których nazywasz własnymi i zachował dobre towarzystwo. Młody człowiek przyjmuje tę radę, żeniąc się z dziewczyną o imieniu Sally, a także chcąc utrzymywać dalej kontakty z przyjaciółmi. Jednak po zawarciu małżeństwie zaczął tracić zainteresowanie przyjaciółmi i stopniowo zaczęli odchodzić. Z czasem zaniedbywał także rodzinę poprzez długie nocne przesiadywanie w pracę. Te wszystkie wysiłki są mu nagradzane - zakłada własną firmę. Zajmuje się nią tak bardzo, iż nie zauważa, że żona go opuszcza. Brian miał ulubiony zespół o nazwie The Temperance Seven grający muzykę oparta na dixielandowym jazzie, ale wspaniale zaaranżowaną. Uwielbiał te skomplikowane, ale spontanicznie grane aranże. Inspiracje możemy dostrzec słuchając właśnie utworu Good Company. Ciekawostką jest fakt, że Brian używa tu amplifiera gitarowego skonstruowanego w 1972 roku przez .... inżyniera elektroniki samego Johna Deacona, a urządzenie to nazywa się Deacy Amp. Piosenka jest w tonacji F # major. Tonacja ta jest stosunkowo rzadka w katalogu utworów Queen. W utworze jest siedem wersetów, a trzy z nich są instrumentalne. Pierwszy instrumentalnie częściowo imituje melodię werset. Istnieją tylko dwa refreny, które mają głównie ten sam schemat akordów, co wersety. Zwrot B ma również tę samą wiodącą melodię. Piosenka zawiera również dwie solówki, które są głównie wersetami i mostem, który jest przez nie oddzielony. Brian gra też na ukulele.
O singlu, który uratował zespołowi tyłek przed rozpadem i zasadniczo przyczynił się do wielkiego sukcesu całej płyty, czyli Bohemian Rhapsody, powiedziałem już dość dużo w innym poście. Nie widzę więc większego sensu powtarzać tego samego. Odsyłam tych, co nie czytali, TUTAJ.
Zbliżamy się do finału płyty. Guitar Layering to jedna z charakterystycznych technik Briana Maya. Przyznał w którymś z wywiadów, że technika ta została opracowana podczas szukania dźwięku skrzypiec. W roku 1974 muzyk - tuż przed trasą promującą album Sheer Heart Attack - nagrał własną wersję hymnu brytyjskiego God Save The Queen. Na początku zagrał go na pianinie, jednak później jednak zmienił koncepcję, nagrywając ścieżki gitarowe. Użył blisko 30 ścieżek przy pomocy wspomnianego wzmacniacza Deacy Amp, który potem został wprowadzony na rynek jako Brian May Vox. W ten sposób zaaranżowany hymn Wielkiej Brytanii trafił na płytę A Night At The Opera. Tradycją Queen stało się odtworzenie tej wersji z taśmy na sam koniec każdego z koncertów. Warto też odnotować, że 3 czerwca 2002 roku May zagrał go na dachu Pałacu Buckingham jako hołd dla Jimiego Hendrixa i jego wersji The Star-Spangled Banner.
Album ukazał się 21 listopada 1975 roku. Po wydaniu, album A Night At the Opera znajdował się na szczycie listy albumów w Wielkiej Brytanii przez cztery nie następujące po sobie tygodnie. Zadebiutował na czwartym miejscu na liście US Billboard 200 i stał się pierwszym albumem zespołu z certyfikatem platyny w USA. Światowa sprzedaż albumu to ponad sześć milionów egzemplarzy. Późniejsze recenzje A Night At The Opera były mieszane, ale głównie z pochwałami za jej produkcję i różnorodną tematyką muzyczną oraz uznaniem jako album, który uczynił Queen światowymi gwiazdami. Album był nominowany do Nagrody Grammy za najlepsze rockowo wykonanie wokalne duetu, grupy lub chóru oraz za najlepszą aranżację na głosy. Retrospektywne recenzje okrzyknęły go najlepszym albumem Queen i jednym z najlepszych albumów w historii muzyki rockowej. W 2020 roku Rolling Stone umieścił go na 128 miejscu na liście 500 najlepszych albumów wszechczasów. W 2018 roku został wprowadzony do Grammy Hall Of Fame.
Pozycja absolutnie obowiązkowa! Ogromny wstyd nie znać! i JA Wam to mówię. Kumacie? JA 😊
Bartas✌
Płyta niesamowicie zróżnicowana.
OdpowiedzUsuńPamiętam moje pierwsze podejście. Nie wszystko od razu chwyciło mnie muzycznie. Ale do wszystkiego trzeba dojrzeć.
P. S o wiaderku na głowie nie wiedziałam 🤣
Dzięki za odwiedziny :)
UsuńTo cudownie opisałeś z sercem i wiedzą totalną ❤️💋super
OdpowiedzUsuń