Właściwie to powinienem się na ten zespół śmiertelnie obrazić i strzelić focha. Za co? Za dziecinne i mega gwiazdorskie zachowanie na moim ukochanym Pol'and'Rock Festivalu. Zespół opóźnił swój występ o ponad pół godziny. Było już późno, bardzo zimno, ja byłem już zmęczony szaleństwami pod sceną (już nie ten wiek, hehe😄) przez co moja cierpliwość została wystawiona na próbę. Powodem była niedziałająca dobrze gitara. Serio? Zespół z taką marką i jedna gitara na trasie? Wstyd i hańba! No, ale jednak stwierdziłem, że przesłucham ich najnowszej płyty Ascension i napiszę słów kilka. Mimo tej krzywej akcji na Woodstocku bardzo cenię Paradise Lost. Zwłaszcza za takie płyty jak Draconian Times, Icon czy Host, a już najbardziej za Symbol Of Time wydaną w 2002 roku. Paradise Lost działa od 1990 roku i jest przecież częścią świętej trójcy doom metalu - starszej Anathemy i My Dying Bride. Obecny skład to Steve Edmondson na basie, Greg Mackintosh na gitarze i klawiszach, Aaron Aedy na gitarze, Nick Holmes na wokalu i Guido Zima na perkusji. Grupa eksperymentowała przez lata, od cięższego death doomu (na początku swojej działalności) przez popowe brzmienia ze wspomnianego albumu Host, po bardziej zrównoważone podejście, które prezentuje obecnie. Ich brzmienie jest gotyckie i doomowe, momentami z domieszką progresywnego metalu. Wykorzystują zarówno ostre, jak i czyste wokale, i myślę, że ten najnowszy krążek ma świetną równowagę między nimi.
Co mi się podoba w tym albumie? Zespół stworzył płytę, która jest mroczna i taka lekko świętokradcza, ale jednocześnie zaskakująco chwytliwa, energetyczna i rozwija się z każdym przesłuchaniem. Niektóre utwory brzmią bardziej jak Symbol Of Life, co oczywiście jest powodem, dla którego je lubię, ale inne są satysfakcjonująco złowieszcze i mroczne. Uważam też, że album jest spójny, zrównoważony od początku do końca. Serpent Of The Cross spodobał mi się dzięki ekspresyjnym gitarom i rozkwitającym brzmieniom. Tyrants Serenade jest zaraźliwie chwytliwy i szczerze mówiąc, nie mogę przestać go nucić. Salvation zaś to utwór z subtelnym, a zarazem mocnym refrenem, który także głęboko wrył się w moją banię. Jednak absolutnym faworytem w pierwszej części albumu jest Lay A Wreath Upon The World, niczym rwąca rzeka z żeńskimi harmoniami wokalnymi i świetną atmosferą. To jak kompletna zmiana w samym środku płyty. Druga połowa nie zwalnia tempa. Uwielbiam Savage Days z tym musującym klimatem i powściągliwym brzmieniem, Sirens z jego krętymi i zuchwałymi emocjami oraz zamykający The Precipice z pięknym fortepianem i klasycznym death doomem.
Paradise Lost nie nagrali w swojej karierze złego albumu, choć niektóre płyty wolę bardziej niż inne. Ascention to ich najlepszy album od dekady i ma ogromne szanse stać u mnie płytą roku lub być w ścisłej czołówce najlepszych albumów roku 2025. Niniejszym udzielam zespołowi oficjalnego rozgrzeszenia za niefajny incydent na Pol’and’Rock Festivalu😉Swój grzech odpokutowali świetną płytą! 😍
Bartas✌☮
Bartas✌☮

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz