środa, 26 sierpnia 2020

Podróż wgłąb własnego ego, czyli o albumie "No Code" grupy Pearl Jam

27 sierpnia to dla fanów zespołu Pearl Jam bardzo ważna data. Tego dnia roku 1991 ukazał się wiekopomny, debiutancki album Ten, z którego pochodzą tak wielkie hymny pokolenia młodzieży lat 90-tych jak Alive, Jeremy, czy Evenflow. Z kolei pięć lat później - czwarty album grupy zatytułowany No Code. W tym dzisiejszym blogu postanowiłem, że pochylę się nad tym drugim albumem, przedstawiając go nieco, a album Ten zostawię na rok przyszły, gdy stuknie temu krążkowi 30-stka. Gotowi? Lecimy, szkoda czasu.

Do nagrania swojego czwartego albumu studyjnego grupa ponownie zatrudniła producenta Brendana O’Briena, który produkował dwie poprzednie płyty - Vs i Vitalogy. Album No Code jest pierwszym albumem z nowym perkusistą Jackiem Ironsem, który dołączył do zespołu w trakcie prac nad Vitalogy. Po letniej trasie promującej ów album, zespół rozpoczął pracę nad No Code w Chicago, w lipcu 1995 roku. Trwała wówczas niesamowita fala upałów. Sesje w Chicago trwały tydzień, a konkretnie to w studiu Chicago Recording Company. Potem nastąpiła mała przerwa, po której zespół udał się na tygodniową sesję w Luizjanie, gdzie zarejestrowano przepiękny Off He Goes. Resztę materiału zarejestrowano w Seattle, w prywatnym studiu Stone’a Gossarda. Następnie album został zmiksowany przez O’Briena, w Atlancie, w jego Southern Tracks.


Pomysł nagrania kolejnego album wziął się od wokalisty grupy - Eddiego Veddera. Stawał się coraz lepszym kompozytorem, co niejednokrotnie doprowadzało do rozmaitych spin w zespole. Praca nad tym albumem zaczęła się właśnie od spiny. Basista Jeff Ament - niejednokrotna siła napędowa zespołu - w ogóle nie został poinformowany o nagrywaniu materiału. Dowiedział się o tym po trzech dniach i był niesamowicie wkurwiony.  Nie czuł się zaangażowany na żadnym poziomie. Nie podobało mu się, że Eddie panoszy się po studiu i kontroluje cały proces tworzenia. Mike McCready wspomina to tak: jestem pewien, że Jeff był wkurzony, ale chodziło bardziej o to, by każdy nagrał swoje partie oddzielnie, bo gdybyśmy nagrali je razem nic by z tego nie wyszło i wszyscy wyszlibyśmy wkurzeni na siebie. Jeff w pewnym momencie wyszedł ze studia. Myślał poważnie o odejściu z zespołu. Na szczęście tak się nie stało. Jack Irons zaś skomentował, że zespół przez to był bardziej na bieżąco. Wszyscy byli bardzo zmęczeni trasą, koncertami, które trwały po trzy godziny,a tu jeszcze zmuszanie się do nagrania kolejnego albumu. Mike jeszcze uzupełnił, że Jack zachęcał wszystkich członków zespołu do omówienia swoich problemów. Ci nazwali go wielkim wpływem duchowym i w zasadzie jemu zawdzięczają ten rozejm. O’Brien skomentował później, iż to był naprawdę okres przejściowy.


Przejdźmy może do warstwy lirycznej. Podczas gdy na Vitalogy zespół odszedł od przystępnych kompozycji i dopracowanej produkcji z wcześniejszych albumów, na No Code postawili na celową przerwę od stadionowego brzmienia, rodem z Ten. Dominują tu eksperymentalne ballady i hałaśliwe garażowe numery. Mamy tu do czynienia z subtelną harmonią (Off He Goes), wpływy wschodnie (Who You Are) czy piękną melorecytację Eddiego (I’m Open). Uwagę przykuwa plemienne brzmienie perkusji Ironsa w utworach Who You Are oraz In My Tree. Irons potem przyznał, iż to było nie lada wyzwanie, ale chłopaki naprawdę mnie wspierali i włożyliśmy kilka ciekawych rzeczy w piosenki. Eddie zaś przyznał, że w pewnym momencie zespół zdał sobie sprawę, że ma okazję poeksperymentować, zaś David Browne z Entertainment Weekly stwierdził, że No Code prezentuje szerszy zakres nastrojów i instrumentacji niż na jakimkolwiek poprzednim albumie Pearl Jam.


No, ale jako to śpiewa Kasia Nosowska - piosenka musi posiadać tekst. Testy poruszają kwestie duchowości, moralności i samooceny. Ed mówi wprost: Myślę, że w tych piosenkach jest troszkę samokontroli. Coś, przez co przechodzi się również wielu moich przyjaciół, gdy zbliżają się do trzydziestki. Nasz wkurzony do niedawna Jeff z kolei uzupełnia, że to w pewnym sensie jak historia zespołu. Chodzi o dorastanie. Tekst Hail, Hail traktuje o dwóch osobach znajdujących się w trudnym związku i walczących o jego przetrwanie. Off He Goes to piosenka Eddiego o nim samym, napisał o sobie, że jest gównianym przyjacielem(..)pojawię się i wszystko jest ok, a potem nagle jestem poza domem. Zaś utwór Lukin dotyczy dość intensywnego problemu prześladowców, z którymi Eddie Vedder zmagał się w połowie lat 90-tych. Przepiękny kończący album Around The Bend, który także wyszedł spod pióra Eda, to kołysanka napisana z myślą o Jacku Ironsie, a właściwie o jego synku. Słowa bardzo mocno “NeilYoungowego” Smile pochodzą z notatki, którą Dennis Flemion ukrył w notatniku Veddera, gdy ten był w trasie Słowa użyte w notatce pochodzą z piosenek Frogs This Is How I Feel  i Now I Wanna Be Dead. Ciekawostką jest fakt, że nazwisko Flemiona jest podane na winylu, ale w wersji CD go nie ma. Tekst Red Mosquito został zainspirowany wydarzeniami związanymi z koncertem Pearl Jam z 24 czerwca 1995 r. w Golden Gate Park w San Francisco. Vedder trafił do szpitala z powodu zatrucia pokarmowego. Wykonał tylko siedem piosenek i zespół był zmuszony odwołać pozostałe daty trasy. Inną i myślę, że równie ważną ciekawostką jest fakt, że po raz pierwszy na albumie Pearl Jam Stone Gossard objawił się światu jako tekściasz, pisząc i śpiewając utwór Minkind. Taki wybryk, po którym fani skandowali Let Stone sing.


Na koniec kilka słów o okładce i tytule płyty. Okładka płyty składa się ze 156 zdjęć Polaroid, które układają się w kwadrat 2 x 2. Zdjęcia są pozornie przypadkowe. Jedno ze zdjęć to gałka oczna, która należy Dennisa Rodmana, byłego gracza Chicago Bulls i przyjaciela zespołu, podczas gdy inne zdjęcie przedstawia stopę Veddera po ukąszeniu przez płaszczkę. Zdjęcia oglądane z daleka zlewają się, tworząc logo trójkąta / gałki ocznej No Code, które jest motywem przewodnim całego albumu. 


Omawiając tytuł albumu, Vedder powiedział, że nazywa się No Code, ponieważ jest pełen kodu. To dezinformacja. W terminologii medycznej, polecenie no code jest poleceniem medycznym wstrzymującym RKO na pacjencie. Jest również znany jako nakaz nie reanimować. W innym wywiadzie Vedder powiedział, że jeśli nagranie jest kompletną porażką, przyznałeś się do tego w sposób podprogowy. No Code dla mnie był tym samym. Dla mnie No Code oznaczał ‘nie reanimować’.


Chociaż No Code zadebiutował na pierwszym miejscu listy Bilboard 200 dość mocno podzielił fanów. Wielu z nich zarzuciło odejście od garażowego, rockowego grania. Album stał się pierwszym albumem Pearl Jam, który nie osiągnął statusu multiplatyny, otrzymując pojedynczy certyfikat platynowy od RIAA w Stanach Zjednoczonych. Jak dla mnie to ścisła czołówka najlepszych dokonań Pearl Jam. Zajmuje trzecie miejsce na mojej liście za Ten i Yield. Niesamowita, eksperymentalna podróż po duchowości i odkrywaniu własnego ja, która trwa już … 24 lata. A pamiętam, jakby to było wczoraj.



Bartas ✌




7 komentarzy:

  1. Brawo Bartek, wjedze masz NIEPRZECIENTNA

    OdpowiedzUsuń
  2. No zobacz, toż to płyta starsza ode mnie ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. No widzę że u nich też burze przechodziły jak u Floydów chociaż może nie tak gwałtowne. Ciekawy materiał. Znasz jakąś dobrą książke o Pearl Jam?. Dziś chętnie posłucham tej płyty. Niesamowita reenzja! Ty powinieneś prowadzić audycje muzyczne z twoją wiedzą Bartas. W radiu internetowym TPI szukali takich ludzi z pasją. Moze spróbujesz? Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dzięki, ale nie jest to łatwe :(
      Płyty koniecznie posłuchaj <3 Jest piękna <3

      Usuń
    2. Ja bardzo lubię słuchać jak nawijasz :) filmiki z domówki były zajebiste :)

      Usuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...