środa, 3 lutego 2021

Ustąpić miejsce naturze. Pearl Jam - "Yield"

Jeśli miałbym wybrać swój drugi ulubiony album Pearl Jam zaraz po Ten - albumie debiutanckim, który wywrócił świat do góry nogami i sprawił, że grupa ze Seattle stała się tym, kim się stała dla muzyki rockowej - to z pewnością wskazałbym
Yield. Wielu moich znajomych było zdziwionych tym wyborem. No, co Ty, Bartas? Poważnie? Nudny album. Żadnego PJerdolnięcia. Ok, te singlowe numery może tak, ale całość? Daj spokój. Ja myślałem/myślałam, że wskażesz Versusa albo Vitalogy. A jednak nie. Uwielbiam go właśnie za to, że jest inny. Z resztą jak już kiedyś pisałem - panowie nigdy w miejscu nie stali i zawsze próbowali czegoś nowego, innego. To jest album, który w dużej mierze … uratował mi życie w tamtym czasie. Był to zły okres między końcem podstawówki, a początkiem gimnazjum. W szczegóły wchodzić nie chcę, bo wiem jaki Internet potrafi być złośliwy i bezlitosny. W każdym razie - nie byłem wtedy tym Bartasem, jakim jestem teraz, czyli otoczony licznymi znajomymi, z garstką przyjaciół, dla których jestem ważny. Yield to także przepiękne wspomnienia z okresu, gdy byłem ze wzajemnością zakochany w dziewczynie, która zmarła rok temu. Razem słuchaliśmy tej płyty szczególnie wieczorami. Bardzo długo czekałem na ten dzień, aż w końcu coś o nim napiszę. Dziś jest 23 rocznica wydania, więc nie ma lepszej okazji, by napisać parę słów o niej. Mam nadzieję, że zachęcę  tych, którzy nie są do niej przekonani oraz tych, którzy o niej kompletnie nie słyszeli. Niejednokrotnie przeczytałem lub usłyszałem, że potrafię zachęcić i doprowadzić moich Czytelników do zmiany myślenia o danej muzyce. No, ale przejdźmy już do konkretów.

Jest to piąty album Pearl Jam, wydany 3 lutego 1998 roku. Produkcją jego zajął się stary wyga, sprawdzony już i zaprzyjaźniony z grupą producent Brendan O’Brien. Panowie pracowali nad tym krążkiem niemal cały rok 1997 Seattle w stanie Waszyngton w Studio X oraz Studio Litho należącym do Stone'a Gossarda. Album został następnie zmiksowany przez O'Briena u niego w w Southern Tracks w Atlancie w stanie Georgia. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich albumów - Vitalogy i No Code - Yield  charakteryzuje się większym zaangażowaniem poszczególnych członków zespołu. Na wspomnianych dwóch poprzednich krążkach ostateczne słowo miał Eddie. Jednakże pod koniec sesji do No Code Edek zasugerował Jeffowi, że byłoby lepiej gdyby pozostali członkowie napisali pełniejsze utwory, tak aby on był pod mniejszą presją ich dokończenia. Wszyscy wzięli sobie tę radę dość mocno do serca. Poskutkowało. Każdy wiedział, co ma robić. Zmianę w nastawieniu zauważył Mike McCready, który do niedawna jeszcze bał się jakichkolwiek konfrontacji z wokalistą. Vedder stawał się coraz lepszym kompozytorem i wizjonerem całości nagrywanego materiału, bardziej pewnym siebie i to niestety zaważyło negatywnie na procesie twórczym. Pozostali mieli mniej do powiedzenia. Na Yield każdy z członków miał swój znaczący wkład. Nie było też żadnych presji i ograniczeń czasowych. Zespół uznał, że jak skończą nagrywanie to skończą i będzie z tego dobra płyta. W wywiadzie z czerwca 1997 roku Vedder powiedział, że zespół prawie skończył nagrywanie albumu. Jednak Gossard spędził kilka następnych miesięcy skupiając się na swoim pobocznym projekcie. W październiku 1997 roku potwierdzono, że album został ukończony. 


Zespół - jak wspomniałem kilkakrotnie - nigdy nie stał w miejscu, a pod kątem brzmienia każdy album jest inny. Utwory na Yield są dużo bardziej przystępne. Pierwszym singlem promującym był Given To Fly inspirowany utworem Led Zeppelin Going To California oraz twórczością grupy U2, jeśli wziąć pod uwagę sposób frazowania podniosłych partii wokalnych. Jeśli chodzi o teksty, zespół kontynuował bardziej kontemplacyjny styl pisania, jaki można znaleźć już na No Code. Sam Vedder przyznał, że jest to już kwestia wieku. Dorastasz, mija bunt i przestajesz myśleć to jest do dupy albo daj spokój, nic tylko się pochlastać. Całą swoją energię skupiasz na pozytywnym rozwiązaniu problemów. Wiesz, że jest światełko w tunelu. I mimo, iż zespół do dnia dzisiejszego nie przestał poruszać trudnych i ważnych spraw, wyrażając swoje niezadowolenie, to jednak przedstawia to wszystko w pozytywnym świetle. Kilka piosenek zostało zainspirowanych dziełami literackimi. Napisany przez Jeffa Pilate to nawiązanie do Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa. Do The Evolution inspirowany jest powieścią Ishmael Daniela Quinna, zaś In Hiding pisarstwem Charlesa Bukowskiego. Stone Gossard napisał teksty do No Way i All Those Yesterdays. Low Light to przepiękny utwór, który pomógł mi przetrwać ciężki okres w szkole. Słuchając tekstu i sposobu wykonania ma się wrażenie, że jest to dziecko Eda. A jednak nie. Autorem jest Jeff. To był swego rodzaju liryczny eksperyment. Basista koniecznie chciał zobaczyć jak kolega frontman zinterpretuje jego utwór. Ament przyznał później, że to było doświadczeniem, którego nie potrafię wyrazić słowami. Wspomniany No Way Gossarda wyraża ideę, że ludzie muszą po prostu żyć tu i teraz i przestać próbować cokolwiek udowodnić innym. Given To Fly to nic innego jak wznieść się ponad durnymi komentarzami na temat tego, co kochasz robić, oddając temu całe serce (skąd my to znamy). Do The Evolution jest o kolesiu, który zachłysnął się technologią i myśli, że może kontrolować wszystko i wszystkich. In Hiding jest o tym, jak oderwać się od życia, zrobić wszystko, by odzyskać kontakt z czymś prawdziwym. Powstrzymywanie się od wszystkiego jest fajne, ponieważ normalność życia jest zwodnicza. Jest przyjemnie, ale tylko przez chwilę i są to dobre chwile, ale czasami to nie wystarcza. Pilate dotyczył pytania, które Jeff zadawał sobie bardzo często i powtarzającego się snu - on sam jako staruszek siedzący na werandzie ze swoim psem. Zaś Low Light było tego odpowiedzią i wyrazem wdzięczności za znalezienie spokojnego miejsca i zaufanej osoby. 


Bardzo podoba mi się okładka albumu. Przedstawia pustą drogę pod jasnym, błękitnym niebem ze znakiem ustąpienia po prawej stronie drogi. Zdjęcie zostało wykonane przez Jeffa w Montana Highway 200 między Lincoln a Great Falls w stanie Montana. To była droga prowadząca do jego domu. Zawiera pewne przesłanie fajnie mieć znak ustąpienia tam, gdzie nie ma się przed czym ustąpić. To także przestroga i dla mnie: Bartas, ustąp czasem! Szkoda nerwów, nie przekonasz idiotów. Tytuł albumu zaś jest zakorzeniony w idei poddania się naturze, która jest głównym tematem powieści Ishmael Daniela Quinna. Podczas pracy nad albumem członkowie zespołu byli zanurzeni w lekturze. Tytuł okazał się być bardzo spójny z zawartością liryczną. Chodziło nie tyle o to, by z problemów wyciągnąć pozytywne rozwiązania, ale też czasem ustąpić i nie próbować walczyć o wszystko za wszelką cenę. Muzyka powinna być najważniejsza, ona powinna nas wszystkich napędzać. Taki właśnie jest Yield. I dlatego pozostał moim ulubionym albumem Pearl Jam, zaraz po TEN. Za każdym razem, słuchając go, odnajduję w nim coś nowego i bardzo istotnego dla mojego ja. Z resztą - u Pearl Jam to nie nowość. 


Yield zebrał pozytywne recenzje i zadebiutował na drugim miejscu listy Billboard 200. Podobnie jak No Code, album wkrótce zaczął spadać z listy przebojów, ale ostatecznie Yield wyprzedziło swojego poprzednika. Warto też zaznaczyć, że album miał większy aspekt promocyjny, niż No Code. Głównie za sprawą powrotu do pełnowymiarowych tras koncertowych i wydania teledysku do Do The Evolution. Płyta otrzymała platynę od RIAA w Stanach Zjednoczonych. Album jest ostatnim wydawnictwem Pearl Jam z perkusistą Jackiem Ironsem, który opuścił zespół podczas trasy promocyjnej albumu. Zastąpił go perkusista Soundgarden, Matt Cameron, który gra z zespołem do dzisiaj.


Drogi Czytelniku! Gdy jest Ci smutno i źle. Gdy nie widzisz światełka w tunelu, gdy tak trudno Ci czasem ustąpić miejsca kretynom, którzy wiedzą lepiej … odpal sobie Yield i … spróbuj zmienić myślenie. Znajdź pozytywy. Zastanów się czy aż tak warto zbawiać ten świat …. ?










Bartas✌

3 komentarze:

  1. Mój ulubiony okres w działalności zespołu. Pierwsza piosenka, która najbardziej mnie zachwyciła było Wishlist. Zarówno w warstwie muzycznej Jak i tekstowej Yield tworzy spójna całość, która na długo wybrzmiewa w uszach słuchaczy.
    Dodatkowo uwielbiam brzmienie perkusji Ironsa. Niepowtarzalne, zróżnicowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przesłuchać album w całości. Recenzja kusi do przesłuchania. Każdy ma swój ulubiony który innym może się wydać nudny. Ale chyba najważniejsze jest to, co my myślimy o tym :) Bardzo ładnie napisane Bartas.

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...