sobota, 7 września 2024

Pewność siebie i żadnego niewypału! O czwartym albumie Fontaines D.C. - "Romance" - słów kilka.

 

Fontaines D.C. zadebiutowali w roku 2019 albumem Dogrel i stali się objawieniem dla muzyki gitarowej. Ten powstały w Dublinie zespół w mgnieniu oka i z niezachwianą  jakością zdobył irlandzką i brytyjską scenę alternatywną. W  Niezmiennie wysokiej jakości melodie, które utrwalają Fontaines D.C., pozwoliły im się rozwinąć: od korzeni post-punkowych do bardziej nastrojonego, gotyckiego i eksperymentalnego terytorium. A Hero’s Death był mocny, ale Skinty Fia z 2022 roku poważnie ugruntował reputację zespołu jako jednego z najbardziej szanowanych w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Muzycy czuli, że już są na szczycie fali, ale - jak się za chwilę przekonacie - to najnowszy, czwarty studyjny album zatytułowany Romance podnosi wszystko o poziom wyżej. Nowa wytwórnia, nowy image i współpraca z jednym z najlepszych producentów współczesnej dekady, Jamesem Fordem (współpracował między innymi z Arctic Monkeys czy The Last Dinner Party) sprawiły, że FDC osiąga kolejne szczyty. 


Romance od samego początku jest po prostu sensacyjny. Utwór tytułowy otwiera płytę i pokazuje, że zespół, z którym mamy do czynienia, wychodzi z zupełnie inną propozycją w 2024 roku: niespokojny sythowy strach wypełnia przestrzeń, a frontman Grian Chatten powtarza refren: And maybe romance is a place, yeah / Maybe romance is a place, yeah / Maybe romance is a place / For me and You / And You zanim post-rockowe syntezatory powrócą z pewnym zapałem. Wydaje się, że to krok w nieznane dla Dublińczyków, ale taki, który robią z ogromną pewnością siebie. I ta pewność przepływa przez album, a gdy wyskakuje nam Starbuster, uczucie staje się bardziej powszechne. Jak dla mnie jest kandydat na rockowy singiel roku 2024. jest to napędzający, rytmiczny banger, który brzmi równie świeżo, jak w wersji singlowej. Refren przerywa wytchnienie Chattena wywołane aktem paniki na stacji metra. Gitary utrwalają ostre uczucie grozy, które są głęboko zakorzenione, a nieustępliwe bębny są stonowane w swoich ozdobnikach, ale rytm wydaje się skrojony na miarę, aby pasował do pewnego kroku. Jest coś, co w tym numerze ucieleśnia wrażenie właśnie wypiłem dwa kufle i wyszło słońce i pewność tego odblokowanego uczucia, które po prostu sączy się ze Starbuster. Fontaines w najlepszej formie! Here’s The Thing to kolejna najwyższej klasy praca Dublinersów - skrzypiące grunge’owe brzmienie gitar tonące w fuzz wybuchają w każdym momencie tego numeru, z bardziej muskularną perkusją i kolejnymi oddechowymi partiami wspierającymi, co sprawia, że ta rzecz jest ogromna. Fontaines są po prostu nieustępliwi w swoim dążeniu do powalenia Cię na łopatki z każdym kolejnym numerem. W Desire jest trochę łagodniej, ale do czasu, bowiem piękne intro smyczkowe zostaje rozerwane przez bardziej monstrualną perkusję. Produkcja na całym albumie jest najwyższej jakości, a James Ford dorównuje zespołowi umiejętnościami i ambicją cios za ciosem. W miarę jak numer przybiera tempa, wokal Chattena brzmi fantastycznie, gdy wypowiada słowa ponad własnymi harmoniami. 


Krążek wydaje się być bardzo kinowy i jest to wygląd, który naprawdę pasuje do Fontaines D.C. Jest tego najwięcej w moim ulubionym In The Modern World i Bug. Każdy cal, każdy róg, każdy rytm perkusji, linia basowa, elektroniczny styl lub tekst jest po prostu doskonały. Najbardziej wyróżniającym się utworem jest Motorcycle Boy. To wyczyn trudny do osiągnięcia przy tak poważnej jakości. Więcej elektronicznych dziwactw i błysków na zapętlonym tle, przeplatanych minimalną gitarą, maszerującymi bębnami i różnych smaczków wokalnych Chattena. Każdy członek zespołu podniósł tutaj swoją grę, a zespół podjął się nowych obowiązków w postaci gry na klawiszach, syntezatorach i innych takich, aby uzupełnić ich już sprawdzone umiejętności jako muzyków. Są tu też prawdziwe odcienie Procelain Moby’ego, a także Dummy Portishead czy Massive Attack z ery Mezzanine - coś w ponurej atmosferze i przytłaczającym poczuciu wielkości na tych albumach wycieka z każdego niemal kąta w Romance. Horseness Is The Whatness łagodniejszy numer, a akompaniament szczotkowanych bębnów i wrażliwych smyczków sprawia, że ​​jest to kolejny moment nieustępliwej jakości. Numer wydaje się być kinowym zamknięciem tego albumu, a partie smyczkowe zgrabnie owijają kokardę na Romance. Death Kink jest niewątpliwie szczytem tego albumu, z Fontaines poważnie nawiązującym do szczytowych osiągnięć Pixies, z minimalnymi riffami przekształconymi w utwór o ogromnej wielkości. W solówce są odcienie grunge'u i Nirvany, a brzmienie gitary przywołuje na myśl produkcję Nevermind w niektórych częściach. Drugi singiel Favourite to kolejny hit, który ładnie wieńczy ten album. Po pragnieniu i desperacji Death Kink, Favourite jest jak wspaniały promień słońca po burzy. Jest tu optymistyczny i pełen nadziei temat, który nie pojawia się w żadnym innym numerze na nowym krążku Dublinersów.


Po pięciu latach na szczycie sceny post-rockowej/post-punkowej Fontaines D.C. zdobywają albumem Romance pozycję jednego z najlepszych młodych zespołów gitarowych ostatnich piętnastu lat. I powiem szczerze, że jest naprawdę niewiele takich alternatywnych zespołów, które mogą zadać płycie Romance cios. Cały krążek jest kwintesencją tego, co potrafią z siebie wydobyć. Zrobili najlepszą rzecz w swojej dotychczasowej prężnie rozwijającej się karierze. Nie ma tu ani jednego słabego punktu, ani jednego niewypału, ani tej niezręcznej chwili ciszy czy pojedynczego momentu, który nie wydaje się być na swoim miejscu. Pewność siebie, wrażliwość i melancholia. Nie przegapcie!💥 Bartas✌☮

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystko, co potrzebne i jeszcze więcej. David Gilmour powraca po 9 latach z nowym albumem - "Luck And Strange".

Temu Panu się w ogóle nie spieszy do niczego. Z jednej strony to dobrze, bo on już niczego nie musi udowadniać. Jest muzykiem i gitarzystą ś...