I tak prawdę pisząc, od ich najlepszego albumu, niezwykle energicznego wspomnianego juz Sinners Never Sleep ich muzyka nie poszła znacząco naprzód i nie starała się objąć muzycznego terytorium daleko od ich podstawowego brzmienia. Podczas pracy nad tym albumem zespół zaprosił Olima Sykesema z Bring Me The Horizon i Winstona McCallema z Parkway Drive (te zespoły też widziałem na Woodstocku/Pol’and’Rocku, kiedyś o tym opowiem). Stworzyli naprawdę ciężki materiał, mroczny, który miał przeciwdziałać ich wczesnym hitom. Teraz, z siódmym albumem SUCKAPUNCH, You Me At Six po raz kolejny kroczy ciemniejszą ścieżką. I chociaż tym razem nie ma gości metalcore'owych, to pokazuje, że dojrzewający zespół wyłamuje się z konwencji. Poziom tego niepokoju i mroku słyszalny jest od pierwszych dźwięków. W otwierającym krążek utworze Nice To Me słyszymy jak frontman Josh Franceschi wyśpiewuje ponure podteksty, budując przy tym ponurą atmosferę, z której rozwija się SUCKAPUNCH. Drugi utwór MAKEMEFEELALIVE jest równie imponujący, a Josh wypluwa jadem jeszcze raz, deklarując Spraw, żebym czuł, że żyję / jestem tak kurewsko martwy w środku. Robi wrażenie. Beautiful Way to miła odmiana klimatu. To You Me At Six, jaki poznałem wcześniej - chwytliwy refren: We're fucked up in a beautiful way. Idealny do pośpiewania na koncertach. Jednakże sugestywna atmosfera tego albumu jako całości pozostaje, podobnie jak napędzające gitary Maxa Helyera i Chrisa Millera, których występy konsekwentnie uzupełniają intensywne wykorzystanie elektroniki na SUCKAPUNCH.
A skoro o tym mowa, WYDRN i utwór tytułowy w szczególności ukazują chęć You Me At Six, aby poszerzyć swoje brzmienie na tej płycie. Ta ostatnia zaskoczyła niektórych fanów swoją taneczno-rockową formułą, gdy została wydana jako singiel zapowiadający album. Chociaż zdecydowanie nie jest to, czego oczekiwaliśmy od You Me At Six, to prawdziwy wzrost i stopniowa budowa przynosi życiodajną korzyść temu krążkowi. Eksperymenty zawarte na SUCKAPUNCH nie są jednak pozbawione błędów. Zamykający album What's It Like to igraszki z hip-hopem. Nie mam nic przeciwko tego typu połączeniom, ale w ich przypadku brzmi to dość pretensjonalnie. Z kolei Glasgow i Adrenaline to najsłabsze dwa ogniwa na albumie. Ogólnie rzecz ujmując jest to bardzo dobra płyta, a pomysłów zespołowi nie brakuje. Choć fanem wielkim nie jestem to szczerze kibicuje zespołowi, trzymam kciuki, by trzymali poziom i nie schodzili z czołówek współczesnego brytyjskiego rocka😉
Bartas✌
Ty to do wszystkiego potrafisz skutecznie przekonac Bartas :) Skoro Brytole to z ciekawosci dam im szanse i zobaczy sie. Ostatnio mecze Uriah Heep i Jethro Tull. Myslec ze kiedys ledwo ich znalam.
OdpowiedzUsuńSzacun Bartas, trzymasz poziom jak nalezy. Pozdrawiam Cie