sobota, 29 sierpnia 2020

Chodź się przytulić i posłuchaj…. - Pearl Jam - Bridging The Gap - Acoustic Broadcast 1996

Ktoś mi pewnie powie: Wiesz co, Bartas, to Ty chyba jednak ograniczony muzycznie jesteś. Bo jak nie ten Twój Queen i Freddie to Pearl Jam! Masz Ty w ogóle jakieś inne muzyczne zainteresowania poza tym? No, jasne, że mam i mam ich całe mnóstwo. Codziennie trafiają do moich uszu różne, fajne dźwięki. Niemniej jednak …. mój jest pisany z pasją. Tworząc go założyłem sobie, że piszę pod wpływem chwili, natchnienia. Nie muszę trzymać się sztywno schematu pt: o, wyszła nowa płyta jakiegoś tam debiutanta, bardzo mi się podoba to ja już od razu o tym piszę! Nie, to musi wypłynąć z serca. A poza tym - nic na to nie poradzę, że tak kocham oba wspomniane zespoły. Problem w tym, że Queen już nigdy nie zobaczę w pełnym składzie. Sorry, może się narażę, ale ten cały Adam Lambert to jakaś porażka, która kompletnie nie pasuje do Queen. Ja tego nie kupuję, żyję wyłącznie starym Queen, tylko z nagrań i jest mi z tym zajebiście dobrze. Zaś Pearl Jam są nadal aktywnym zespołem. Koncertowym i studyjnym (świetna nowa płyta). Osiem razy grali w Polsce, a mnie udało się tylko raz jedyny być w Krakowie, dwa lata temu. Ten koncert jeszcze bardziej spotęgował moja miłość do tej grupy ze Seattle, więc nie dziwcie się, że tyle o nich nawijam. 


No, właśnie. Więc znów będzie o Pearl Jam. Eddie Vedder i ekipa to prawdziwa zwierzyna koncertowa, która uwielbia wydawać bootlegi koncertowe. Wydaje je znacznie częściej, niż płyty studyjne. Jest już ich tyle, że ja sam nie nadążam. Kilka dni temu do moich rąk trafiła płyta, która tak naprawdę wydana została rok temu, a zwyczajnie uszła mojej uwadze - Bridging The Gap - Acoustic Broadcast 1996. Dwa koncerty na jednej płycie zarejestrowane 19 i 20 października 1996 roku w Shoreline Amphitheatre, Mountain View w ramach Neil Young's Bridge School Benefit Concert. Zespół promował wtedy album No Code, który mimo iż zadebiutował na pierwszym miejscu list przebojów Billboardu podzielił fanów. Poza tym zespół miał na pieńku z Ticketmaster, którzy rżnęli nieźle fanów na kasę za bilety. Obejrzałem i wysłuchałem już mnóstwo bootlegów, ale ten szczególnie chwycił mnie za serce. Produkcja jest niezwykle … prymitywna, ale ma swój urok. Na tym koncercie zespół położył nacisk na sety akustyczne. 


Płyta zaczyna się od powitania Eda cześć, mamy kilka kawałków. Na pierwszy ogień poszedł Footsteps, który przepięknie i tak niespodziewanie zabrzmiał w krakowskiej Tauron Arenie. Eddie śpiewa cichutko, łagodnie. Ja siedziałem jak zamurowany. Sometimes wtedy był wtedy kompletną świeżynką, otwierał album No Code. Słychać jak ten niby zmęczony wokalista oddaje w nim całego siebie: Sometimes I know / Sometimes I rise / Sometimes I fall / Sometimes I don't / Sometimes I cringe / Sometimes I live/  Sometimes I walk / Sometimes I kneel / Sometimes I speak of nothing at all / Sometimes I reach to myself, dear God. Pamiętam moje pierwsze zderzenie z tą piosenką w 1996 roki. Zrobiło mega wrażenie. Niemniej jednak … hm … może zabrzmi to jak herezja, ale właśnie tutaj, na tym wydawnictwie, Ed oddał pełnię emocji. Nie zabrakło kawałków z poprzednich płyt. Jako trzeci na setliście pojawił się Better Man. To znakomity numer, który zawsze wspaniale sprawdza się na koncertach. Pamiętam, jak zabrzmiał w Krakowie. Ed odwalił super przemowę, pokojową przemowę, o tym byśmy walczyli o naszą wolność, tak zagrożoną i zhańbioną, po czym zabrzmiała repryza Wasted i pierwsze dźwięki Better Man. Tutaj, na tym wydawnictwie, może i brakuje tego chóralnego odśpiewania, brakuje pazura, bo to koncert akustyczny, gdzie panuje raczej skupienie i zasłuchanie, niemniej jednak czuje się… że trudno o lepszych ludzi, którzy potrafią dać Ci radość, szczęście i pomóc przezwyciężyć najcięższe chwile w Twoim życiu. 


Jak każdy wokalista ma lepsze i gorsze dni. Ale Eddie świetnym artystą jest i nieprzeciętnym wokalistą (jednym z moich ukochanych, kocham jego głos od zawsze). Tutaj też improwizuje ze swoim wokalem. Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie wersja utworu Corduroy, który jest w moim ścisłym TOP 5 najlepszych numerów Pearl Jam. W pewnym momencie mojego życia ten numer stał się też moim CREDO: nikt nie będzie za mnie decydował, bo nikt za mnie nie umrze. Ty chcesz mieć swój świat to miej, ale nie wchodź z butami w mój. Kim Ty, do cholery, jesteś, by mówić mi co jest dobre, a co złe. Na tym koncercie nie tyle aranż powoduje ciary, co … melodia, która całkowicie odbiega od oryginału. Słuchając tej wersji oryginalnej, studyjnej mam takie wrażenie, że jakby w wersji studyjnej Eddie chciał powiedzieć: Odpierdolcie się ode mnie! Nie chodzicie w moich ciuchach, a mówicie mi co jest dobre. Tak tutaj jakby pytał tych swoich prześladowców: dlaczego to robicie? czy ja Wam też to robię? Niesamowita wersja, która bardzo mocno mi się zapętla. Off He Goes oraz Nothing Man to absolutne perełki z No Code i Vitalogy. Podczas pierwszego odsłuchu tegoż koncertu na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy Ed w pewnym momencie sam wyczuł, że nie wyciągnie tak idealnie w drugiej oktawie tego Nothing Mana, jednak ileż było w tym uroku. 


Jak pewnie wielu z Was wie albo nie wie, utwór Black to mój absolutny number one ze wszystkich piosenek Pearl Jam. Mam nieco żal do zespołu, że w ostatniej chwili wykreślili go z krakowskiej set-listy. Wielu mówi, że Ed nie potrafi już oddać tych emocji temu utworowi, co kiedyś. Wiadomo, głos mu się zmienił. Obniżył się, to fakt, ale wciąż daje radę. Wersja z Acoustic Broadcast 1996 jest także zaskakująca. Tym bardziej z powtarzanym kilka razy wersem I know someday You'll have a beautiful life bez dalszej części. Takich perełek i smaczków mamy tu naprawdę dużo. Daughter czy Elderly Woman Behind The Counter In A Small Town oraz Porch brzmią również wybornie. 


Mimo produkcji, która pozostawia wiele do życzenia, warto sięgnąć po tę płytę. Jak macie taką możliwość, to posłuchajcie jej we dwoje. Zróbcie klimat, zapalcie świece, przygotujcie dobrą kolację, polejcie wina i … oddajcie się tej muzie. Mieliście kiepski, nienajlepszy tydzień? Niech ten “zmęczony” Ed Was swoim śpiewem utuli, pogodzi, pojedna. Niech sprawi, że się uśmiechniecie do życia. Chodź się przytulić i posłuchaj. Serdecznie polecam. 




Bartas✌


4 komentarze:

  1. Bardzo przyjemna recenzja. Koncert z Bridge Scholl znam głównie z wersji video (YouTube), ale w najbliższym czasie muszę kupić wersję cd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytanie Twojego bloga muzycznego, to prawdziwa przyjemnosc, relax, wiedza. Super Bartek

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty ograniczony? W życiu Bartas. Jesteś niesamowicie obeznany i wiesz o czym mówisz. Tak przyjemnie się Ciebie czyta. Co do Lamberta to moje zdanie znasz. Jesteśmy w tym temacie jak zawsze jednomyślni. Nikt Fredka nie zastąpi nigdy!!! Co do PJ poznaje ich dalej i nie żałuję że dałam się przekonać. Myślę że ta płyta mi podejdzie. Eddy ma super głos naprawdę. Super recenzja Bratku

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...