piątek, 23 kwietnia 2021

Heroina, morfina, dzikie konie i martwe kwiaty. 50 lat ukazał się album "Sticky Fingers" The Rolling Stones

Chyba nie ma na tym świecie człowieka, który nie słyszałby nigdy o zespole The Rolling Stones. To jeden z najstarszych rock’n’rollowych zespołów w historii muzyki rozrywkowej. Masa legendarnych przebojów, zmiana stylów muzycznych, kultowe okładki, seks, dragi i zabawa na całego. Jednym słowem: rock’n’roll. No, ale przecież najważniejsza w tym wszystkim powinna być muzyka. Powiem Wam zupełnie szczerze, że mimo iż bardzo cenię Stonesów za przeogromny wkład w przemysł muzyczny, to jednak nigdy nie był to mój ścisły muzyczny top. Fani rock’n’rolla dzielą się na dwa obozy - The Beatles i The Rolling Stones. Ja jestem i zawsze byłem zdecydowanie
The Beatles Team. Beatlesi to ścisłe podium. Oba te zespoły także konkurowały ze sobą. Ale jak na show biznes, w którym zazwyczaj nie ma miejsca na sentymenty, to była naprawdę zdrowa i - co ciekawe - życzliwa rywalizacja. Takie gentleman's agreement. Potrafili się świetnie dogadać w kwestii wydawania singli i płyt. 

Nie bez kozery przywołuję ten zespół dziś do tablicy. 23 kwietnia 1971 roku ukazał się jeden z najważniejszych albumów lat 70-tych i moim zdaniem chyba najlepszy album grupy The Rolling Stones - Sticky Fingers. Jest to trzecia z trylogii albumów Stonesów płyta, która stanowi serce prymatu zespołu. Pierwsza to Beggars Banquet z 1968, a druga Let It Bleed z 1969. Jednak Sticky Fingers wyróżnia się na tle innych swoją przełomowością pod kątem wydawniczym. Jest to pierwszy tak niezależny album w ich własnej wytwórni, który wypełnia lukę pomiędzy ich hitowym brzmieniem angielskim z lat 60-tych, a bardziej tym miejsko-amerykańskim, który rozwinął się w ich twórczości w latach 70-tych. Mało tego - jest jednym z pierwszych albumów, który troszkę odzwierciedla kulturę lat 60-tych. Coś, co będzie powtarzane przez innych w latach 70-tych. Negatywne odniesienia do narkotyków wskazują na przebudzenie w odpowiedzi na niedawną wówczas śmierć Jimiego Hendrixa, Janis Joplin czy Jima Morrisona oraz obsesyjną obawę czy podobny los nie spotka któregoś z członków Stonesów. Jest również pierwsze wydawnictwo studyjne od czasów totalnego niewypału i klęski w Altamont w 1969 roku. Był to festiwal, który miał być odpowiednikiem Woodstock z zachodniego wybrzeża, ale zakończył się zamieszkami, które doprowadziły do śmierci jednego z widzów. Najważniejszym i głównym powodem była zmiana personalna. Ówczesny lider Brian Jones został zwolniony w 1969 roku, a kilka miesięcy później w tajemniczy sposób zmarł. Na jego miejsce wskoczył młody 20-letni Mick Taylor, który odcisnął głębokie piętno na albumie i stał się właściwym odpowiednikiem dla Keitha Richardsa.


Najbardziej znaną piosenką na Sticky Fingers jest akustyczna ballada Wild Horses. Została nagrana w Muscle Shoals Sound Studio w Alabamie w grudniu 1969 roku. Ta oda do złamanego serca zawiera świetne gitarowe partie (elektryk i akustyk) Richardsa i Taylora, a także jeden z najlepszych i najbardziej poetyckich tekstów Micka Jaggera. Szczególnie ten wers: I’ve watched You suffer a dull aching pain / now You’ve decided to show me the same… Wokalista i frontman napisał ten tekst prawdopodobnie dla Marianne Faithfull, która odegrała dużą rolę zarówno w jego życiu uczuciowym, jak i na albumie. Jest współautorką mrocznej Sister Morphine - najstarszej piosenki w tym zestawie, z marca 1969 roku, która pierwotnie miała należeć tylko do niej. Zamyka ona album z podobnymi doom lirycznymi motywami drugoplanowymi. Jest także utwór Dead Flowers, który, choć równie mroczny pod względem tekstu, jest przyjemnym, optymistycznym i lekkim odejściem od melodramatycznego poprzednika. Chociaż muszę przyznać, że to wokalne zahaczanie o country w przypadku Jaggera nie jest do końca trafione. Podobnie jak większość albumu, został nagrany w marcu 1970 roku w domu Jaggera w Stargroves i jest wynikiem całonocnej sesji wokalisty i gitarzysty Micka Taylora po tym, jak Keith Richards w tajemniczy sposób zniknął im z oczu. Choć Stonesi są zespołem czysto rock’n’rollowym, gdy nie stronili od eksperymentów - w tę czy w drugą stronę. Oprócz wiejskiego klimatu Dead Flowers mamy świetny Delta Blues z lat 30-tych - You Gotta Move. To także odpowiedź na wczesne numery Led Zeppelin. Mamy także ucieczkę w klimaty soul lat 60-tych w utworze I Got The Blues, w którym to gościnnie na klawiszach zagrał Billy Preston. Jednak to, co spaja album to trzy solidne rockery zbudowane wokół charakterystycznych riffów Richardsa. Brown Sugar i Bitch to quasi-bliźniacze piosenki, które otwierają się z każdej strony na optymistyczny, chwytliwy klimat, dzięki któremu ten zespół stał się tak popularny. W rzeczywistości rozgrywało się to w czasie rzeczywistym, gdy otwieracz trafił na pierwsze miejsce na listach przebojów. Jest też klasyczny Can't You Hear Me Knocking, hybryda z brzęczącą sekcją gitarową Taylora oraz totalnie odjechaną partią saksofonu Bobby’ego Keysa. 


Grzechem byłoby nie wspomnieć nic o okładce albumu. Co ciekawe - powstała wcześniej niż sam album, bo na początku 1969 roku, gdy Andy Warhol zgodził się dostarczyć grafikę. Jagger skontaktował się Warholem listownie i zasadniczo przedstawił swoją wizję projektu. Wokalista chciał czegoś prostego i nieskomplikowanego. Jego rozumowanie było takie, że im bardziej skomplikowany projekt, tym dłuższy proces jego tworzenia i dostarczenia na czas. Warhol postąpił odwrotnie, całkowicie ignorując sugestię Jaggera. Okładka stała się jedną z najbardziej ikonicznych i skomplikowanych w historii muzyki. A wszystko zaczęło się od męskiego krocza. W sesji zdjęciowej brało udział kilku facetów fotografowanych od pasa w dół. Końcowy efekt przedstawia przedstawia zbliżenie męskiego krocza w niebieskich dżinsach z zapiętym zamkiem błyskawicznym. Kiedy opuścimy suwak zobaczymy męskie krocze w bieliźnie. Oczywiście w wersji winylowej. Kontrowersyjne jak na tamte czasy. Dziś by to już chyba nikogo nie zdziwiło. Legenda głosi, że zdjęcie przedstawia dżinsy i krocze Jaggera, ale jest to dalekie od prawdy. Warhol robił zdjęcia w biurach swojego magazynu Interview. Ówczesny redaktor Glenn O'Brien twierdzi, że krocze w bieliźnie są jego. Zarobił wówczas 100 dolarów za 20 minut sesji. Był zdania, że zdjęcie jeansów przedstawia wizażystę Coreya Tippina. On jednak potwierdził podejrzenie stwierdzając: Znam swoją anatomię. Istnieje wszelkie prawdopodobieństwo, że sam Warhol znał prawdziwej tożsamości żadnego z modeli. Prawdopodobnie umieściłby wszystkie zdjęcia na stole i anonimowo wybrał dwa, które najbardziej mu się podobały. W rosyjskim wydaniu zastosowano przeróbkę na sprzączkę do paska Armii Radzieckiej. W Hiszpanii puszka krwi z wystającymi z niej kobiecymi palcami całkowicie zastąpiła okładkę zamka błyskawicznego. Okładka albumu może się wydać tajemnicza. Nie zmienia to jednak faktu, że stała się jedną z tych, które często pojawiają się na listach dziesięciu najlepszych okładek albumów, jakie kiedykolwiek stworzono. I co najważniejsze - przetrwało próbę czasu. Okładka, ale i to co najważniejsze, czyli muzyka. I tak już od pół wieku. Najlepszy album Stonesów ukazał się w moje urodziny, ale... 15 lat wcześniej. Wstyd nie mieć😍









Bartas✌

2 komentarze:

  1. Ja tez zdecydowanie The Beatles Team, zawsze i wszedzie. Jakos tak bardziej mi pasuja wlasnie Beatlesi, sa ze mna odkad skonczylam 16 lat. Mimo to Stonesi pozostaja Ikona, Gigantami Rock and Rolla, nie da sie im tego zabrac. Lubie ich kilka utworow. Maz byl na ich koncercie jak byli na Slaskim w 97. Mieli wtedy scene Floydow ta wielka z trasy Pulse a. Recenzja bardzo fajna, chetnie przeslucham ta plyte dla rozeznania.
    A tak przy okazji Wszystkiego najlepszego. Sto lat!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Płyta klasyk, z wielkimi przebojami i w blues rockowym rytmie. Bardzo lubię i cenię!

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...