sobota, 2 lipca 2022

Flaga wciąż powiewa. Kreator - "Hate Über Alles"

Ojojoj, mam spore zaległości w recenzowaniu płyt, ale jest tego tyle, że nie da się ogarnąć. Doba ma tylko 24 godziny i nie ma czasu na wszystko. Ale wierzcie mi - mamy 2022, ponad połowa roku i wysyp świetnych nagrań. Będę się starał nadrabiać te wszystkie zaległości tego lata. Dziś jednak zaproponuję Wam coś mocnego - zespół Kreator. Ilekroć podejmuję z kimś rozmowy o thrash metalu, nieuchronnie sprowadzają się one do pytania jeśli wielka czwórka byłaby wielką piątką. To co wtedy? Metallica, Slayer, Megadeth i Anthrax są zazwyczaj jedną z pierwszych sugestii. No, bo tak jest. Jednak kiedy wracamy rozmowami do Europy, pierwszym zespołem w tym nurcie jaki się nasuwa to Kreator. Utworzony w roku 1982 przez frontmana Mille Petrozza i perkusistę Jürgena „Ventora” Reila - najpierw jako Metal Militia, Tyrant, a następnie Tormentor - od czterech dekad rozrywa bębenki uszne i nadal nie wykazują oznak spowolnienia. Trendy w tym nurcie pojawiały się i znikały równie często, jak członkowie zespołu (nawet sam Reil odszedł na kilka lat), ale Petrozza zawsze trzymał się tego, by adaptować, wchłaniać i eksperymentować ze zmieniającymi się trendami, a nie przytłaczać swoich fanów. Kiedy jednak na początku lat dziewięćdziesiątych thrash metal znajdował się na najniższym poziomie i podczas gdy wiele innych zespołów obróciło się w proch albo poszło w muzykę łatwą, lekką i przyjemną, Kreator stał mocno.


10 czerwca 2022 ukazał się ich piętnasty album studyjny zatytułowany Hate Über Alles. Krążek jest dowodem na to, że muzycy wciąż potrafią zaskoczyć o jedną niespodziankę lub nawet dwie. W otwierającym album utworze Sergio Corbucci Is Dead Kreator składa hołd Ennio Morricone - włoskiemu reżyserowi odpowiedzialnemu za klasyczne westerny, takie jak Django czy Navajo Joe. Jednak po ciszy przychodzi burza i oczekiwana lawina riffów. Zaczyna się na dobre od bezlitosnego tytułowego utworu i apokaliptycznego Killing Jesus, by przejść do zwalniającego wraz z grzmiącym bębnieniem i głośnym pomrukiem Crush The Tyrants. Zaś Strongest Of The Strong to jeden z najbardziej chwytliwych numerów w karierze Kreatora. Gwarantuję, że po pierwszym zetknięciu się z tą kompozycją będziesz ją, Drogi Czytelniku, nucił bardzo długo. Szybko galopujący Become Immortal Mille jest w iście autobiograficznym nastroju, wykrzykując Remember, remember / Where You came from przez co na przestrzeni lat odtwarza swoje życie w muzyce. Mamy też Conquer And Destroy - kompozycję z zaskakująco zwiewnym refrenem wśród dzikich riffów. Ma ona w sobie coś z twórczości Iron Maiden. Ale to in plus. 


Wspomniałem na samym początku o niespodziankach i o tym, że zespół zawsze eksperymentował. Rzeczywiście. Na tym krążku pojawia się chyba po raz pierwszy w historii zespołu kobiecy wokal. Bowiem w utworze Midnight Sun gościnnie pojawia się Sofia Portanet - niemiecka wokalistka o dość popowym głosie, która łączy w swojej twórczości takie płyty jak nowa fala, gotyk czy muzyka klasyczna. Więcej zaś wpływów Iron Maiden pojawia się w Demonic Future, podczas gdy Pride Comes Before The Fall staje się lawiną napędzanej przez groove destrukcji po zwodniczo delikatnym intro. Najdłuższym numerem na płycie jest zamykający całość Dying Planet. Jest to niszczycielska, złowroga, powolna gra. Kompozycja została napisana wspólnie przez Mille’a i nowego basistę Frédérica Leclercqa (ex-Dragonforce).


Być może nie jest to Kreator z czasów choćby znakomitej płyty Pleasure To Kill, ale wspaniałe słyszeć, że wciąż trzymają poziom, idą do przodu, nie nudzą i nie przytłaczają swoich słuchaczy. Polecam sięgnąć po tę płytę. Ta flaga wciąż powiewa😉









Bartas✌

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poruszające doświadczenie. Bruce Dickinson powraca po prawie dwóch dekadach z nowym solowym albumem - "The Mandrake Project".

  Legenda hard rock i nowej fali heavy metal, frontman grupy Iron Maiden, Bruce Dickinson, powraca po 19 latach z solową płytą The Mandrake ...