poniedziałek, 31 sierpnia 2020

13 lat w niepewności, ale warto było. Tool - Fear Inoculum

Do napisania niniejszej recenzji płyty, która ukazała się równy rok temu zachęcił mnie kolega Przemysław - doświadczony radiowiec w lokalnym radiu i początkujący blogger. Rok temu ukazała się płyta zespołu, na którą jego fani (w tym ja) czekali aż 13 lat. Dziś mija rok (i jeden dzień) od tego wydarzenia. Doszedłem do wniosku, że jednak warto coś o tym zespole i o tej płycie napisać. To płyta zespołu Tool zatytułowana Fear Inoculum. 13 lat, słuchajcie. Szmat czasu. Pamiętam doskonale jak Tool w 2006 roku wydał swój czwarty album studyjny zatytułowany 10.000 Days. Z Toolem mam ten “problem”, że właściwie nie potrafię określić, która płyta jest najlepsza. Bo uwielbiam i Aenimę i Lateralus i 10.000 Days. Ten ostatni, wspomniany już dwukrotnie osiągnął szczyt list przebojów US Billboard 200 i uzyskała status platynowej płyty od RIAA, sprzedając się w ponad milionach egzemplarzy miesiąc później. Zespół bardzo intensywnie koncertował, promując album aż do końca 2007 roku. Zaraz po tym wokalista i frontman w jednym Maynard James Keenan stwierdził, że w najbliższej przyszłości Tool się rozpadnie, więc skupił się na swoim pobocznym projekcie, Puscifer. Tak naprawdę to się nigdy nie rozpadł, po prostu na chwilę zawiesił działalność. Na początku roku 2008, na 50 rozdaniu nagród Grammy, Keenan ogłosił MTV, że zespół Tool wznawia działalność i że zacznie od razu pisać materiał.


Obiecanki - cacanki, Panie Keenan. Ile można czekać? Czekałem, czekałem i już straciłem nadzieję. Tool ucichł na kilka następnych lat. W tym czasie na ich oficjalnej stronie można było przeczytać, że gitarzysta Adam Jones oraz perkusista Danny Carey pracowali nad materiałem instrumentalnym, podczas gdy Keenan skupił się na Pusciferze. Jednocześnie też zajmował się pisaniem tekstów na nową płytę. W 2012 zespół ponownie na swojej stronie poinformował, że materiał prawie gotowy, są wersje instrumentalne, brzmią jak Tool, jest powrót do korzeni. No, i mój apetyt na nią rósł i rósł. I znowu skończyło się na słowach. Myślałem sobie, że pewnie prędzej Jezus Chrystus zstąpi powtórnie na ziemię, niż Tool wyda nową  płytę. Ale tu kolejny problem, który przeszkodził zespołowi - Danny Carey uległ wypadkowi na motocyklu, w wyniku którego doszło do wielu pękniętych żeber, co spowodowało ból, który dodatkowo spowolnił nagrywanie. 


Według Keenana prace nad albumem trwały przez cały 2015 rok „powoli”. Jones poinformował, że zespół opracował 20 różnych pomysłów na utwory. Według Jonesa zespół koncertował i zadebiutował nowym utworem Descending w skróconej, niepełnej formie. Muzyk poinformował również, że utwory instrumentalne zostały ukończone i przekazane Keenanowi do wzglądu, choć wahał się, czy uznać jakąkolwiek pracę „wykonaną”. Chociaż na początku 2016 roku webmaster zespołu poinformował, że było to w dużej mierze tylko kilka krótszych piosenek i przerywników, które trzeba było ukończyć. Pod koniec roku Chancellor określił status zespołu jako „wciąż trwającego w procesie pisania”, podczas gdy główne tematy i luźny „szkielet” zostały ustalone. Jones, Carey i on sam nieustannie tworzyli i przerabiali nową zawartość instrumentalną. Prace nad albumem trwały przez cały 2017 rok. W tym czasie Carey przewidywał, że skończą  i wydadzą ją w połowie 2018. Ale tu znowu niesłowny Pan Keenan odparł te twierdzenia, tłumacząc, że zakończenie prawdopodobnie zajmie więcej czasu. Dlaczego? Jones, Chancellor i Carey kontynuowali pracę nad albumem, podczas gdy Keenan powrócił do A Perfect Circle pod koniec 2017 roku, aby współpracować z Billym Howerdelem. Nagrali i wydali czwarty album studyjny zatytułowany Eat The Elephant, na początku 2018 roku. Do lutego 2018 roku Keenan ogłosił, że otrzymał od pozostałych członków zespołu pliki muzyczne zawierające utwory instrumentalne oznaczone jako „FINAL”


Doczekaliśmy się! 30 sierpnia 2019 roku ostatecznie światło dzienne ujrzał piąty studyjny album Toola Fear Inoculum. Co mogę o nim powiedzieć? To, że nigdy nie podążali za strukturami obowiązującymi w muzyce popularnej, ale wciąż jest coś zaskakująco przystępnego w swej całości. Tytułowy rozpoczyna się rozbrajająco powtarzającym się trzydźwiękowym motywem, przywołującym na myśl Metallikę czy Philipa Glassa. Powoli buduje dzieło o ponurym pięknie i wielkości. Znów mamy do czynienia  dramatem. Tool są mistrzami w budowaniu dramatu. Pod powierzchnią czai się ciemność, ale czy brzmi to jak ludzie, którzy rzeczywiście zbliżają do apokalipsy z uśmiechami na twarzy? Cały album to jedna wielka wędrówka przez kompanię różnorakich dźwięków. Moim ulubionym utworem stała się od pierwszego przesłuchania Pneuma. Tu dzieje się zaskakująco mnóstwo ciekawych rzeczy - utwór przechodzi od niemal bliskowschodniej muzycznego flirtu z psychodelicznymi liniami syntezatora do bluesowych linii gitar granych na czystym elektryku, do potężnych, tnących ścian zniekształconej gitary, przechodząc przez blues rock lat 60., rock progresywny z lat 70. Alternatywny metal z lat 80. To jak muzyczna maszyna czasu, a raczej maszyna, która kwestionuje samą ideę czasu liniowego.


Podobnie jak w przypadku poprzedniego dzieła, na Fear Inoculum, pisanie piosenek przez zespół może czasami wydawać się zagadką, dość odważną, zmuszającą odbiorcę, by się pochylił się nad nimi i dokładnie zrozumieli, co się dzieje. Invincible zaczyna się jak dźwiękowy odpowiednik MC. Rysunek Eschera z serią notatek, które łączą się w węzeł gordyjski. Zaczyna się rozbrajająco ładnymi wokalami i gitarami przez kilka taktów, ale nawet gdy usłyszymy ten porywający atak bębnów i basu, odkryjemy wrażenie zaskakującego piękna, jak potknięcie się o leśną oazę w środku strefy wojny. Cudo! Tool przez lata wypracował sobie pewne znane motywy. Przykładem tego jest choćby utwór Descending, który ukazuje rodzaj długotrwałego napięcia, z którego słynie zespół, z kilkoma częściami poruszającymi się w różnych kierunkach harmonicznych i rytmicznych. Ale zamiast chaosu pojawia się poczucie starannie kontrolowanej złożoności. To wielowartościowe doświadczenie, jak kubizm dźwiękowy, prawie tak, jakby słuchacze usłyszeli kilka punktów widzenia na raz.


Ale jeśli jest jeden nadrzędny temat na albumie, to znaczy, że rzeczy nie są tym, czym się wydają, ponieważ rzeczywistość ciągle się zmienia. W Culling Voices frontman Maynard James Keenan śpiewa melodię, która wydaje się naginać - ale nie łamać - zasady zachodniego systemu tonalnego. Piosenka odsłania się powoli, niczym wąż wyrywający się ze starej skóry. Legion Inoculant, jeden z bonusowych utworów, to krótki projekt dźwiękowy, który tworzy upiorną atmosferę, z niskimi poddźwiękowymi tonami basowymi i rosnącą masą przefiltrowanych ludzkich wokali; przenosi słuchaczy, ale nigdy nie zabiera nas na długo w żaden konkretny świat. Równie tajemniczy jest instrumentalny utwór Chocolate Chip Trip, sugestywne kinowe doświadczenie, które wymyka się kategoryzacji. Możemy powiedzieć, że są dzwony - dzwony w nawiedzonej dzwonnicy, dzwony w lochach. Gdyby to był film i słyszałeś te dzwony, wiedziałbyś, że wydarzy się coś strasznego.


Chociaż Tool są ekspertami w przywoływaniu tego rodzaju epickich kinowych momentów, zespół udowadnia, że ​​wciąż potrafi się bawić. W znakomitym numerze 7empest gitarowe arpeggio ustępuje miejsca metalowym tupotom. Jest w tym jakiś niepokój, niespodziewana złość, po czym wraca do kontroli, a nie z niej wychodzi. Cyfrową wersję albumu zamyka Mockingbeat, kolejny odcinek, który rodzi pytania: Po pierwsze, kiedy album kończy się segue, w co wkraczamy? Cisza? A może jest to zaproszenie do usłyszenia dźwięków, które nas otaczają, gdy muzyka się zatrzymuje? Po drugie, czy te ptaki śpiewają? Albo stalowe koła zębate, które się wyczerpały, zgrzytają i świszczą, gdy latają iskry? A może armia małp o ostrych zębach, drapiąca się w twoje drzwi? Mockingbeat to nieznana droga, która może prowadzić wszędzie.


Na koniec jeszcze chciałbym wspomnieć o manierze wokalnej Keenana. Dawno już nie brzmiał tak czysto i wyraźnie. Na poprzednich płytach jego wokal był jakby schowany w tle i na pierwszy rzut wysuwały się instrumenty. Tutaj wszystko idealnie współgra. Warto było. czekać te 13 lat. Nie jest to mój ulubiony album Toola, ale z pewnością będę wracał do niego nieraz, bo jest tego wart.





Bartas✌


2 komentarze:

  1. Słuchałam już wcześniej tego albumu i bardzo mi sie podoba, choć wielką fanką Toola nie jestem, niemniej jednak fajna płyta. Muszę sięgnąć po wcześniejsze albumy. Dobrze, że w końcu się zebrali i nagrali kolejny album po 13 latach. Ciekawe dzieje tego zespołu, miło sie czytało z zainteresowaniem. Wiesz jak przyciągnąć czytelnika Bartaś. Gratki :)

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...