Przyznam się szczerze, że na początku nie lubiłem tego zespołu. To były czasy liceum, gdy wydali swoją druga płytę Meteora. Zawojowali światowym rynkiem muzycznym aż sześcioma singlami promującymi: Somewhere I Belong, Numb, Faint, From The Inside, Lying From You czy Breaking The Habit. Nie kupiłem tego wtedy! Mój mózg, moja wrażliwość muzyczna i rzetelna edukacja muzyczna w domu nie przyjmowały takich konwencji. Taki mainstream, taka pokazówka, taka moda wśród młodzieży gimnazjalno-licealnej, chwalącej się tym, że słucha rocka/metalu. Porzuca rapsy i zaczyna interesować się metalem. Ja pierdzielę! Toż to ni metal, i rock, i rap. Dopiero ich trzecia płyta Minutes To Midnight, wydana w 2007 roku, otworzyła mi oczy i wtedy zrozumiałem, że się bardzo co do tego zespołu myliłem. Teraz, gdy nie ma już Chestera wśród żywych, dochodzi do Ciebie jak bardzo ten człowiek cierpiał. Depresja to straszna choroba i takie pierdolenie weź się w garść, inni mają gorzej sprawia, że cały mój wewnętrzny pacyfizm idzie w cholerę i mam ochotę zasadzić temu komuś kopa w dupę. W 2017 roku Bennington odebrał sobie życie. Po tym tragicznym wydarzeniu wydawało się, że ten dzień wielkiego comebacku Linkin Park może nigdy nie nadejść. Ciężko jest zastąpić tak charyzmatycznego wokalisty kimś innym. Naciśnięcie przycisku odtwarzania nowego albumu From Zero to bardzo surrealistyczne doświadczenie i poczucie niepewności do tego, co ma nadejść.
Krążek wydaje się jednocześnie świeżym początkiem i logicznym kolejnym krokiem w ewolucji Linkin Park, a pierwsza połowa albumu jest bardziej zgodna ze starymi Linkinami, przyciągając nowych słuchaczy znajomym brzmieniem. Do tej pory prawdopodobnie, Drogi Czytelniku, słyszałeś single: wpadające w ucho The Emptiness Machine, kolosalne Heavy Is The Crown oraz refleksyjne Over Each Other. Ten ostatni daje nowej wokalistce Emily Armstrong jej jedyny solowy popis wokalny na albumie. Cut The Bridge przypomina Bleed It Out dzięki swojemu porywającemu rytmowi i znanemu refrenowi wokalnemu. Casualty to najcięższy moment albumu z ostrym thrashowym riffem i większym tupotem niż stado słoni w czasie karmienia łupanego. From Zero siada najlepiej w drugiej połowie, kiedy Armstrong naprawdę wznosi się na wyżyny wokalne. Wylało się na nią mnóstwo hejtu. Na nią i na Mike’a Shinodę, także ze strony rodziny zmarłego Chestera. Ta pochodząca z Los Angeles współzałożycielka grupy Dead Sara, moja rówieśniczka, to absolutny strzał w dziesiątkę. Wiadomo, że Chestera nie zastąpi nikt, ale jeśli już chcą kontynuować działalność to Emily jest najlepszym z możliwych wyborów. Overflow ma w sobie trip hopowy klimat i coś z ery A Thousand Suns. Two Faced jest bezczelny i wścibski, ma bowiem wznoszący się refren, zabawną interakcję wokalną między Mike'iem i Emily i myślę sobie, że stanie się koncertowym hitem. Stained to świetna piosenka, w której przetworzone bity odbijają się od rapowanego wokalu Mike'a, torując drogę wznoszącemu się refrenowi Emily. Też może fajnie sprawdzi się na koncertach. Dwa ostatnie momenty albumu, IGYEIH, to kolejny ciężki utwór, który dodaje albumowi energii w jego końcowych momentach. Good Things Go to ponury sposób na zakończenie albumu i pasuje do tradycji zespołu, aby zakończyć wszystko zamyśloną nutą. To moja ulubiona piosenka na albumie i doskonały przykład tego, jak dobrze Emily i Mike współpracują wokalnie.
From Zero to rewelacyjny album i wielki comeback Linkin Park. I chociaż trochę cierpi z powodu kryzysu tożsamości, przez co wydaje się albumem składającym się z dwóch odrębnych połówek, to tak dobrze jest mieć grupę z powrotem w tak kapitalnej formie. Jak już napisałem, Emily Armstrong to strzał w dziesiątkę. Artystka udowadnia, że jest więcej niż gotowa do zadania przejęcia połowy obowiązków wokalnych zespołu, a ten album naprawdę jest dla niej idealnym punktem zaczepienia, aby zabłysnąć. To album, który oddaje hołd całej karierze zespołu - przeszłości, teraźniejszości i przyszłości oraz wyznacza ścieżkę na ekscytującą nową erę. Jedna z płyt roku 2024. Bardzo gorąco polecam🔥
Bartas✌☮
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz