sobota, 24 września 2022

Szerz prawdę i zatrzymaj wojnę! Relacja z koncertu Pearl Jam. 14 lipca 2022r., Tauron Arena Kraków.

No, i koniec lata. Jesień się zaczęła. Chciałoby się zaśpiewać za Czesławem Niemenem mimozami jesień się zaczyna. Myślę, że to bardzo dobry moment, by podsumować najlepsze - tego lata - wydarzenia muzyczne, koncertowe i festiwalowe. O festiwalach przeczytacie niebawem w specjalnym wydaniu naszego Muzycznego Zwierza, który ukaże się pod koniec września tego roku. Ja w dniu dzisiejszym chciałbym pochylić się nad relacją z najważniejszego dla mnie koncertu tego lata i tego roku. Koncertu niezwykle wyczekiwanego, przekładanego dwukrotnie przez tego cholernego COVIDa, który nie odpuszczał - Pearl Jam. Początkowo relacja z tego niesamowitego wydarzenia miała się znaleźć w Muzycznym Zwierzu, w wydaniu po festiwalowym. Uznaliśmy wspólnie z Szefową naszej Redakcji, że to już troszkę przedawniona sprawa (a chcemy być raczej na bieżąco z muzycznymi wydarzeniami), więc lepiej będzie jak owa relacja wyląduje na moim blogu. Tak więc niniejszym czynię to w ramach podsumowania letnich koncertów. 

Był to mój drugi koncert w życiu tego zespołu i drugi raz dokładnie w tym samym miejscu, bo w Krakowskiej Tauron Arenie 14 lipca 2022 roku. Cztery lata przyszło nam czekać na kolejne spotkanie z zespołem. Ale było warto, o czym za chwilę się przekonacie. Występ był zupełnie inny pod wieloma względami od poprzedniego w 2018 roku. Mój odbiór koncertu również był inny. Na pierwszym nie załapałem się na miejsce na płycie i musiałem zadowolić się miejscem na trybunach, bardzo daleko w górze. Na tegorocznym - dzięki uprzejmości znajomej - miałem miejsce na płycie bardzo blisko sceny. Zespół Pearl Jam ma to do siebie, że potrafi pod wieloma względami zaskoczyć swoich fanów. Było jednak jasne na długo przed koncertem, że ten spektakl, zaledwie kilkaset mil od granicy z Ukrainą, będzie mocno zabarwiony cieniem wojny. 


Około godziny 21:45 muzycy weszli na scenę. Ed powitał nas krótkim Good evening. Po czym zespół otworzył swój koncert rewelacyjnym Sometimes, który również otwiera album No Code. Ta kompozycja nie ma z pozoru jakiegoś ognia, ale jest kapitalnym wejściem i we wspomnianą płytę i w klimat koncertu. Chwilę później zabrzmiał Porch, który zwykle grany jest na półmetku ich występów. No, ale taki jest właśnie Pearl Jam - nieprzewidywalny. Muzycy byli naprawdę w świetnej formie. Gitarzysta Mike McCready złapał to świństwo kilka dni wcześniej, więc zmuszony był biedaczysko do grania w maseczce. Eddie Vedder z kolei był nieźle rozgadany tego wieczoru. Po skończonym utworze Porch zaczął swój pierwszy speech: Nie zagramy w miejscu tak ważnym na światowej scenie, jak w miejscu, w którym gramy dzisiaj wieczorem. Być zaproszonym do zagrania w miejscu, tak blisko konfliktu zbrojnego… trudno znaleźć słowa. Poza wojną na Ukrainie jest gigantyczna pieprzona tragedia dla całej planety. Po czym dodał: Putin, idi na chuj! Pomyślałem wtedy: Dzięki, Eddie, na Was zawsze można liczyć!


Po tym pierwszym i krótkim, ale jakże bardzo treściwym przemówieniu, zespół zaserwował nam niesamowitą serię killerów (starszych i nowszych), bardzo wpływowych. W pierwszej kolejności zeppelinowy Quick Escape z najnowszego albumu Gigaton. Kompozycja coraz lepiej wychodzi im na żywo, a tego wieczora grupa świetnie połączyła ją z Dissident, tworząc duet o tematyce ucieczkowej (dedykacja dla uchodźców Ukrainy). Po mile przyjętym przeze mnie Buckle Up, Ed prosi nas, byśmy dla własnego bezpieczeństwa cofnęli się dwa kroki w tył. Nie zabrakło Even Flow, w którym Mike zagrał zajebistą solówkę. Kompozycje z najnowszego krążka grupy zagościły tego wieczora jeszcze kilka razy, w tym moja ulubiona i katowana do porzygu - Seven O’Clock. Przy Immortality płakałem jak bóbr, nawkurzałem się na wszystkich moich wrogów przy Corduroy i wyskakałem ostro przy Jeremy. Boże, jaki piękny set!


"Szerz prawdę i zatrzymaj wojnę!"

Specyfiką Pearl Jam jest to, że przez te ponad dwie godziny wlewają w Twoje serducho hektolitry nadziei, że będzie dobrze. Stajemy się wtedy jedną Pearl Jam Family. Przetrwamy to wszystko razem, bo razem jesteśmy silni i możemy więcej. To nie jest zespół, który wyjdzie, zagra i pójdzie w pizdu. Oni dbają o nas, fanów. Eddie Vedder to nie Roger Waters. Nawet jeśli się z czymś z nim nie zgadzasz to nie każe Ci wypierdalać do baru. Nienawidzi za to kłamstwa i hipokryzji polityków. I im co najwyżej każe spieprzać! 🖕Bo ZAWSZE stoi za podstawowymi prawami człowieka! Przeciwko jakiejkolwiek chorej wojnie. Przed równie bardzo wyczekiwanym przeze mnie Unthought Known, Vedder wygłosił kolejne ważne przemówienie: Mieć mikrofon to znaczy mieć odpowiedzialność. Internet to forma mikrofonu — kiedyś można tam było szukać i publikować muzykę, świetnie się przy tym bawić. Dziś Internet to narzędzie wojny, które jest wykorzystywane do tego, by nami manipulować. Rób, co możesz, by szerzyć prawdę. Szerz prawdę. Zatrzymaj wojnę! 


Podziękowania za pomoc Ukrainie.
Energia nie schodziła z muzyków. Once został zagrany z jeszcze większą wściekłością, niż w roku 2018, a Whoever Said podkręcił atmosferę roześmianego od ucha o ucha Eddiego, który wypatrzył z samej góry dobrze bawiącego się fana. Nie zabrakło także koncertu życzeń. Pięknie bowiem zabrzmiał Hard To Imagine. Z tego jeśli dobrze pamiętam (a jeśli źle to proszę mnie w komentarzu poprawić) był to pierwszy raz od czasu koncertu Third Man Records w 2016 roku! Zaś utwór Rearviewmirror zakończył pierwszą część tego niezwykłego koncertu. Ale jeszcze troszkę smaczków przed nami. Jak już wspomniałem, zespół zawsze dba o swoich fanów. Historia lubi się powtarzać. W roku 2018 utwór Elderly Woman Behind The Counter In A Small Town został zagrany twarzą do tych, którzy nie widzieli sceny. Eddie nazwał ich wtedy background singers. Nie inaczej było także i w tym roku. Zespół również zagrał tyłem do nas, a przodem do tych, co byli z tyłu, dziękując. Po prostu dziękując za to, że są. Ale nie tylko im.

Can't find a BETTER BAND!😍
Koncert był - jak już wspomniałem - dedykowany Ukrainie. Po zawsze przyjemnie brzmiącym utworze Smile, Ed podziękował także wszystkim lokalnym organizacjom, którzy przyczynili się do pomocy uchodźcom z Ukrainy, ze szczególnym uwzględnieniem stowarzyszenia Zupa Dla Ukrainy. Nie miałem najmniejszych wątpliwości jaki utwór zostanie im zadedykowany - Better Man. Teksty Pearl Jam mają to do siebie, że można je interpretować na różne sposoby, zależnie od sytuacji. Tekst utworu nie jest wcale taki kolorowy. Better Man to opowieść o dziewczynie/kobiecie będącej w związku z toksykiem. Ale nie obchodzi od niego, bo boi się, że nikogo sobie nie znajdzie, nikt jej nie pokocha. Może też liczy na to, że on się zmieni. That's why she'll be back again. Jednak kontekst może być też inny - nie znajdziesz takich drugich lepszych ludzi, którzy pomogą innym ludziom.

Nieubłaganie zbliżamy się do końca koncertu. Wykonanie River Cross, który zamyka album Gigaton, kompletnie rozłożyło mnie na łopatki. A do tego wszystkiego cały stadion - na prośbę Eda - zamienił się w tysiące światełek. Ludzie zapalili latarki w swoich telefonach. Sfilmowałem ten moment swoim telefonem, ale niestety… dokument zginął w telefonie w niewyjaśnionych okolicznościach. Ale to było coś, czego nie zapomnę do końca życia.

Keep On Rockin' In The Free World
Pojawiła się ukraińska flaga na plecach Veddera. Dwa ostatnie utwory to Alive oraz Keep On Rockin’ In The Free World. Długi i bardzo konkrety bis. Zabrakło znów mojego ukochanego Blacka oraz świetnego, choć kontrowersyjnego jak na Pearl Jam, Dance Of The Clairvoyants. No, ale nie można mieć przecież wszystkiego. Już na samo zakończenie Eddie przedstawia cały zespół w tym gościa, określając go jako bardzo skromnego, siedzącego gdzieś z tyłu - Josha Klinghoffera, byłego muzyka Red Hot Chili Peppers. Siebie zaś przedstawił jako kolesia, który tego wieczoru wypił najwięcej wina. I dodał: Ok, miejmy nadzieję, wkrótce znowu to zrobimy, ale w międzyczasie, każdy dzień jest krytyczny. Będziemy myśleć o Was. Ta część kraju, ta część planety. Oczywiście z pamięcią w naszych sercach i umysłach, będziemy myśleć o pozytywnych sprawach. Zawsze będziecie mieli nasze wsparcie. Planeta jest wdzięczna. Kochamy Was! Zespół opuszcza scenę, ale Ed zostaje jeszcze chwile. Jest szczęśliwy i uśmiechnięty, macha nam i dziękuje. I my też dziękujemy Tobie, Eddie, i reszcie. Będę za Wami bardzo tęsknić. Już tęsknię. Bartas✌
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...