środa, 16 marca 2022

Niecodzienne show telewizyjne. 30 lat temu zespół Pearl Jam zagrał swój słynny koncert MTV Unplugged.

 

Kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów. To żartobliwe zdanie od dłuższego czasu krąży po Sieci. Zwłaszcza od ludzi, którzy bardzo mocno za czymś tęsknią. Ja ten przykład bardzo tęsknię za starymi czasami, gdy w MTV grało się porządną rockową muzę. Już pisałem o tym niejednokrotnie na łamach mojego bloga, ale dziś jest ku temu szczególna okazja, by to moim Drogim Czytelnikom przypomnieć. Była też taka seria koncertów MTV Unplugged, czyli po prostu koncerty akustyczne wielkich gwiazd. Początek tego projektu datuje się na 26 listopada 1989 roku. Wystąpili wtedy tacy wykonawcy jak Squeeze, Syd Straw czy Elliot Easton. Pierwsze 13 odcinków prowadzone było przez amerykańskiego piosenkarza i autora piosenek Julesa Sheara. Wtedy zagrały takie wielkie gwiazdy jak Aerosmith, Elton John, Sinéad O'Connor, Poison, Joe Satriani i Stevie Ray Vaughan. Pomysł trafił na bardzo podatny grunt i postanowiono pójść z projektem dalej. Nie będę się tutaj rozwodził nad kolejnością chronologiczną wykonawców, którzy wzięli w tym projekcie udział. Mogę tylko nadmienić, że do historii przeszły koncerty Erica Claptona, Nirvany oraz Pearl Jam. O Claptonie i Nirvanie napiszę przy innej okazji. Dziś chciałbym się skupić tylko i wyłącznie na jednym koncercie z tej serii, który zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. To właśnie występ Pearl Jam. Nie bez kozery o nim wspominam. Dziś, 16 marca AD 2022, mija 30 lat od nagrania tego kultowego koncertu. Nadmienić należy, że przez wiele, wiele lat krążył jako piracki bootleg, a dwa lata temu doczekał się oficjalnego wydawnictwa na CD i winylu. Przenieśmy się jednak do roku 1992. 


Pearl Jam stawał się coraz bardziej sławny. Ich debiutancki album Ten, wydany 27 sierpnia 1991 roku, bardzo szybko zawojował listy przebojów. Alive było non stop grane w radiu, a muzycy właśnie skończyli legendarną trasę z Nirvaną i Red Hot Chili Peppers. Wtedy żarty się skończyły, zaczęło się na poważnie. Trzy dni po wyczerpującej trasie udali się do Kaufman Astoria Studios w Queens w stanie Nowy Jork, aby zarejestrować koncert. Nie mieli praktycznie żadnych prób, a sprzęty na których grali były pożyczone. Gitarzysta Stone Gossard wspomina, że zamiast zamówionej przez niego gitary Gibsona Cheta Atkinsa mieli tam zwykłą klasyczną. Było dość późno, by zawracać komuś dupę o taką czy inną gitarę. Ale na szczęście muzycy byli już na tyle ogarnięci, że znali ludzi, którzy mogli im pomóc. Pożyczono im troszkę sprzętu. Koniec końców Stone dostał komplet strun stalowych Cheta Atkinsa i - jak twierdzi - wyszło świetnie. Trochę innego zdania jest Mike McCready, któremu struny nie do końca podpasowały. Zagrali wtedy niemal cały materiał z debiutu oraz cover Neila Younga Rockin’ In The Freee World. Dla zespołu, który zawojował świat ostrymi i pełnymi buntu piosenkami, nie było to zgoła łatwe zadanie. Niektóre piosenki kompletnie nie wpasowały się w konwencje. Ostatecznie wybrano oficjalnie jedynie siedem utworów. Mimo, że ten koncert jest dość mocno okrojony to - wg mnie - jest najlepszą rzeczą, jaka mogła się wydarzyć we wszystkich seriach MTV Unplugged. Tyle tytułem wstępu. Przejdźmy już do samego występu.

Eddie Vedder rozpoczyna występ siedząc spokojnie na stołku, wykonując
Oceans, ale dość szybko zmienia się w opętańca za sprawą utworu State Of Love And Trust, będącego ścieżką dźwiękową do filmu Singles Camerona Crowe’a. Idą dalej, robi się coraz głośniej, a wyśpiewany wkurw Veddera na całe kurestwo i niesprawiedliwość tego świata rośnie z każdą sekundą. Zdejmuje czapkę, rozpuszcza włosy i zaczynają grać wielki hymn pokolenia Alive. Eddie wychodzi z samego siebie, rzuca piórami, plącze stopami, gibie się w przód i tył. Jednak wciąż siedzi na krzesełku. Pojawia się moja ukochana piosenka Pearl Jam, której nie doczekałem się na koncercie w Krakowie - Black. I tu zwyczajnie miękną nogi, mimo pomyłki Eda w pierwszej zwrotce. Siedzisz zasłuchany, wzruszasz się, jesteś obezwładniony głosem i emocjami Veddera. Jeremy oraz Even Flow także zabrzmiały wybornie.

Prawo wyboru dobrem osobistym!!!
Jednak największe show odstawił Ed podczas wykonywania utworu Porch. Rozpina swoją sztruksową  kurteczkę, odgarnia długie włosy i mówi cicho do mikrofonu: I just wanna say .. hmm…one, two, three, four… zaczyna numer, z trudem hamując się przed wyśpiewaniem wyrazu the fuck w pierwszej linijce tekstu. Śpiewa pełen wkurwu i złości. Gdy zespół gra solo, Vedder wreszcie może pozwolić sobie na swoje słynne sceniczne akrobacje, choć w nieco ograniczonym spektrum. Spada nagle na ziemię, wstaję znowu, śmiejąc się z siebie, potem kręci na brzuchu, jakby płynął pod falę, szykując się do surfowania, którego przecież od zawsze tak uwielbia. Emocje sięgają zenitu, gdy nagle staje na stołku, kręcąc się jak gówno w przeręblu, wyjmuje markera i pisze na swoim lewym ramieniu PRO-CHOICE z trzema wykrzyknikami. Zeskakuje z krzesła, siada znów i dośpiewuje nowe wersy, mówiące o prawie wyboru kobiety, mamrocząc niemalże w pierwszej osobie: I want to change…  I want to CHOOSE.

Rock For Choice, 24 stycznia 1992r.
Nie było chyba wcześniej, ani później tak zdeterminowanego faceta w świecie rocka, który byłby aż tak zaangażowany w prawa kobiet. Kolesia, który ma jasne i konkretne zdanie na temat aborcji, nie będąc kobietą. I nie przegadasz typa! Tak, Drodzy! W 1992 roku, rok przed powołaniem Ruth Bader Ginsburg do Sądu Najwyższego, stał na stołku w scenie Queens, rujnując krzywiznę białych pseudo-feministycznych gwiazd rocka. Muzycy ze Seattle grali także na koncertach charytatywnych
Rock For Choice, założonego przez L7, które zbierało pieniądze na rzecz organizacji działających na rzecz wolnego wyboru kobiety. Kilka miesięcy po występie w MTV Eddie napisał esej do magazynu Spin, w którym opisał bardzo szczegółowo konserwatywną politykę Busha oraz polityczny krajobraz powszechnego dostępu do aborcji, na przykładzie młodego człowieka, który nie dorósł jeszcze do roli ojca. Miał tu na myśli siebie i swoją wczesną młodość.

Nadmienić też należy, że koncert - choć przeszedł do historii i dla mnie jest tym najpiękniejszym z serii MTV Unplugged - nie dość, że okrojony to ma małą wpadkę. W wersji do oglądania (pojedyncze fragmenty na YouTubie) słynny spektakl w Porch nie został pokazany w porządku chronologicznym. Wyraźnie widać jak te trzy wykrzykniki wystają z rękawa Eddiego już wcześniej przy innym utworze. Niemniej jednak taki finalny układ ma należne miejsce jako zakończenie tego kultowego spektaklu. Na końcu Vedder rzuca: Dzięki wielkie! Wcale to nie przypominało programu telewizyjnego. A tak w ogóle to jest MTV, a my graliśmy Unplugged. Dzięki, do zobaczenia wkrótce! Na swój własny, nieoczekiwany i niefiltrowany sposób, Vedder dostarczył prawdopodobnie najlepszego w dziejach tej serii, jaką była MTV Unplugged, ładunku emocjonalnego. Piękny koncert. Aż trudno uwierzyć, że to już 30 lat. A pamiętam, jakby to było wczoraj. Sięgajcie, słuchajcie i oglądajcie. POZYCJA KONCERTOWA WRĘCZ OBOWIĄZKOWA!!!







Bartas✌

6 komentarzy:

  1. I właśnie od tego koncertu rozpoczęła się ponad 17 lat temu moja przygoda z Pearl Jam. W pewną ponurą, zimową noc włączyłam na youtube unplugged (przesłuchalam wcześniej kilka płyt studyjnych, ale byłam na etapie fascynacji Chrisem Cornellem i nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia...). Już od pierwszego brzmienia głosu Eda odleciałam. Ta moc, pasja i energia to było coś, czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej muzycznie. Uwielbiam akustyczbą wersję Alive oraz Black. Genialny koncert.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy artykuł od strony merytorycznej się podoba? ;)

      Usuń
    2. Oczywiście :) jak zwykle dobre ujęcie tematu 😜

      Usuń
  2. Oj kiedyś to się czekało na MTV Unplugged - to były czasy i wtedy Pearl Jam - perełka sama w sobie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Super przedstawione merytorycznie, umiesz budować napięcie. Dzięki Bartek super 😊

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...