środa, 7 września 2022

Osobista lękowa nawigacja. Muse i ich nowy krążek "Will Of The People"

Jestem fanem zespołu Muse od dobrych 15 lat. Największą ich inspiracją muzyczną jest grupa Queen, co w bardzo dużym stopniu sprawia, że na każdą kolejną płytę brytyjskiego tria czekam jak na prezent gwiazdkowy. Ten powstały w roku 1994 zespół wyrósł na artystów, którzy nie tylko odnieśli wielkie sukcesy, ale potrafili być bardzo różnorodni muzycznie (jak ich i moi najwięksi idole). Pierwsze ich nagrania to rock alternatywny, czasem z elementami rocka progresywnego. Albumem Black Holes And Revelation zaskoczyli kompozycją o bardzo pustynnym brzmieniu Knights Of Cydonia oraz  bardzo popowym Starlight. Z płyty na płytę zaskakiwali coraz bardziej. Kiedy w 2009 roku ukazała się płyta Resistance ja przepadłem całkowicie. Zakochałem się w tym albumie od pierwszego przesłuchania, a największe wrażenie zrobił na mnie utwór United States Of Eurasia / Collateral Damage - iście Queenowski z pięknym zakończeniem Nocturne Es-dur, Op.9 No.2 naszego Frycka Chopina. Wcale nie gorszy był 2nd Law, który zawierał tak świetne kompozycje jak Madness, Explorers, Panic Station, Prelude/Survival czy kompozycja tytułowa w dwóch częściach. Album Drones, wydany w 2015, wymagał ode mnie większego wsłuchania się, ale w rezultacie okazał się naprawdę dobrym albumem. Kompletnie natomiast nie przekonał mnie ich przedostatni krążek z 2018 roku - Simulation Theory. Mało spójny i zbyt pompatyczny. 26 sierpnia 2022 roku Brytyjczycy wydali swój dziewiąty w karierze album - Will Of The People. Jak jest tym razem?


Krążek zawiera 10 kompozycji. Został nagrany w prywatnym studiu Matta Bellamy'ego, Red Room w Santa Monica w Kaliforni, a w także w słynnym londyńskim Abbey Road, gdzie nagrywali Beatlesi. Album ukazał się nakładem wytwórni Warner, która chciała z początku, aby zespół nagrał płytę z największymi przebojami. Zamiast tego Muse zdecydowali się stworzyć zestaw zupełnie nowych nagrań o jak największym potencjale przebojowości. Im udało się to, ale tym za moment. Teksty zaś zostały zainspirowane - jak stwierdził Bellamy - rosnącą niepewnością i niestabilnością na świecie […], ponieważ zachodnie imperium i świat przyrody, które przytuliły nas od tak dawna, są naprawdę zagrożone. Tę Wolę Ludu Matt nazwał osobistą nawigacją wywołaną przez lęki


Album otwiera utwór tytułowy Will Of The People, który brzmi łudząco podobnie jak The Beautiful People Marilyna Mansona. I to nie tylko dlatego, że słowa brzmią podobnie, ale też dlatego, że piszcząco dominujące gitary oraz rytm jest niemal jak przez kalkę. Jest to świetne wejście w klimat i żywię nadzieję, że pan Manson nie wniesie sprawy do sądu o plagiat. Chwilę później mamy bardzo wpadający w ucho Compliance, który zaczyna się od refrenu. Synthpopowy, z dużą ilością elektroniki i bardzo znaczącym tekstem - Bellamy, przyjmując rolę światowych rządów, przywódców lub innych instytucji, śpiewa o tym, że koniec bólu jest bliski, a brudna robota zabawkowych żołnierzy (czyli zwykłych obywateli) jest konieczna, aby zostać uratowanym. Singlowy Liberation skradł moje serce z uwagi na przepiękny fortepian, podniosłe wokalizy w tle, które przypominają…Queen. Matt - mimo nieprzeciętnej skali głosu - nie sili się naśladować Freddiego, ani też zbliżyć się do niego w jakimś stopniu (bo któż by mógł? nikt!). Śpiewa bowiem swoim głosem i stylem. Choć jakieś tam techniki od Fredka przemycił. Won’t You Stand Down to solidna dawka rocka i jeden z najlepszych momentów na albumie. Kompozycja z łatwością pasowałaby do Absolution z nieco mniej industrialnym zacięciem na początku. Ghosts (How Can I Move On) to piękna fortepianowa ballada, którą w bardzo minimalistyczny sposób niesie fortepian i wspaniały głos Matta Bellamy'ego, dzięki czemu mocno redukuje on swoje ekstrawagancje i dostarcza to, co jest chyba najbardziej uduchowione w jego wykonaniu. Znakomicie słucha się You Make Me Feel Like It’s Halloween. To mieszanka wybuchowa wpływów disco, organów Draculi i gitarowej solówki, która brzmi jakby ją grał…sam Brian May. Smaku do wszystkiego dodaje zmysłowy falset Matta w refrenie. Jeśli komuś zaś jeszcze mało solidnej dawki rocka, niech odpali sobie kompozycję Kill Or Be Killed, który swoimi pętlami przypomina nieco Bliss. Synth rockowa ballada Verona to klimatyczny utwór z wokalnym eskapizmem. Euphoria przywodzi na myśl dwa pierwsze albumy The Killers, zwłaszcza ze względu na sposób, w jaki śpiewa tu Bellamy. Album zamyka potężny killer w postaci kompozycji We Are Fucking Fucked. Tak, jesteśmy popieprzeni. Nie ma tu żadnej ironii z podniesionymi brwiami, ani kompromisów. Cały utwór jest grany niezwykle prosto, ale szczerze i zaangażowaniem. A Matt Bellamy uroczyście opowiada nam o wirusach, tsunami i tym podobnych, zanim przejdzie do wojen światowych i skonkluduje, że jesteśmy popieprzeni.


Czytałem wiele niezbyt pochlebnych recenzji na temat tej płyty. Jestem całkowicie odmiennego zdania. Już po pierwszym przesłuchaniu ciężko było mi się od niej uwolnić. To tylko 38 minut muzyki, a zlatuje niczym z bicza strzelił. I rzeczywiście - te kompozycje mają ogromną szansę stać się przebojami, bo każdy z nich jest niemal singlowy. Masz też momentami wrażenie jakbyś gdzieś już je słyszał, a jednak jest to coś nowego i świeżego. Coś, co rzuca zespół Muse na wyższy poziom. Will Of The People śmiało można postawić obok takich dokonań jak Black Holes And Revelation, Resistance czy The 2nd Law. Gorąco polecam😍 Bartas✌

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...