czwartek, 5 listopada 2020

Głos z Nieba. 25 lat temu ukazał się "Made In Heaven" - ostatni prawdziwy album grupy Queen

25 lat temu. Czy to możliwe? A pamiętam jakby to było wczoraj. Byłem już w trzeciej klasie podstawówki. Od śmierci Freddiego minęły wówczas cztery lata, a ja nadal go opłakiwałem. Nie było internetów, fejsbuków i innych portali społecznościowych. Internet w sumie był, ale nie u nas i bardzo kulał. Wszelkie wieści mieliśmy z dobrych programów radiowych (Radiowa Trójka, R.I.P.) i telewizyjnych. Czekałem z niecierpliwością na nowy album Queen. A gdy Mama kupiła mi go na kasecie za sto pięćdziesiąt tysięcy złotych (15 złotych) na Hali Góreckiej w Poznaniu byłem przeszczęśliwy. Katowałem bez przerwy. Kaseta była słuchana w samochodzie niemalże na okrągło. Towarzyszyła nam w naszych podróżach do Karpacza, nad Bałtyk i wszędzie, gdzie tylko się dało. Po dziś dzień pozostaje jedną z najważniejszych płyt w moim życiu. Nie byłbym sobą, gdybym Wam dzisiaj o tym albumie co nieco nie powiedział. Myślę, że warto poznać tę historię. Album został nagrany w zupełnie inny sposób niż pozostałe albumy studyjne Queen. Czytając historię powstania można sobie zadać pytanie czy jest to pełnoprawny album Queen czy kompilacja nieznanych i znanych wcześniej utworów. Bo o ile sama idea wydania tego albumu narodziła się podczas sesji do albumu
Innuendo, o tyle piosenki na nim zawarte pochodzą z różnego okresu kariery Queen, a nie tylko z okresu, gdy Freddie wiedział, że jego dni są policzone. 

Jednakże na początku 1991 roku, gdy album Innuendo został ukończony, wokalista bardzo nalegał na to, by zostawić jak najwięcej nowego materiału, z którego będą mogli korzystać, gdy jego już nie będzie. Ta płyta to swego rodzaju testament. Gasnący w oczach Freddie nie oszczędzał się. Wpadał do studia i nagrywał tyle partii wokalnych, ile mógł. Mówił: Potrzebujemy wokalu? Spoko, wpadnę na kilka godzin do studia i zaśpiewam. Tym samym dał instruktaż reszcie zespołu, by oni mogli ukończyć te piosenki. Nieżyjący już także producent  albumu David Richards wspominał to tak: To, co było naprawdę niezwykłe w tych ostatnich nagranych piosenkach, to fakt, że Freddie nalegał na wykonanie ostatniego wokalu. Zwykle zawsze chciał poczekać, aż cała muzyka zostanie skończona, zanim włączy swój ostatni wokal. Musiał być ku temu powód, myślę, że czuł, że nie było wystarczająco dużo czasu, aby zakończyć to na czas. Co oznacza również, że zdecydowanie chciał, aby te rzeczy zostały ujawnione, po prostu nie ma innego powodu, dla którego miałby to zrobić. Po śmierci Mercury'ego zespół wrócił do studia w 1993 roku, aby rozpocząć prace nad dokończeniem utworów. Chociaż Roger i John rozpoczęli pracę w 1992 roku, kiedy Brian był w trasie promującej swój album Back To The Light. Po powrocie w 1993 roku gitarzysta poczuł, że nie są muzycznie na dobrej drodze i zaczęli mniej więcej od zera. Nie mieli jednak wystarczającej ilości materiału na album, by mógł on się stać pełnoprawnym, kolejnym albumem studyjnym Queen. Manager Queen, Jim “Miami” Beach, postrach całego EMI, zapytał Freddiego co zrobić z jego piosenkami po jego śmierci. Artysta odpowiedział rozbrajająco: zrób co chcesz, ale nie rób ze mnie nudziarza. Nie dyskutując za wiele żyjący członkowie grupy wpadli na pomysł, by przejąć istniejące przeboje Freddiego i zrobić z nich piosenki Queen.

Odpalamy płytę i mamy świetne wejście. Czujecie siłę i późną młodość w głosie Freddiego? Tak, bo to Freddie z końca lat 70 i początku 80. Główny temat ścieżki został nagrany przez Freddiego w 1980 roku podczas sesji do albumu The Game, ale pozostał jako niezabudowany fragment. Zakończyli go dopiero pozostali członkowie Queen po śmierci wokalisty. Dobrze jednak, że Freddie Mercury zmienił tytuł swojego solowego albumu z Made In Heaven na Mr Bad Guy na dwa tygodnie przed jego wydaniem. Przynajmniej tak mógł zostać zatytułowany album Queen. Tak, Made In Heaven pojawił się na solowym albumie Freddiego Mr Bad Guy w roku 1985. Po śmierci wokalisty zespół nagrał swoje partie, a utwór nabrał bardziej rockowego brzmienia, gdyż oryginał nosi znamiona popowej ballady  Uwagę przykuwa tutaj piękna i majestatyczna - jak na Queen przystało - solówka Briana Maya.


W latach osiemdziesiątych Freddie, Elton John I Rod Stewart chcieli założyć trio. Zespół, taki poboczny, który nazywałby się Nose, Teeth And Hair. Idea powstała podczas pijackiej eskapady panów. Na pomysł wpadł Rod. Niestety to nigdy nie doszło do skutku, bo panowie nie mogli ustalić kolejności. Freddie oczywiście chciał, by było Zęby, Nos, Włosy. Zęby to on sam, nos to Rod, a włosy to Elton. Na znak tego, że każdy z nich miał jakiś kompleks. Dlaczego o tym wspominam? Ano, przy okazji kolejnego utworu na albumie zatytułowanego Let Me Live. Pochodzi z sesji do The Works z pierwszej połowy lat 80-tych. W oryginale brał udział wspomniany Rod Stewart oraz Jeff Beck. Utwór jednak nie został ukończony. Po śmierci Freddiego żyjący członkowie odkurzyli nagranie, dogrywając swoje partie bez udziału Jeffa i Roda. Za to bardzo ciekawie brzmi trzech wymieniających się wokalem muzyków Queen – pierwsza zwrotka Freddie, druga Roger, a trzecia Brian. John jak wiadomo nigdy nie śpiewał, bo nie potrafił. Utwór jest w klimacie soul. Freddie kochał gospel i soul, a jego ukochaną śpiewaczką była Aretha Franklin. I co ciekawe - w chórkach śpiewa siostra Arethy - Erma (zm. 7 września 2002).

Freddie mówił: będę pracował i śpiewał tak długo, aż padnę trupem. Nagrywali Mother Love. To był ostatni utwór, jaki wokalista zaśpiewał w studiu. Sesja odbyła się 22 maja 1991 roku. Freddie świadom końca swych dni chciał przekazać w tym utworze jak najwięcej emocji w głosie. W środkowej części utworu wzniósł się na ABSOLUTNE WYŻYNY. Wspomina Brian May: (podczas nagrywania) w pewnym momencie Freddie przerwał i powiedział: <<nie, nie , nie! Trzeba to zrobić lepiej Muszę zaśpiewać wyżej! Potrzeba temu utworowi więcej mocy>> Freddie wypijał kilka kieliszków wódki (pomimo zakazom jego lekarza! - przyp. bart.) i śpiewał dalej. Nawet, gdy nie mógł już stać o własnych siłach dawał z siebie wszystko. Efekt mamy tego właśnie taki – zadziwiający. Potem Freddie powiedział: muszę odpocząć! Jak wrócę to dokończę! Nie dokończył już. Trzecią zwrotkę zaśpiewał Brian na prośbę Freddiego. W końcówce utworu pojawia się jakby taki … film z życia Freddiego i Queen – od fragmentów One Vision, przez słynne Call And Response Freddiego na Wembley, riff Tie Your Mother Down i Going Back (Freddie zaśpiewał to jako Larry Lurex) aż po ... płacz dziecka.

My Life Has Been Saved to piosenka powstała na bazie fortepianu Johna Deacona i pierwszy raz ukazała się w październiku roku 1989 na stronie b singla Scandal. Jednakże w odpowiedzi na uczucia, że utwór nie osiągnął potencjału swojego potencjału w pełni, został całkowicie przerobiony na potrzeby Made In Heaven po śmierci Freddiego. I Was Born To Love You to druga piosenka z solowego albumu Freddiego. O ile pierwotna wersja posiada znamiona piosenki tanecznej, o tyle ta – czysto rockowej. Można się bardziej nad tym utworem zatrzymać. Freddie naszkicował utwór w maju roku 1984 w studiach Musicland w Monachium. Potem odłożył utwór na półkę, twierdząc że nie brzmi zbyt dobrze. Dopiero po usilnych namowach wytwórni, twierdzącej że ma hit numer jeden jak w banku, dopracował do tego syntezatorowe klawisze. Sukces nie był jednak zadowalający. Jednak, gdy trafił w zmienionej wersji na płycie Queen stał się numerem jeden w Japonii i do dzisiaj jednym z najbardziej popularnych piosenek Queen. Co ciekawe słychać tam odgłosy innych utworów Queen – A Kind Of Magic (ha, ha, ha! It’s Magic!) czy Living On My Own (I guess so lonely, lonely, lonely! Yeah!) ze wspomnianego solowego dokonania wokalisty.

Idąc dalej mamy przepiękny, niezwykle pacyfistyczny utwór Heaven For Everyone. Utwór został napisany przez perkusistę Rogera Taylora na swój solowy projekt poboczny The Cross. Pewnej nocy zespół Taylora odwiedził sam Freddie. Po kilku drinkach Mercury rzucił koledze i jego pobocznemu zespołowi pomysłem jak zaśpiewać i zakończyć utwór nagrywając wokal wiodący do tego utworu. Wokalista Queen pojawił się na brytyjskiej wersji albumu The Cross Shove It jako gość z wokalem przewodnim, zaś Roger robił za chórek. Role odwróciły się z kolei na amerykańskiej wersji tego albumu, albowiem śpiewał tam już tylko Roger. Wokal Freddiego wykorzystano później i przearanżowano na płytę Made In Heaven. Utwór stał się ogromnym, światowym hitem.

Mamy ogólnie dwie wersje piosenki Too Much Love Will Kill You. Jedna z wokalem Freddiego, druga z wokalem Briana. Chronologicznie wersja z Freddiem na wokalu jest pierwsza, bo powstawała późną wiosną roku 1988. Światło dzienne jednak ujrzała jako pierwsza wersja Briana na jego solowym albumie Back To The Light we wrześniu roku 1992. Wcześniej muzyk zaprezentował ją premierowo 20 kwietnia 1992 roku na stadionie Wembley podczas koncertu The Freddie Mercury Tribute. Wersja z Freddiem pojawiła się w roku 1995 na albumie Made In Heaven. Autorami piosenki jest Brian oraz jego przyjaciele - Elizabeth Lamers i Frank Musker. Utwór opowiada o ... trudnym wyborze między dwoma kobietami: Brian rozwiódł się z pierwszą żoną Chrissy Mullen, związawszy z Anitą Dobson, z którą po dziś dzień tworzy bardzo szczęśliwy związek. Jeden z czterech utworów, jakie powstały podczas sesji do Innuendo był You Don’t Fool Me. Choć tak naprawdę nie był w pełni skończonym utworem. W 1991 były tylko fragmenty partii wokalnych Freddiego. Utwór ten tak naprawdę nabrał kształtu, gdy producent David Richards złożył te wszystkie ścieżki w całość. Niesamowite wrażenie robi tutaj solówka Briana na gitarze i ten jakby mroczny klimat. Moja Mama nie znosi tego utworu, bo kojarzy jej się z jakimś wiejskim weselem. Szczególnie refren dah dah dah dah śpiewany przez Freddiego. To prawda. Utwór jest taneczny, niemalże dyskotekowy. Ale wiejskie wesele? No, Mamuś, proszę Cię, nie przesadzaj! Posłuchaj, jak świetną robotę robi Brian.

A Winter’s Tale z kolei to ostatni kompletny utwór Freddiego, jaki napisał i skomponował. Ostatnie dwa lata swojego życia wokalista spędzał w Montreux. Wykupił tam apartament, którego wnętrza nie skończyć udekorować. Na początku, gdy jeszcze był zdrowy, nie znosił tego miejsca. Wydawało mu się nudne. Później jednak docenił bardzo spokojne piękno. To miejsce stało się jego azylem przed wścibskimi dziennikarzami, którzy - jak to zwykle - za wszelką cenę próbowali wymusić jak najwięcej informacji. Utwór A Winter’s Tale jest właśnie o tym. Został napisany i skomponowany w domu, a refren dodany w studio. Poczucie spokoju i ciszy jest w tym utworze wyjątkowe. Freddiemu zależało na tym, aby ten utwór pozbawiony był jakichkolwiek morałów, ale po prostu docenienie piękna. Skupił się na perfekcji swojego wokalu, nagrywając z zespołem w Montreux w maju roku 1991, wyrażając prośbę i życzenie, aby dokończyli ten utwór po jego śmierci. I tak zrobili, kończąc utwór z miłością i troską na albumie Made In Heaven. Bardzo ciekawy pomysł na zakończenie albumu. Szybsza wersja utworu, który otwierał płytę. Nagranie zawiera sampler Seven Seas Of Rhye. Surprise! To nie koniec! Queen w stylu ambient? Wszystko jest w ich muzyce możliwe! Ukryty, nie opatrzony tytułem utwór nr 13 powstał poprzez zmiksowanie fragmentów utworu It's A Beautiful Day z dodatkowymi głosami i efektami. To dzieło Davida Richardsa, choć reszta zespołu też dołożyła swoje trzy grosze! Reakcja Freddiego na ten utwór? FAB!

Piękna jest okładka albumu. Wykonał ją Richard Gray. Wersja CD różni się nieco od wersji winylowej. W wersji CD na przodzie okładkie widzimy posąg Freddiego w Montreux, w Szwajcarii autorstwa czeskiej rzeźbiarki Ireny Sedleckiej (zm. 4 sierpnia 2020 roku), z tyłu zaś Brian, Roger i John wpatrujący się w Alpy. Zdjęcie w wersji winylowej zostało wykonane w tym samym miejscu, lecz o świcie. Żyjąca trójka patrzy już nie na Alpy, a na przepiękny wschód Słońca.


A skąd w ogóle pomysł na zrobienie pomnika? Artystka otrzymała zlecenie na przygotowanie posągu Freddiego po jego śmierci dzięki temu, że poznała w 1988 r. Dave’a Clarka i pracowała przy musicalu Time, do którego przygotowała maskę Laurence’a Oliviera. Jej praca się spodobała i musiała zostać polecona do wykonania posągu Freddiego. Jak sama podaje, próbnie wykonała popiersie, które się spodobało i tak otrzymała zlecenie. Mówiła, że nie wie czy byli rozważani inni kandydaci do wykonania rzeźby. Trzymetrowy posąg z brązu oficjalnie odkryto 25 listopada 1996 r. o godz. 15:00. jego restauracji dokonano w 2010 r. Stoi on na Place du Marché.

Album Made In Heaven to dzieło wybitne! Podobnie jak na albumie Innuendo mamy do czynienia z żonglowaniem emocjami. Tej płyty słucha się bardzo dobrze mimo upływu lat. Ten album jest tak spójny, że aż trudno uwierzyć, że powstawał na przestrzeni kilku lat - od końca lat 70 aż po ostatnie miesiące życia Freddiego. Ostatni prawdziwy album Queen, pomimo fizycznej absencji wokalisty. 25 lat? Niemożliwe, a wydaje mi się jakby mi ją Mama kupiła wczoraj. W 2013 roku Brian May powiedział o albumie [Made In Heaven] był prawdopodobnie najlepszym albumem Queen, jaki kiedykolwiek stworzyliśmy. Ma w sobie tyle piękna. To był długi, długi proces, starannie ułożony.








Bartas✌


7 komentarzy:

  1. Album w wersji muzycznej jest znakomity.
    Słucham go zawsze, z dużą dozą refleksji. Ile jeszcze znakomitych utwór powstałoby , gdyby Freddie żył. Tym bardziej, że Queen w wersji bez Freddiego jak dla mnie jest nie do przejścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lambert to wyjec!
      dziękuję, ale do mnie też nie!

      Usuń
  2. Niesamowity album Bartas. Dużo ciekawostek nam o nim opowiedziałeś. Za to też lubię twoje posty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepieknie, wzruszajaco, ogromna, ogroma wiedza, Bartek, chyba nie ma juz nic o czym bys nie wiedzial,o Freddiem i Queen. Przenioslam sie w tamte chwile. Dziekuje Bartuś ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. A co z tym utworem trwającym 20 minut?
    Myślałem że tu znajdę jakieś wytłumaczenie co to właściwie jest?
    Ma to jakieś znaczenie pewnie.
    Utwór instrumentalny gdzie właściwie nic nie słychać poza jakimś dźwiękiem syntezatora ��

    OdpowiedzUsuń

Umarł Papież, niech żyje Papież Perpetua V. Ghost i ich nowy album - "Skeletá".

  Trzeba mieć niezłe jaja, żeby cztery dni po śmierci Papieża Franciszka wydać nowy album. Na to może się zdobyć jedynie zespół Ghost, który...