sobota, 21 listopada 2020

Historia pewnej płyty, która uratowała zespół przed rozpadem. 45 lat albumu "A Night At The Opera" grupy Queen

Wydawać by się mogło, że po trzecim albumie Queen,
Sheer Heart Attack, wydanym w roku 1974, a dokładnie po małym sukcesie singla Killer Queen, w karierze zespołu coś zaczęło się zmieniać. Fakt, że Brytyjczycy zostali zauważeni nadal byli biedni. Roger nie miał nawet hajsu na nowe i porządne pałki perkusyjne, więc był zmuszony do cichego bębnienia.  Johnowi -  świeżo upieczonemu żonkosiowi - odmówiono hajsu na spłacenie depozytu na swój dom. Ta narastająca frustracja skłoniła Freddiego do napisania piosenki Death On Two Legs, który miał być początkiem nowego albumu grupy. Następnie zespół wynegocjował umowę z Trident Studios i rozpoczął poszukiwania nowego kierownictwa. Zastanawiali się, czy nie zatrudnić Petera Granta, który był wówczas managerem Led Zeppelin. Grant chciał, aby zespół podpisał kontrakt z Swan Song, wytwórnią Led Zeppelin, i zasugerował, by Queen wyruszył w trasę, podczas gdy on uporządkuje swoje finanse. Muzycy mieli wątpliwości co do Granta, więc skontaktowali się z Johnem Reidem, który był wówczas menadżerem Eltona Johna. Reid przyjął zaproszenie i polecił grupie wejść do studia i zrobić najlepszą płytę, jaką mogą nagrać. Do produkcji albumu muzycy Queen zatrudnili Roya Thomasa Bakera oraz inżyniera dźwięku, nieżyjącego już, Mike’a Stone’a. Gary Langan, który wówczas miał niespełna 19 lat  i był operatorem taśm do wszystkich piosenek Queen na ich poprzednim albumie Sheer Heart Attack został zatrudniony jako asystent inżyniera dźwięku. Album był nagrywany w siedmiu różnych studiach przez okres czterech miesięcy (poprzedni zaś album w czterech różnych studiach). Podobno był to najdroższy album, jaki kiedykolwiek powstał, a jego koszt szacowany jest na 40 000 £. 

Próby przed nagraniem płyty.
Zanim zaczęli nagrywać album przez trzy tygodnie mieli sesje próbne w wynajętym domu w hrabstwie Herefordshire. Od sierpnia do września 1975 r. grupa pracowała w Rockfield i Monmouthshire. Przez resztę sesji nagraniowych, które trwały do listopada, grupa nagrała w Lansdowne, Sarm, Roundhouse, Scorpio Sound i Olympic Sound Studios. Jedyną piosenką na płycie zarejestrowaną w Studio Trident była God Save The Queen, która została nagrana 27 października poprzedniego roku, krótko przed tym, jak zespół wyruszył w Tournee promujące album Sheer Heart Attack. W przerwach między nagrywaniem, Queen oglądali film Braci Marx A Night At The Opera. Freddie i Roger spojrzeli na siebie i równo stwierdzili, iż jest to idealny tytuł na płytę. Tym bardziej, że pracowali wówczas nad Bohemian Rhapsody. Reszta zespołu nie wniosła żadnych zastrzeżeń.

Queen na farmie Ridge, 1975.
Album oscyluje wokół rozmaitych gatunków muzycznych - rocka progresywnego, opery, jazzu, heavy metalu i hard rocka. Jest także także folk, skiffle, camp oraz music hall. Każdy członek napisał co najmniej jedną piosenkę. Pięć z nich było wkładem Mercury'ego, cztery zostały napisane przez Maya, a Taylor i Deacon mieli po jednej piosence. Końcowym utworem była instrumentalna wersja God Save The Queen, hymnu brytyjskiego, zaaranżowanego przez Maya. Na pierwszych dwóch albumach zespół inspirował się głównie grupami Led Zeppelin oraz YES (power i ostra jazda oraz harmonie wokalne). Jednak od Sheer Heart Attack, grupa Queen zaczęła czerpać inspirację z codziennego życia i przyjęła bardziej popularne style muzyczne.

Otwierający płytę numer Death On Two Legs można nazwać nienawistnym listem Freddiego Mercury'ego do pierwszego menedżera Queen, Normana Sheffielda, który słynął z niewłaściwego traktowania zespołu i nadużywał swojej roli jako menedżer od 1972 do 1975. Sheffield zaprzeczył oskarżeniom zawartym w swojej autobiografii z 2013 r. zatytułowanej Życie na dwóch nogach: Ustaw rekord na prostą, i odniósł się do kopii oryginalnych kontraktów menedżerskich z 1972 roku między Sheffield i Queen, które zostały włączone do książki jako dowód jego obrony. Choć piosenka nigdy nie odnosiła się bezpośrednio do niego, po wysłuchaniu Sheffield był zbulwersowany i pozwał zespół i wytwórnię płytową o zniesławienie. Podczas występów na żywo, Mercury zwykle zadedykował piosenkę prawdziwemu skurwielowi wśród dżentelmenów, chociaż ta linia została ocenzurowana w wersji, która pojawiła się na ich albumie Live Killers w 1979 roku. Poza tym na albumie koncertowym powiedział, że jest zadedykowany skurwielowi, którego kiedyś znałem. W filmie dokumentalnym Classic Albums Brian May przyznał, że reszta zespołu była lekko przerażona tą goryczką autora tekstu. Jednak stwierdzono ostatecznie, że Freddie ma do tego prawo.

Kolejną kompozycją Mercury'ego jest Lazing On A Sunday Afternoon. Freddie gra na pianinie i wykonuje wszystkie partie wokalne. A słyszycie, że ma jakiś taki dziwny głos? Jakby z megafonu? Tak, wokalista nagrywa go w blaszanym wiaderku na głowie. Mikrofon wychwycił ten dźwięk, co dało imponujący efekt megafonu. 


Kiedy Roger przyniósł swoją kompozycję do studia i zaprezentował kolegom, Brian zapytał:

- Co to, kurwa, ma być?

- Piosenka, Ty matkojebco! - odparł Roger


I'm In Love With My Car. To opowieść o człowieku, który kocha swój samochód i gotów dla niego nawet zerwać z dziewczyną. Chociaż sam autor był miłośnikiem motoryzacji, piosenka została zainspirowana przez technicznego Jonathana Harrisa, który pałał wielką miłością do swojego cacka Triumpha TR4. Odgłos silnika w utworze zaś pochodzi z samochodu Alfa Romeo, którym w tamtym czasie poruszał się Roger. Wieść gminna głosi, że Taylorowi tak spodobała się jego własna piosenka, że WRĘCZ WYMUSIŁ na kolegach umieszczenie jej na stronie B singla Bohemian Rhapsody poprzez ... ZAMKNIĘCIE SIĘ W SZAFIE. Dopiął swego, piosenka znalazła się na stronie B, a autor zarobił tyle samo kasy, co jego kolega. 


Piosenkę
You’re My Best Friend John Deacon napisał dla swojej żony, Veroniki Tetzlaff.  Oprócz pianina, gra na gitarze elektrycznej Wurlitzer . Charakterystyczny dźwięk" basowych nut Wurlitzera odgrywa ważną rolę w utworze. Podczas występów na żywo użyto raczej Grand Piano niż elektrycznego pianina, a grał go Freddie, a John grał na gitarze basowej, tak jak w oryginalnym nagraniu. Dlaczego tak? A i tu ciekawostka: Freddie nie znosił elektrycznego pianina, a kolega jakby chciał zrobić na złość, więc zaszywając się w swoim domu bardzo długo ćwiczył klawiszowe akordy. Na stronie singla znalazł się utwór, który następuje na płycie tuż po nim.

A ten utwór to ‘39. Mamy na płycie coś w stylu skiffle. Autorem jest Brian, który bardzo interesował się tym gatunkiem, jak i ... kosmosem. Utwór opowiada historię grupy odkrywców kosmosu, którzy wyruszają w to, co jest - z ich perspektywy - całoroczną podróżą. Jednak po powrocie zdają sobie sprawę, że minęło sto lat (ze względu na efekt dylatacji czasu w specjalnej teorii względności Einsteina) a ci, których porzucili, są teraz martwi lub postarzeni. May zaśpiewał piosenkę na albumie, z towarzyszącym wokalem Mercury'ego i Taylora. Gitarzysta poprosił Deacona, aby ten zagrał na podwójnym basie, tak dla żartu. Myślał, że nie zagra, ale kilka dni później znalazł kolegę w studiu ze wspomnianym instrumentem, którego John opanował niemal do perfekcji. Podczas występów na żywo Mercury śpiewał główny wokal. Mogę być tutaj szczery? Jak na tak ogromne możliwości wokalne Freddie śpiewał go za nisko. Nawet ja wyżej to pociągnę, gdy chwytam za gitarę i gram to przy okazji różnych imprez. No, ale nie o mnie się tu rozchodzi 😉  

Chwilę później mamy znowu kompozycję Maya. Tym razem jest to szybki napędzany przesterami rocker Sweet Lady. Na wokalu tym razem jest Freddie. Metrum perkusyjne grane jest na ¾, w zwrotce i refrenie, a w mostku na 4/4. Roger przyznał kiedyś, że była to dla niego najtrudniejsza piosenka do zagrania na żywo. Ciekawostką jest fakt, że w studiu sekcja rytmiczna została nagrana na setkę. Jeśli się dobrze wsłuchamy to usłyszymy brzęczenie drutów od werbla, które wibrują wraz od partii gitary basowej Johna Deacona.

Queen byli znani z bawienia się emocjami i stylami. Pisali wspaniałe pastisze. Głównie Freddie. Czego zajebistym przykładem jest utwór Seaside Rendezvous. Pewnego leniwego popołudnia Mercury wraz z Taylorem siedzieli sobie przy wspólnej herbatce i dla zabawy zaczęli jammować ... swoimi głosami. I tak też zostało nagrane. W tym utworze są same głosy! Sekcja jest wykonywana wyłącznie przez Mercury'ego i Taylora. Freddie naśladuje instrumenty dęte drewniane, w tym klarnet, a Taylor głównie instrumenty dęte, w tym tuby i trąbki, a nawet kazoo. Roger uderza najwyższą nutę na płycie, C6. Mamy też stepowanie wykonywane przez obu panów na biurku miksowania z naparstkami na palcach. Freddie gra tu też zarówno na fortepianie jak i na honky-tonk.

Przewracamy longplay na drugą stronę i mamy do czynienia z absolutną perełką The Prophet's Song. Ta piosenka sięga jeszcze czasów albumu Sheer Heart Attack.  Napisał ją Brian, który w tamtym czasie cierpiał na poważne zapalenie wątroby i pewnej nocy miał sen o biblijnym potopie i Arce Noego. Zainspirowany snem postanowił napisać o tym utwór. Pomysły swoje rozpisywał na wielu małych skrawkach papieru. Nagrywanie zajęło wiele godzin, a Freddie godzinami szlifował swoją partię wokalną. Efektem czego jest przepiękny kanon i harmonie wokalne. Efekt przyśpieszenia, który zachodzi w połowie gitarowego solo, został osiągnięty przez uruchomienie odtwarzacza szpulowego z taśmą, ponieważ magnetofon został zatrzymany.


Napisany przez Freddiego dla Mary Austin utwór Love Of My Life znany jest chyba najbardziej w wersjach koncertowych. Brian zwykle grał na gitarze dwunastostrunowej, a Freddie - rzecz jasna - śpiewał, wchodząc zawsze w interakcja z publicznością. Obaj siedzieli na stołkach (tak, wyprzedzili erę koncertów unplugged) albo sam siedział Brian. Wersja studyjna grana jest nieco inaczej - jest zupełnie inny aranż i tonacja. Freddie gra na pianinie i śpiewa falsetem, a Brian gra ... na harfie. Wokalista wykazuje się tutaj niesamowitą znajomością frazowania "rubato", ukazującego klasyczne wpływy fortepianowe zwłaszcza naszego Fryderyka (tak, tak! imię zobowiązuje!!! Freddie, czyli zdrobniała forma od Frederick, a w języku parsów - Farrokh) Chopina i Ludwika Van Beethovena. Po wykonaniu utworu w Ameryce Południowej w 1981 roku, wersja z ich koncertowego albumu Live Killers osiągnęła 1 pozycję na liście singli w Argentynie i Brazylii i przez cały rok pozostawała na listach przebojów w Argentynie.

Kolejna fajna perełka Briana. Good Company. Piosenka opowiada o człowieku, którego ojciec doradził mu w młodym wieku, aby opiekował się tymi, których nazywasz własnymi i zachował dobre towarzystwo. Młody człowiek przyjmuje tę radę, żeniąc się z dziewczyną o imieniu Sally, a także chcąc utrzymywać dalej kontakty z przyjaciółmi. Jednak po zawarciu  małżeństwie zaczął tracić zainteresowanie przyjaciółmi i stopniowo zaczęli odchodzić. Z czasem zaniedbywał także rodzinę poprzez długie nocne przesiadywanie w pracę. Te wszystkie wysiłki są mu nagradzane - zakłada własną firmę. Zajmuje się nią tak bardzo, iż nie zauważa, że żona go opuszcza. Brian miał ulubiony zespół o nazwie The Temperance Seven grający muzykę oparta na dixielandowym jazzie, ale wspaniale zaaranżowaną. Uwielbiał te skomplikowane, ale spontanicznie grane aranże. Inspiracje możemy dostrzec słuchając właśnie utworu Good Company. Ciekawostką jest fakt, że Brian używa tu amplifiera gitarowego skonstruowanego w 1972 roku przez .... inżyniera elektroniki samego Johna Deacona, a urządzenie to nazywa się Deacy Amp. Piosenka jest w tonacji F # major. Tonacja ta jest stosunkowo rzadka w katalogu utworów Queen. W utworze jest siedem wersetów, a trzy z nich są instrumentalne. Pierwszy instrumentalnie częściowo imituje melodię werset. Istnieją tylko dwa refreny, które mają głównie ten sam schemat akordów, co wersety. Zwrot B ma również tę samą wiodącą melodię. Piosenka zawiera również dwie solówki, które są głównie wersetami i mostem, który jest przez nie oddzielony. Brian gra też na ukulele.

O singlu, który uratował zespołowi tyłek przed rozpadem i zasadniczo przyczynił się do wielkiego sukcesu całej płyty, czyli Bohemian Rhapsody, powiedziałem już dość dużo w innym poście. Nie widzę więc większego sensu powtarzać tego samego. Odsyłam tych, co nie czytali, TUTAJ


Zbliżamy się do finału płyty. Guitar Layering to jedna z charakterystycznych technik Briana Maya. Przyznał w którymś z wywiadów, że technika ta została opracowana podczas szukania dźwięku skrzypiec. W roku 1974 muzyk - tuż przed trasą promującą album Sheer Heart Attack - nagrał własną wersję hymnu brytyjskiego God Save The Queen. Na początku zagrał go na pianinie, jednak później jednak zmienił koncepcję, nagrywając ścieżki gitarowe. Użył blisko 30 ścieżek przy pomocy wspomnianego wzmacniacza Deacy Amp, który potem został wprowadzony na rynek jako Brian May Vox. W ten sposób zaaranżowany hymn Wielkiej Brytanii trafił na płytę A Night At The Opera. Tradycją Queen stało się odtworzenie tej wersji z taśmy na sam koniec każdego z koncertów. Warto też odnotować, że 3 czerwca 2002 roku May zagrał go na dachu Pałacu Buckingham jako hołd dla Jimiego Hendrixa i jego wersji The Star-Spangled Banner.

Album ukazał się 21 listopada 1975 roku. Po wydaniu, album A Night At the Opera znajdował się na szczycie listy albumów w Wielkiej Brytanii przez cztery nie następujące po sobie tygodnie. Zadebiutował na czwartym miejscu na liście US Billboard 200 i stał się pierwszym albumem zespołu z certyfikatem platyny w USA. Światowa sprzedaż albumu to ponad sześć milionów egzemplarzy. Późniejsze recenzje A Night At The Opera były mieszane, ale głównie z pochwałami za jej produkcję i różnorodną tematyką muzyczną oraz uznaniem jako album, który uczynił Queen światowymi gwiazdami. Album był nominowany do Nagrody Grammy za najlepsze rockowo wykonanie wokalne duetu, grupy lub chóru oraz za najlepszą aranżację na głosy. Retrospektywne recenzje okrzyknęły go najlepszym albumem Queen i jednym z najlepszych albumów w historii muzyki rockowej. W 2020 roku Rolling Stone umieścił go na 128 miejscu na liście 500 najlepszych albumów wszechczasów. W 2018 roku został wprowadzony do Grammy Hall Of Fame.

Pozycja absolutnie obowiązkowa! Ogromny wstyd nie znać! i JA Wam to mówię. Kumacie? JA 😊








Bartas✌


3 komentarze:

  1. Płyta niesamowicie zróżnicowana.
    Pamiętam moje pierwsze podejście. Nie wszystko od razu chwyciło mnie muzycznie. Ale do wszystkiego trzeba dojrzeć.

    P. S o wiaderku na głowie nie wiedziałam 🤣

    OdpowiedzUsuń
  2. To cudownie opisałeś z sercem i wiedzą totalną ❤️💋super

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...