piątek, 28 sierpnia 2020

Pieśni dla głuchych, czyli ... dla Was. 18 lat kończy "Songs For The Deaf" Queens Of The Stone Age

Czasy ogólniaka wspominam bardzo dobrze. Może nie pod względem szkoły i rówieśników, ale na pewno pod względem muzyki. Od zawsze Radiowa Trójka była moim oknem na świat. Nie mogłem doczekać się skończonych lekcji, by wrócić do domu, odpalić Trójkę. Czekało się też na wieczorne audycje. W latach 2002 - 2005 powstało mnóstwo świetnej muzyki, która została ze mną do dziś. I tak na przykład wczoraj, 27 sierpnia, minęło 18 lat od ukazania się trzeciego krążka grupy Queens Of The Stone Age (nie mylić z Queen) zatytułowanego Songs For The Deaf. Doskonale wiedziałem o tej rocznicy, niemniej jednak … zwyciężył Pearl Jam, a QOTSA zostawiłem sobie na dzisiaj.


Songs For The Deaf był pierwszym albumem Queens Of The Stone Age, na którym grał na perkusji Dave Grohl, który również koncertował z zespołem. Zastąpił perkusistę Gene Trautmanna, który rozpoczął pracę nad innymi projektami. Grohl podziwiał Queens of the Stone Age od dłuższego czasu i chciał koniecznie zagrać na ich poprzednim albumie Rated R. Gitarzysta Josh Homme, z którym przyjaźnił się od 1992 roku, podczas gdy był gitarzystą Kyussa, zaprosił go do przyłączenia się w październiku 2000 roku. Grohl przyznał, że nie grał od dawna i dodał, że prowadzenie zespołu jest „męczące”, więc Foo Fighters mieli małą przerwę. Pierwszy występ Grohla z zespołem odbył się 7 marca 2002 roku w The Troubadour w Los Angeles, a ostatni na Fuji Rock Festival 28 lipca 2002 roku. Wkrótce powrócił do Foo Fighters. Songs For The Deaf to ostatni występ na płycie Queens of the Stone Age Brendona McNichola, Gene Trautmann (perkusja) i basisty / wokalisty Nicka Oliveriego, którego zwolniono po trasie. Album zawierał również pierwszy muzyczny wkład do albumu Queens of the Stone Age autorstwa multiinstrumentalistów Natashy Shneider i Alaina Johannesa. Shneider i Johannes stali się później pełno etatowymi członkami Queens of the Stone Age i przyczynili się do powstania kolejnego albumu Lullabies to Paralyze, wydanego w 2005 roku. Ale o tej płycie może kiedy indziej.


No, dobrze, ale przejdźmy do samej zawartości muzycznej płyty. Wkładamy do odtwarzacza odpalamy płytę i słyszymy jak pewien koleś wsiada do samochodu i włącza radio. Ten motyw będzie się powtarzał przez pewien czas trwania albumu. Zadziorny riff i świetnie brzmiące bębny słychać tak, jakby dobiegały z głośników samochodu. Nick Olivieri - basista  zespołu - krzyczy, że ta muzyka musi przedrzeć się do naszych uszu. Jakby zapraszał na jedną wielką podróż. Idą dalej mamy No One Knows, singiel promujący album i utwór, który traktuje zarówno o zniewoleniu, jak i miłości. Charakteryzuje się niesamowicie mocnym głosem Josha Homme’a śpiewającego o pewnych zasadach, których należy przestrzegać i tych pigułkach do przełknięcia oraz o podróży przez pustynię umysłu bez nadziei. Później mamy szybkie przejście do First It Giveth, poprzedzony zapowiedzią hiszpańskiego prezentera radiowego. Wokalista falsetem wyśpiewuje o miłości, która daje i zabiera. Nie zabrakło na albumie świetnych gości. W utworze tytułowym pojawia się nie kto inny jak sam Mark Lanegan. Świetną robotę robi tu także Dave Grohl. Perkusja wydaje się strasznie dudnić, jednak ma ona swój klimat i idealnie pasuje do całości. W końcówce słychać głos silnika samochodu, które jest odzwierciedleniem łagodnego intro do The Sky Is Fallin’.


Czyżby muzycy dali nam odetchnąć? Nic bardziej mylnego. Ten spokojny trans zostaje przerwany ciężkimi urywanymi riffami i opowieścią o depresji, pustce i nihilizmie. Kierowca dalej przełącza kanały i wyłapuje na fali numer Six Shooter o nieokiełznanej wściekłości wykrzyczanej przez Oliveriego. Chwilę później znów pojawia się Lanegan w utworze Hangin’. Zaś Go With The Flow wpada jakby bez pukania. Piosenka jest o ruszaniu naprzód i wydaje się podążać za tą samą podstawową sekwencją akordów przez cały utwór. Mimo to refreny są specyficznie zróżnicowane, gdy Homme mówi, że rzeczywiście może płynąć z prądem. Ale nasz kierowca wydaje się chyba być niezadowolony, bo gorączkowo przełącza kanał i trafia na Gonna Leave You zaśpiewany przez Olivierego. W warstwie tekstowej można doszukać się pewnych odniesień do Go With The Flow. Jednak w bardziej zdecydowany, a nawet kontrowersyjny sposób, kończąc słowami nie potrzebuję Cię. Następny utwór Do It Again śpiewany jest już przez Josha, który opowiada historię o zabłąkanym kochanku, który wykorzystuje różne sytuacje. Ale za chwile znów mamy naszego drivera, który - skacząc po kanałach - natrafia na głos kaznodziei, który chrzani coś o miłości, którą stworzył Bóg. God Is In The Radio to będąca satyrą z radiowych kaznodziejów piosenka, która jednak ma w sobie sporo mroku. Another Love Song, śpiewany przez Oliveriego, opowiada o związku, który wydaje się tak banalny, by nazwać to wszystko po prostu kolejną miłosną piosenką. Chociaż teksty nie wydają się odzwierciedlać tej nonszalancji, ponieważ wzloty i upadki tego związku są bardzo ekstremalne.


Po zakończeniu utworu niejednoznacznie brzmiący prezenter radiowy przedstawia swoją stację, WOMB, i nazywa słuchaczy ich zwierzakami. Prezenter zapowiada Song For The Deaf, dodając to znaczy dla ciebie. To, co tu się dzieje jest istnym szaleństwem. Chórki robią atmosferę horroru, a na wokalu Josh i Mark śpiewający o byciu więzionym w sobie, niechętnie wyobcowanym ze świata.  Album kończy się utworem Mosquito Song. To, co najpierw wydaje się dotyczyć wampirycznego owada, zamienia się w opowieść o kanibalizmie i ofierze. Piosenka jest bardzo subtelna i w przeciwieństwie do reszty albumu składa się wyłącznie z instrumentów akustycznych, w tym elementów orkiestrowych, a kończy się orkiestrowym aranżacją big bandu, która jest zarówno ciężka, jak i mroczna, w tym solo na gitarze flamenco w wykonaniu Alaina Johannesa. Produkcja płyty Songs For The Deaf jest mistrzowska i oddaje dźwięk każdego utworu z osobna, jednocześnie zachowując spójny klimat. Każdy dodatkowy dźwięk ma jakiś cel, nic nie jest zbędne i wszystko dobrze się komponuje. Doskonale słyszymy każdy instrument. No, może czasami z wyjątkiem basu Oliverego. Drogi Czytelniku, posłuchaj tego albumu, a jeśli już go słuchałeś, przesłuchaj go ponownie do końca za jednym razem. To jest tego warte.





Bartas ✌















1 komentarz:

  1. Tak piszesz że aż się che zapuścić to... natychmiast! Super recenzja. Słabo ich znam dlatego jutro zamierzam poszerzyć znajomość muzyki tej grupy... Stop wróć... dziś nie jutro. Przecież juz sobota :)

    Fachowa recenzja. Świetnie się wczuwasz w to co opowiadasz.

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...