sobota, 4 czerwca 2022

Gdy zwierzęca brutalność miesza się z melodyjnością. Decapitated i ich nowe dzieło - "Cancer Culture".

 

Decapitated to jedna z najbardziej szanowanych na całym świecie polskich kapel death metalowych. Niestety los muzyków nie oszczęścił. W roku 2008 w wypadku zginął perkusista i założyciel Witold „Vitek” Kieltyka, zaś wokalista Adrian „Covan” Kowanek doznał bardzo ciężkiego uszkodzenia mózgu i dziś jest przykuty do wózka. Mimo tych tragicznych wydarzeń zespół postanowił, że będzie kontynuował swoją karierę. W roku 2009 do zespołu dołączył Rafał “Rasta” Piotrowski. Pierwszy album z “Rastą” na wokalu został wydany w roku 2011 i nosił nazwę Carnival Is Forever. Był dowodem na to, że ten wybór nie był przypadkowy albowiem - mimo braku “Covana” - zachowuje dobre imię zespołu. Kolejny Blood Mantra w 2014 roku w moim odczuciu nieco zaniżył poziom. Słuchając zaś przedostatniego Anticult doznałem absolutnego szoku, ale o dziwo bardzo pozytywnego - ten zespół idzie w stronę bardziej przystępnego i melodyjnego grania. A teraz, razem z swoim ósmym albumem, studyjnym zatytułowanym Cancer Culture, kontynuuje w interesujący sposób ten kierunek. 


Jak już wspomniałem - Decapitated to szanowana w świecie jedna z nielicznych death metalowych grup, która płynnie łączy w sobie bardzo techniczne umiejętności i bujający głową groove. Krążek otwiera instrumentalna kompozycja From The Nothingness With Love. Wprowadza w nastrój militarnymi werblami i ścianami harmonizujących się gitar. Melodia natychmiast zapada w pamięć i jest to jeden najlepszych rzeczy, jakie zespół napisał od dłuższego czasu. Zawiera mnóstwo muzycznego okrucieństwa i brutalności, a także tego charakterystycznego basowego groove’u. Just A Cigarette to kolejny doskonały numer i jedna z największych atrakcji, jakie znajdziemy na Cancer Culture. Jego ładujące otwarcie jest ogromne, a fantastyczny mostek oferuje jeszcze bardziej olśniewające granie, z riffem przechodzącym w melodyjne gitarowe solo. No Cure jest dość powściągliwą kompozycją. Wprowadza klimat meshuggah z cicho panującymi tomami i melorecytacją. W ekstremalnym metalu trudno jest uwzględnić aspekty melodyczne bez osłabienia ogólnego klimatu, ale kiedy Decapitated są u szczytu, sprawiają, że brzmi to bez wysiłku. Vogg to bez wątpienia jeden z najlepszych gitarzystów obecnej sceny ekstremalnego death metalu. Jest muzykiem niezwykle zwartym i rytmicznym, ale potrafi też zagrać gustowne solo i stworzyć bardziej melodyjne i przykuwające uwagę pasaże. Należy także pamiętać, że Cancer Culture jest debiutem perkusisty Jamesa Stewarta. Jego połączenie szybkości i dynamicznej gry doskonale pasuje do jego nowych pracodawców.


Na nowym albumie Decapów nie zabrakło gości specjalnych. I to w dwóch miejscach. W singlowym numerze Hello Death słyszymy na wokalu towarzyszącą Raście wokalistkę Jinjera - Tatiane Shmailyuk. Ta kompozycja zapewne podzieli zdania fanów. Ale jak dla mnie jest to dowód na to, że jeśli taki zespół jak Decapitated nie ewoluuje, nie eksperymentuje to umiera. Rzeczywiście - na pierwszy rzut oka i ucha utwór może się wydawać dziwny, ale powiem Wam, że mnie przy pierwszym odsłuchu ciężko było się od niego oderwać. Jest też nieco dławiący Iconoclast z wokalem Robba Flynna z Machine Head na mostku. Jego pełne emocji ryki całkiem dobrze pasują do utworu. No, właśnie. Zachwalałem warsztat gitarowy Vogga oraz wokalistów towarzyszących Raście - Tatianę i Robba. A jak sprawuje się sam Rasta? Wykonuje kawał dobrej roboty. Jego ostre ryki doskonale komponują się z agresywną muzyką. Mamy numer Suicide Space Program z solo inspirowanym Dimebagiem Darrellem z Pantery. Przechodzi on w maniakalny półtoraminutowy Locked. Najlepszym utworem jest zamykający całość Last Supper. Pierwsza połowa jest pełna tempa i mocy, ale w miarę postępów zaczyna stawać się bardziej melodyjna i zawiera świetne pasaże gitary prowadzącej, zanim ponownie pojawią się otwierające album wojskowe werble, działając jak fajna koda 


Decapitated w szczytowej formie! Cancer Culture to z pewnością najbardziej spójny album od ponad dekady. Produkcja krążka działa doskonale. Jest zarówno muskularna, jak i realistycznie brzmiąca. To ten element, który rutynowo oddziela Decapitated od reszty – owszem, należą do kategorii technicznego death metalu, ale daleko im do przesadnie dopracowanej, bezdusznej muzyki, jak często postrzegany jest ten gatunek. Drogi Czytelniku, jeśli jest to Twój pierwszy kontakt z Decapitated, to ta płyta będzie fantastycznym wprowadzeniem w twórczość zespołu. Starych fanów może ta płyta podzielić. Wierzę jednak, że sceptycy prędzej czy później po nią sięgną. Naprawdę warto!😊








Bartas✌



1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie napisałeś Bartas. Aż wstyd się przyznać, ale nie kojarzę grupy. Będę musiała odsłuch zrobić :) Przykra sprawa z tymi członkami zespołu. Trzymaj się Bracie, super recenzja. Czekam na kolejną audycję o Queen z wielkim zniecierpliwieniem.

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...