sobota, 10 lutego 2024

Atmosfera letniego poranka. Supergrupa Big Scenic Nowhere i ich trzeci album studyjny - "The Waydown".

 

Big Scenic Nowhere to ambitny projekt założony przez Boba Balcha z grupy Fu Manchu i Gary’ego Arce’a z Yawning Man na gitarze jako jednorazowy projekt instrumentalny powołany do życia w 2009 roku. Pomimo pewnych występów na żywo, dopiero w 2019 roku stał się poważnym projektem muzycznym, gdy do tej dwójki dołączył Tony Reed (Mos Generator i Slower) na basie, klawiszach i wokalu oraz Bill Stinson na perkusji (także z Yawning Man). Występowali także Nick Oliveri, Per Wiberg, Thomas Jäger, Lisa Alley i Ian Graham z The Well. W roku 2020 wydali debiutancki album Vision Beyond Horizon. Teraz powracają ze swoim trzecim już albumem zatytułowanym The Waydown. Stanowi on kontynuację rozwoju i eksploracji zespołu. W dużej mierze rodzi się z jam session z udziałem Arce’a i Balcha, którzy łączą dwa unikalne style, tworząc coś pomiędzy odlotowymi kosmicznymi dźwiękami Yawning Man i fuzzowym ciężkim crunchem Fu Manchu. Efekt tego jest bardzo imponujący. Ten najnowszy zbiór ma swoje korzenie w latach 2021, 2020, a nawet 2018, wyznaczając ciągłą podróż ewolucji zespołu, wraz z coverem Sara Smile autorstwa Hall & Oates Oates z albumu Dary Hall & John z 1975 roku, na którym gościnnie wystąpił klawiszowiec tej formacji Eliot Lewis. Pomimo upodobania do występów gościnnych, album The Waydown skupia się na głównym kwartecie, co nadaje temu albumowi nieco bardziej równy klimat, niż niektóre z ich poprzednich wydawnictw. 


Rozpoczynając utworem tytułowym, grupa nie marnuje czasu, racząc słuchacza tą senną i hipnotyczną przestrzenią, z której jest znana. Głos Tony’ego Reeda zwiastuje hipnotyczne, głębokie, ale łagodne gitarowe nuty Balcha, rytmiczne obok basu, podczas gdy Garry Arce kręci własnym, niepowtarzalnym i kosmicznym rytmie w kaskadowym przypływie. Bill Stinson nadaje psycho-funkowego charakteru dzięki zręcznym uderzeniom perkusji i tasowaniu, które wznosi się i opada wraz z ekspresyjnym i dźwięcznym wokalem Reeda.  Czasami skłonności do rocka progresywnego zderzają się z luźniejszym klimatem jam-rocka, ale są zakotwiczone w mocniejszym, klasycznym rockowym brzmieniu, co sprawia, że ta kompozycja ma przejściowy dług wobec Black Sabbath u szczytu ich eksperymentalnej mocy. Idąc dalej mamy Summer Teeth. Wpada on w lekki i delikatny surfrockowy styl, a jego głównym motywem przewodnim jest wzajemne oddziaływanie bardziej natarczywych tonów Reeda i płynącej, niemal tańczącej gitary prowadzącej. Od przemyślanych instrumentalnych i łagodnych fragmentów, aż po błogi wybuch w refrenie. Summer Teeth niemal płynnie przechodzi w funkowy Surf Western, w którym daje się słyszeć bas cztero i ośmiostrunowy. Panuje tu porywająca atmosfera letniego poranka, a partie klawiszowe są ukłonem w stronę grupy The Doors. Nadają temu eteryczny klimat, po czym chrupki slide wprowadza bardziej nastrojowy klimat w drugiej połowie numeru. Ten mroczniejszy zwrot ma swoją kontynuację w Bleed On, gdzie do samotnego gitarowego wstępu dołączają ostre partie perkusji, które zapoczątkowują przygnębiające pytania i poszukiwania w refrenie. W miarę jak piosenka rozwija się do dokuczliwego refrenu Bleed On / Go away, go away…, zespół uderza w cięższe tony i pojawia się niezaprzeczalne poczucie powściągliwej mocy. Dla kontrastu, wspomniany we wstępie numer Sara Smile to soulowy funk z lat 70-tych, który nie jest on zbytnio oddalony od oryginału. Przeszedł pustynną rockową metamorfozę, która zachowuje zabawny ton nucącej ballady, ale nałożony na bogatą wokalizę Reeda i gęsty, pulsujący puls sekcji rytmicznej Big Scenic Nowhere. To taka odskocznia od powagi poprzednich kompozycji i myślę, że nie należy tego brać serio, ale troszkę oddechu się przyda słuchaczom. BT-OH powraca już do bardziej muskularnych dźwięków z początkowymi ciężkimi lirycznymi intonacjami - I’ve been running down so long, how can I live on? - przechodzącymi w refren do zaśpiewania, który staje się luźniejszym hymnem. W miarę rozwoju numeru pojawiają się rozkwity zgoła punkowych igraszek. Instrumenty nabierają szalonego tempa, przechodząc w zadymione solo i instrumentalny jam, będący efektem uwolnienia się doświadczonych weteranów od wszelkich kajdan. W zamykającym całość albumu utworze 100 po raz kolejny zespół łączy siły z zaproszonymi gośćmi. Dodanie lap steel marki Barn Red i syntezatorów Pera Wiberga płynnie uzupełnia powolne tempo, podczas gdy Reeves Gabriel (znany ze współpracy z takimi artystami jak The Cure, David Bowie) zajmuje się przejściami pętli gitarowych.


Najnowsze działo Big Scenic Nowhere, The Waydown, sprawia wrażenie, jakby wyznaczał pełniejszą wizję zespołu, niż poprzednie wydawnictwa. Mam przeczucie, że tutaj zespół ustanowił punkt kulminacyjny w swoim odczuciu i tonie. Używanie słowa „dojrzały” w odniesieniu do tak doświadczonych muzyków wydaje się bardzo nieszczere, ale im więcej wydają, tym bardziej zdefiniowane staje się ich brzmienie. Ten najnowszy album wydaje się bardziej spójny, nawet niż dwa poprzednie albumy, a także bardziej chwytliwy dźwiękowo niż poprzednie, nie tracąc przy tym nic z tego, co uczyniło je wyjątkowymi. Jeśli lubisz, Czytelniku, takie odjechane klimaty, a nie słyszałeś jeszcze nic o tym projekcie to czym prędzej musisz nadrobić te zaległości😉 Bartas✌☮

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...