Tam gdzie jego koledzy pisali i śpiewali o sprawach sercowych, Harrison pisał o sprawach ducha. Jego fascynacja muzyką indyjską, słyszalna już w Love You To na albumie Revolvera czy Within You, Without You na sławetnym sierżancie Pieprzu, wprowadziła go w hinduski mistycyzm, pasję, która zapewniła pożywienie tabloidów podczas flirtu Beatlesów z Maharishi Mahesh Yogi. To, co okazało się ulotne dla pozostałych trzech, okazało się trwalsze dla Harrisona. Osiem z siedemnastu piosenek, które składają się na pierwsze dwie płyty długogrające w zestawie, było wyraźnych w swoim religijnym zapale. Najbardziej znanym utworem o tym charakterze jest My Sweet Lord. To był pomysł Phila Spectora, by wydać go na singlu promującym płytę. Harrison był jednak początkowo bardzo sceptyczny, że jego hymn do hinduskiego Boga może stać się przełomowym hitem. Jednak fani szybko potwierdzili przekonanie Spectora. Piosenka była numerem jeden na szczytach list przebojów w USA, w Wielkiej Brytanii i w całej Europie. Numer urzeka już samym brzmieniem gitary. Autor wyraża pragnienie zobaczenia swojego boga twarzą w twarz, a chórek śpiewa najpierw Alleluja, a potem Hare Kryszna czy inne hinduskie wezwania. To zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy ilekroć tego słucham. Utwór - jak wspomniałem - stał się wielkim hitem, ale przysporzył też problemów Harrisonowi. Został on posądzony o plagiat hitu Chiffons z 1963 roku He's So Fine. Jednak autor, odpowiadają na zarzuty powiedział, że jako inspirację dla melodii użył nie objętego prawami autorskimi chrześcijańskiego hymnu Oh, Happy Day.
![]() |
George Harrison i Eric Clapton |
Wiele aranżacji obejmowało etos słynnej Ściany Dźwięku Phila Spectora, łącząc perkusję, zmasowane gitary i klawisze oraz wspierające chórki w dźwiękowych juggernautach, słyszanych przez kaniony echa. W swoim najbardziej nieokiełznanym podejściu poraża tępą siłą, najbardziej rażąco w numerze Wah Wah, blitzkriegu brzęczących gitar, dudniących bębnów, ryczących rogów i skandowanych chórów wokalnych, które z pewnością przygniotły igły do czerwieni konsoli nagrywającej. Końcowy miks jest tak gęsty instrumentalnie, że dochodzi do przesterowania. Sam Harrison miał podobno konflikt w swoich początkowych reakcjach na ten utwór, pierwszy nagrany na potrzeby projektu. Gdzie indziej symfonia osiągalna dzięki liczebności jest zarządzana skuteczniej What Is Life bardziej elegancko wykorzystuje swoją orkiestrową siłę ognia, wycofując zwrotki, aby pozwolić swoim wiodącym wokalom odetchnąć, a następnie dodać waltornię i chóralne fanfary, aby podkręcić radosne refreny. Awaiting On You All dzieli tę samą równowagę energii przyspieszenia tempa, ale bardziej bezpośrednio zagłębia się w religijny podtekst. Otwarte medytacje Harrisona obejmują trzy złowieszcze piosenki, ryzykowne w kontekście świeckiej płyty rockowej, które udaje mu się wykonać w stonowanych aranżacjach. Isn't It A Pity, zawierający dostojny wykaz ludzkich niepowodzeń, to najdłuższy wokalny utwór na albumie trwający ponad siedem minut, powtórzony w drugiej wersji później w zestawie.
![]() |
George Harrison i Bob Dylan |
Myślę, że sukces tej płyty niewątpliwie wynikał z pewności siebie zdobytej podczas produkcji dwóch wcześniejszych albumów instrumentalnych, a jego chęć współpracy poza twórczością Beatlesów przełożyła się na skalę i imprezową atmosferę sesji projektu. To, że uznał jego znaczenie jako swojego pierwszego solowego oświadczenia jako wokalisty, autora tekstów i producenta, skłoniło go do zaangażowania się w zremasterowaną i rozszerzoną wersję ukończoną rok przed śmiercią. Płyta jest absolutnym arcydziełem i wstyd jej nie mieć i nie znać. Przy okazji pozdrawiam tutaj swojego młodszego kolegę Przemka, który jest zakochany w tym albumie. Również prowadzi bloga i jestem pewien, że nie przepuści okazji, by również dziś coś o tym albumie napisać.
Bartas✌
Super ze napisales o tym albumie. Uwielbiam go i jego My sweet lord. Niesamowity mial glos ten Beatles. Tego albumu moge sluchac i sluchac.
OdpowiedzUsuńHarrison, to ikona, oddałeś mu wszystko co należne. Pieknie Bartek 😉
OdpowiedzUsuń