piątek, 17 lipca 2020

Izolacja - 40 lat albumu "Closer" grupy Joy Division

Historia muzyki niejednokrotnie pokazała, że nie trzeba wydać kilkudziesięciu płyt w karierze, by zdobyć rozgłos i kult. Są też takie zespoły w historii muzyki rozrywkowej, dla których kariera skończyła się tylko na jednej płycie, a wpisała się w kanon - nazwijmy to - obowiązkowych lektur. Czystym tego przykładem jest choćby zespół The Sex Pistols, który trwał zaledwie kilka miesięcy, wydając jedną jedyną płytę studyjną. Ale są i takie zespoły, które wydały aż dwie płyty studyjne, z czego jedna została wydana po śmierci głównego wokalisty. Czymś takim jest drugi album zespołu Joy Division zatytułowany Closer, który dziś obchodzi swoje 40 urodziny. Wydany został po śmierci charyzmatycznego frontmana i wokalisty Iana Curtisa. Zanim jednak przejdziemy do tej płyty to chciałbym Wam pokrótce przedstawić historię zespołu Joy Division.


Dla tych, którzy może nie wiedzą wyjaśnię, iż zespół Joy Division to była brytyjska grupa rockowa, która powstała w roku 1976 w Salford, Great Manchester. Początkowo nosiła nazwę Warsaw, czyli Warszawa. Nazwę swą zaczerpnęła od instrumentalnego utworu Davida Bowiego o tym samym tytule. Był to rozkwit muzyki punk rockowej. Dwóch kolegów ze szkolnej ławki - Bernard Sumner i Peter Hook - razu pewnego udało się na koncert wspomnianego już Sex Pistols, który odbywał się w ich rodzinnym mieście. Tam spotkali pewnego człowieka, który okazał się poetą, a pracował jako urzędnik. Nazywał się Ian Curtis. Zaprzyjaźnili się dość szybko, założyli zespół, odbywali próby. Żaden z nich nie potrafił dobrze grać na instrumentach. Zapał był jednak dużo większy od niedoskonałości. 


Zespół miał nazwę Warsaw i występował w składzie Ian Curtis (wokal), Bernard Sumner (na gitarze) oraz Steve Brotherdale (perkusja). Jednakże ten ostatni nie mógł się z nimi dostatecznie zgrać, wywołało to pewne konflikty, więc pozostała dwójka pożegnała się z tym panem, a na jego miejsce przyjęła Stephena Morrisa. Robili próby, jammowali. Szybko odkryli, że nie będą grali zwykłego punk rocka, a wyjdą poza jego ramy. Ta muzyka nabierze później zupełnie innego brzmienia, nieco psychodelicznego. Grali po lokalnych klubach, zdobywając wielkie uznanie. Curtis szokował swoim zachowaniem, zachowywał się niczym szaman na scenie. Zważywszy jednak na to, że w Londynie istniał już zespół, który miał w nazwie Warsaw, a konkretnie Warsaw Pakt, Ian Curtis zmienił nazwę na Joy Division. Wokalista interesował się historią, zwłaszcza z okresu II wojny światowej. Nowa nazwa nawiązywała do książki Dom Lalek autorstwa Yehiel De-Nur. Opisana w niej jest historia więźniarek niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, zmuszanych do prostytuowania się. Nosiła właśnie nazwę Joy Division, a po niemiecku Freudenabteilung. Mieli za to nieźle przegwizdane. Zaczęli być posądzani o szerzenie nazizmu i faszyzmu. 


W 1978 roku wydali EP-kę An Ideal For Living. Jednak wciąż wytwórnie płytowe ignorowały zespół. Spotkali na swojej muzycznej drodze producenta Martina Hannera, który pomógł zdefiniować ich specyficzny styl gry - mroczny, psychodeliczny, nieco depresyjny. Pierwszym singlem zwiastującym debiutancką płytę był utwór Transmission. Było czymś absolutnie nowym. Nikt, żaden zespół nie stworzył takiej jakości brzmienia. Znany w tamtych czasach radiowy DJ BBC, nieżyjący już John Peele, bardzo mocno zainteresował się tą muzyką. Panowie mieli przyjemność też grać na potrzeby tego radia. Dzięki udziałom w tych nagraniach mieli bardzo prosta furtkę do podpisania kontraktu płytowego. W czerwcu 1979 roku zespół wydał debiutancką płytę Unknown Pleasures i ruszył w trasę koncertową. Curtis cierpiał na epilepsję, a podczas wyczerpującej trasy koncertowej jego stan zdrowia pogarszał się. Jednak dalej zespół koncertował po Ameryce i przystąpił do nagrywania drugiej i - jak się okazało - ostatniej płyty. W międzyczasie na singlu ukazał się sławetny przebój Love Will Tear Us Apart. Niestety stan Iana wciąż się pogarszał. Te wszystkie stany, jakie przechodził wokalista opisał na wspomnianej, pośmiertnej już płycie Closer. 18 maja 1980 roku Ian Curtis popełnił samobójstwo, wieszając się na sznurze od suszarki. Wcześniej zdążył obejrzeć film Stroszek Wernera Herzoga. Tak przedstawia się historia grupy. 


Przejdźmy jednak teraz do płyty. Utwory pochodzą z dwóch okresów. Wcześniejsze kompozycje gitarowe powstały w drugiej połowie 1979 roku, a były to: Atrocity Exhibition, Passover, Colony, A Means to an End i Twenty Four Hours. Wszystkie były grane na żywo w tym roku, a inne były nagrywane na potrzeby sesji radiowych. Pozostałe piosenki z albumu zostały napisane na początku 1980 roku i zawierały bardziej widoczne użycie syntezatorów: Isolation, Heart And Soul, The Eternal i Decades.Większość piosenek została napisana lub skonstruowana podczas jam session w sali ćwiczeń zespołu. Jeśli chodzi o zawartość liryczną Bernard Sumner wspomina to tak: Chodziliśmy na próby, siadaliśmy i rozmawialiśmy o naprawdę banalnych sprawach. Robiliśmy to, dopóki nie mogliśmy już rozmawiać o banalnych sprawach. Nasze instrumenty nagrywaliśmy na mały odtwarzacz kasetowy. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele o muzyce ani tekstach. Nigdy tego nie analizowaliśmy.


Warto jednak tu zwrócić uwagę na strukturę jednego utworu, a mianowicie Isolation. Mojej ulubionej z resztą piosenki na tym albumie. Na pierwszy ogień rzuca się poetycki tekst Iana Curtisa ilustrujący sytuację w jakiej się znalazł podczas choroby. Mrożące krew w żyłach linie wokalne wyrażają poczucie więzi i tęsknotę za niemożliwym. Curtis błagalnie śpiewa: But if You could just see the beauty, These things I could never describe. Utwór grany jest w tonacji C-dur podczas gdy zakres wokalny Iana Curtisa obejmował jedną oktawę, od niskiego B3 do wysokiego B4. Jego muzyczna aranżacja wykorzystuje fałszywe zakończenie, w którym zespół nagle się zatrzymuje, tylko po to, aby nagranie nagle powróciło z hałaśliwym sprzężeniem zwrotnym fragmentu, zanim doszło do końca. Na co też warto zwrócić uwagę to na bębny i przeszywającą linie basu. Zamiast melodii gitary, kaskadowa linia syntezatorów o wysokiej tonacji biegnie przez całą kompozycję jako instrument napędzający. 


Closer został nagrany między 18 a 30 marca 1980 w Britannia Row Studios w Islington w Londynie. Wyprodukował go Martin Hannett, a całość produkcji została określona jako “grobowa”. Tak samo jak w przypadku debiutanckiego albumu panowie Hook i Sumner nie byli zadowoleni z pracy Hannetta. Peter Hook narzekał później, że Atrocity Exhibition został zmiksowany w dzień, w którym zrobił sobie wolne od pracy w studiu, a gdy usłyszał ostateczny efekt był rozczarowany faktem, że jego partie gitarowe zostały obciążone efektami i stonowane. Mówił później: Totalnie odleciałem, o cholera, to się znowu dzieje. Unknown Pleasures numer dwa… Martin [Hannett] stopił gitarę swoim Marshall Time Waster. Brzmiało to tak, jakby ktoś dusił kota. Byłem na niego tak zirytowany, że wszedłem do studia, dając mu coś do zrozumienia, ale on po prostu się odwrócił i powiedział, żebym się odpieprzył.


Okładka albumu została zaprojektowana przez Martyn Atkins i Petera Saville'a, a fotografia grobowca rodziny Appiani na Monumental Cemetery of Staglieno w Genui zdobi większość samej zawartości wizualnej. Samo zdjęcie zostało zrobione przez Bernarda Pierre'a Wolffa w 1978 roku. W filmie dokumentalnym o zespole z 2007 roku, projektant Peter Saville skomentował, że gdy dowiedział się o samobójstwie piosenkarza Iana Curtisa, wyraził natychmiastowe zaniepokojenie projektem albumu, ponieważ przedstawiał on motyw pogrzebowy: mamy grób na okładce albumu!


Closer został wydany 18 lipca 1980 roku przez Factory Records jako 12-calowy winylowy LP. Album osiągnął 6 miejsce na brytyjskiej liście albumów. We wrześniu 1981 roku osiągnął również 3 miejsce w Nowej Zelandii. W NME był także albumem roku. Wraz z Unknown Pleasures, został zremasterowany i ponownie wydany w 2007 roku. Podobnie jak w przypadku debiutu, do remasteru Closera został dodany bonus w postaci koncertu zespołu w University Of London Union. Szef wytwórni Tony Wilson był zadowolony z albumu i przewidział, że odniesie on komercyjny sukces. Sumner przypomniał sobie, jak wtedy mówił: Wiesz, Bernard, w przyszłym roku o tej porze będziesz wylegiwać się przy basenie w LA z koktajlem w dłoni”. Sumner był jednak mniej optymistyczny i po prostu pomyślał, że to najbardziej absurdalna rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mu powiedział.




Jazda obowiązkowa! Bardzo mocno polecam! :)


 

Bartas.


2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy post, świetnie się czyta! Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy post, świetnie się czyta!

    OdpowiedzUsuń

Podróż pełna oldschoolowych i ciężkich riffów. Judas Priest powraca w kapitalnym stylu płytą "Invincible Shield".

  Judas Priest to żywe legendy. Niezależnie od tego czy podoba nam się ich muzyka czy nie i niezależnie też od tego, jakiej muzyki słuchamy....