poniedziałek, 16 maja 2022

Wierność w stereo, marazm artystyczny, problemy małżeńskie, odwyk i eksperymenty. W 22 rocznicę wydania albumu "Binaural" grupy Pearl Jam.

 

Jest 16 maja 2022 roku, poniedziałek. Dziś 22 lata kończy album Pearl Jam, który jest najrzadziej przeze mnie słuchany i najmniej lubiany. Myślę jednak, że warto o nim co nieco wspomnieć z uwagi na pewne okoliczności. Podobnie jak w przypadku albumu Yield, członkowie pracowali indywidualnie nad materiałem, zanim jeszcze rozpoczęli wspólne sesje nagraniowe. Eddie nazwał tworzenie albumu pracą budowlaną. Binaural był pierwszym albumem od czasu debiutu, który nie został wyprodukowany przez Brendana O'Briena. Stone Gossard stwierdził, że zespół miał wtedy poczucie, by zrobić coś innego. I byli gotowi na tę zmianę. Zamiast starego kumpla Brendana postanowili zatrudnić Tchada Blake’a, znanego z używania nagrań binauralnych. Obuuszne techniki nagrywania, które wykorzystują dwa mikrofony do tworzenia stereofonicznego dźwięku 3D, zostały użyte na kilku ścieżkach, takich jak akustyczny niemal z domieszką transu Of The Girl (tym utworem zaczęli koncert w Krakowie w 2018 roku). Był to pierwszy album Pearl Jam po odejściu Jacka Ironsa, w którym występuje perkusista Matt Cameron. z Soundgarden. Ten zaś wcześniej grał na perkusji podczas amerykańskiej trasy Yield Tour


Album Binaural został nagrany na przełomie roku 1999 i 2000 w miejscu, gdzie muzycy zawsze czuli się najlepiej, czyli w Seattle w stanie Waszyngton, a dokładnie w studiu Litho, którego właścicielem był gitarzysta i główny założyciel Pearl Jam - Stone Gossard. Jednak początkowo był miksowany w Sunset Sound Factory w Los Angeles, Kalifornia z Blake'iem. Muzycy jednak nie byli zadowoleni z efektu końcowego. Praca Blake’a dobrze sprawdzała się w przypadku wolniejszych utworów, takich jak Nothing As It Seems. Gorzej jednak było z tymi cięższymi numerami. No, i tu z pomocą przyszedł stary kamrat, wspomniany wyżej Brendan O’Brien, który zmiksował te cięższe utwory. Nadmienić też należy, że to właśnie z nim grupa ustaliła ostateczną kolejność albumu. 


Wspomniałem na początku, że jest to najrzadziej słuchany przeze mnie album, ale warto o nim wspomnieć z uwagi na pewne okoliczności. Jak się okazuje - niełatwe. Zespół Pearl Jam napotkał w tamtym czasie wiele przeszkód. Eddie w życiu prywatnym rozwodził się ze swoją pierwszą żoną Beth Liebling. Podczas pracy nad albumem dopadł go marazm twórczy. Zwyczajnie - nie miał weny pisarskiej. Teksty powstawały w bólach, co niestety słychać. Napisał muzykę do kilku piosenek, w tym Insignificance i Grievance, ale za cholerę nie mógł skleić porządnego tekstu. Postanowił więc porzucić komponowanie, zostawić to kolegom, a samemu zająć się pisaniem tekstów. W tym samym czasie “odkrył” ukulele. Szybko nauczył się na nim grać i … skomponował Soon Forget. Ale nie tylko Eddie miał w tym czasie problemy. Uzależniony od silnych leków Mike McCready był na odwyku. Reszta musiała się dobrze zgrać z Mattem Cameronem.


W warstwie muzycznej grupa postanowiła rzucić wyzwanie fanom i sprawić, by posłuchali muzyki, która jest dość wymagająca. Na poprzednich albumach Pearl Jam łączyli ambicje z przebojowością. Stworzyli coś, co znają dziś wszyscy, co być może stało się oklepane, ale co trafiło do serc. Na Binauralu tak naprawdę ciężko jest o to. Słychać spory dystans od grunge’u, który uczynił ich wielkimi. Zagłębiają się w skoczny post-punk, ponure medytacje, mocno nakręcony folk rock i psychodelię. Ale to wszystko brzmi tak mało spójnie. Jakby robili sobie jam session i wypuścili to w świat. Kilka utworów na albumie ma wpływy klasycznego rocka. Intro do otwierającego album numeru Breakerfall to niemal jak przez kalkę riff do utworu I Can See for Miles grupy The Who z 1967 roku. Z resztą - Vedder przyznał, że pierwsze 30 sekund numeru to plagiat i podziękował za całokształt gitarzyście Pete'owi Townsendowi. Album jest mroczny, ponury. Jeff Ament napisał teksty do dwóch utworów - God’s Dice i inspirowany zespołem Pink Floyd Nothing As It Seems. Stone Gossard zaś do trzech - Thin Air, Of The Girl  i Rival. God’s Dice mówi o osądzaniu każdego, niezależnie od tego czy wierzy w Boga czy nie. Zaś Nothing As It Seems opowiada o dzieciństwie Amenta dorastającego w okolicy północnej Montany. Mamy też numer Evacuation, który napisał Eddie. To rzecz o zmianach w rozwojowych człowieka. Insignificance mówi o niemocy w walce z politykami. A z kolei tekst do Grievance powstał w głowie Veddera po protestach Światowej Organizacji Handlu z 1999 r. w Seattle, zaś Rival jest refleksją Stone’a Gossarda na temat masakry w Columbine High School z 1999 roku. Całość zamyka utwór Parting Ways, ale po nim następuje hidden track Writer's Block. słyszymy dźwięk maszyny do pisania. To właśnie Eddie i jego niemoc twórcza. 


Są też odrzuty z sesji, które finalnie znalazły się na kompilacji Lost Dogs. Należą do nich Sad, Hitchhiker, In The Moonlight, Education, Fatal i Sweet Law. Zaznaczyć należy, że Sad  pierwotnie był nazywany Letter To The Dead i dla Jeffa był świetną piosenką pop, ale szybko ogarnął, że nie taki był zamysł całego albumu. Podobnie było ze Sweet Lew. Utwór Fatal był z kolei ulubioną piosenką Tchada Blake'a. Strangest Tribe i Drifting zostały również nagrane w czasie sesji nagraniowej do Binaural. Nie trafiły na album, ale… za to weszły nie tyle na wspomnianą kompilację Lost Dogs, co na świątecznego singla dla fanklubu w roku 1999 roku. 


Album Binaural mimo - jak zwykle - mądrego i ważnego przekazu, lecz powstałego w bólach, nie jest TYM MOIM PEARL JAMEM, który - poza świetnymi tekstami - porywa serce bojowymi zaśpiewami oraz pięknymi, chwytającymi za serce balladami w stylu Black. To album, którego w całości ciężko mi słuchać. Oczywiście są wyjątki. Singlowe nagrania są naprawdę ciekawe, ale całość… pozostawia wiele do życzenia. Taki smutny mieli okres. Grunt, że się z tego podnieśli. Dziś są szczęśliwi i spełnieni. A już niebawem - 14 lipca 2022 roku - zawitają znów do Polski, do Krakowa. Nareszcie, po czterech latach znów (drugi raz w życiu) zobaczę ich na żywo. Będzie się działo! 😍








Bartas✌

1 komentarz:

  1. A ja ten album lubię. Choć faktycznie początkowo wydawał mi się mało przystępny. Najbardziej przemawiają do mnie kompozycje Stone'a i oczywiście znakomite Light years. Piękny tekst, poruszające przesłanie, jeden z topowych kawałków PJ. Głos Eda brzmi nieco inaczej, niż na Yield. Czasami mam wrażenie, jakby nagrywany był z oddali.

    OdpowiedzUsuń

Podróż pełna oldschoolowych i ciężkich riffów. Judas Priest powraca w kapitalnym stylu płytą "Invincible Shield".

  Judas Priest to żywe legendy. Niezależnie od tego czy podoba nam się ich muzyka czy nie i niezależnie też od tego, jakiej muzyki słuchamy....