środa, 24 listopada 2021

30 lat temu odszedł Freddie Mercury. Bardzo smutny dzień w radosnych anegdotach. Budapeszt '86

Wiem, że dla wielu jest to trudne do uwierzenia, ale ja doskonale pamiętam
dzień 24 listopada 1991 roku. Miałem wtedy pięć lat. Ale przecież pięciolatek to nie jest niemowlak. Moja siostra w roku 1998 umiała 4 latka i pamięta jak nasza prababcia Helena dostała wylewu i zmarła dwa dni później. Takie rzeczy są możliwe. Wierzcie lub nie. Wspomnianego już 24 listopada 1991 roku byłem z Rodzicami w Jeleniej Górze. Rekreacyjny wyjazd. Basen i hotel. Spędziliśmy z Tatą niemal cały dzień na basenie. Przyszliśmy do pokoju hotelowego, mama szykowała kolację. Włączyliśmy telewizor i… ta wiadomość: Freddie Mercury nie żyje. Płakałem. Niemalże rok wcześniej zacząłem swoją przygodę z Queen. W lutym 1991 roku Mama kupiła mi kasetę Innuendo - ukochany album życia, jak i pechowy z powodu jakości taśmy i sprzętu. Kilka miesięcy po śmierci Freddiego - w Poniedziałek Wielkanocny, 20 kwietnia 1992 - koncert emitowany na żywo w polskiej telewizji prosto ze Stadionu Wembley. Łzy wzruszenia. I ta miłość trwa do dnia dzisiejszego. Moi byli nauczyciele spotykają mnie na ulicy i wspominają jak udawałem Freddiego w modnych wtedy mini playback show. Pytają, czy to dalej trwa. Mam niektórych i w znajomych na fejsbuku. Gdy tylko wrzucam Queen to pojawiają się od nich właśnie polubienia i serdeczne komentarze w stylu: Pamiętam, Bartuś, Ciebie przebranego za Freddiego. Jezu, jakie to są piękne wspomnienia. Bo to muzyka jest piękna. 

Dziś mija 30 lat, odkąd Freddiego nie ma z nami. Pozostała muzyka, pozostał głos. Niesamowity głos i skala nieosiągalna dla wielu. A także charyzma sceniczna. To wszystko polane sosem eklektyzmu muzycznego - od rocka, przez metal, po operę, disco czy funk. Taki był Freddie Mercury i taki był zespół Queen. Cztery silne osobowości tworzące historię. Wszyscy mieli wkład w przeboje, wszyscy pisali piosenki. Jednak największa uwaga zawsze skupiona była na frontmanie. Ale to był człowiek, który nie uważał się za lidera. Mówił, że wszyscy członkowie są równi. A gdy działy się w zespole kłótnie, właśnie Freddie był największym dyplomatą i negocjatorem do zażegnania sporów. Bardzo dużo można by o nim napisać. Powiem Wam, że długo się zastanawiałem co tak naprawdę napisać, skoro wszystko już zostało powiedziane. Nie ma sensu pisać skróconej notki biograficznej.  Odesłać mogę do dobrych książek. Wpadłem na - myślę - dość ciekawy pomysł, by ten smutny dzień uczcić nieco weselej. Freddie kochał życie i nie chciałby zapewne, byśmy my, fani, zamulali. Choć tak bardzo za Nim tęsknimy. Już tyle lat, a my wciąż nie możemy uwierzyć, że Go nie ma z nami. 


Zapowiadałem w lipcu, że napiszę co nieco o koncercie Queen w Budapeszcie. Niestety … nie wyrobiłem z datą. 27 lipca byłem w pracy, a zaraz potem jechałem niemal prosto z Przyjaciółmi na swój ukochany Woodstock. Tak sobie pomyślałem, że w ramach tego zadośćuczynienia uczczę pamięć Mistrza … właśnie tym jednym z najpiękniejszych koncertów. Dlaczego akurat ten? Przecież jest tyle innych świetnych, mniej znanych, np z lat 70-tych. Dlatego, cholera, że mam ogromny sentyment do Węgier i tej pięknej stolicy, jaką jest Budapeszt. Byłem tam kilka razy, krocząc śladami swoich idoli. A sam koncert to jedna z najlepszych rzeczy na ich ostatniej trasie Magic Tour. 


Wydarzenie to miało miejsce 27 lipca 1986 roku miało i uznane jest za historyczne i wyjątkowe. Zespół Queen w ramach swojej ostatniej trasy koncertowej w oryginalnym składzie, zagrał na Stadionie Ludowym Nepstadion. Działo się to na trzy lata przed zburzeniem Berlińskiego Muru. Kilkakrotnie zwracano mi uwagę, że Queen nie był pierwszym zespołem, który zagrał za Żelazną Kurtyną. Zgoda, ale ... był pierwszym, który zrobił to na tak wielką skalę i z takim rozmachem. Przedstawienie zgromadziło 80 tysięcy ludzi nie tylko z samych Węgier, ale i z Czechosłowacji, a także ... z Polski. Kto był temu strasznie zazdroszczę. Chętnych było więcej, niż wejściówek. Cena biletu wynosiła dwa funty, co wówczas było równowartością miesięcznej pensji takiego fana Queen. Proponowano też grupie, aby zagrała drugi koncert, jednak kolidowało to z zaplanowaną wystawą motocykli. 


Koncert budapeszteński przygotowano nakładem olbrzymich środków technicznych i przy udziale dużego sztabu ludzi. Scenę, oczywiście w częściach, przywiozło 15 ciężarówek, a montowało — przez prawie dwa dni — 60 potężnych osiłków. 13 kilometrów kabli i pięć generatorów mocy umożliwiło ustawienie właściwego poziomu dźwięku i świateł. W takiej sytuacji również i zespół postanowił w jakiś oryginalny sposób podkreślić niezwykłość tego wydarzenia. Po wylądowaniu w Wiedniu muzycy przesiedli się do wodolotu (którego nieco wcześniej używał m. in. prezydent Gorbaczow) i Dunajem udali się w kierunku Budapesztu. Mercury obserwując zabytki nad brzegiem rzeki zakrzyknął: Budynek Parlamentu? Czy on jest na sprzedaż? Ile ma sypialni? Czy ma wystarczającą liczbę służących? Potem szybko się ocknął i rzekł: Ups! Nie można w tym kraju mówić takich rzeczy! Sorry, nie powiedziałem tego! Zawsze był apolityczny, choć doskonale wiedział, co dzieje się na świecie. W samym Budapeszcie zespół zamieszkał w Hotelu Intercontinental. Każdy z członków dostał osobny pokój. Freddiemu przypadł królewski apartament. Na wieść o tym Roger dostał piany. Przyszedł wkurwiony do kumpla obejrzeć jego pokój i wypalił: No, tak, ten Twój to jest, kurwa, ździebko równiejszy od mojego.

Wszyscy, którzy zetknęli się z członkami grupy Queen, mają fajne wspomnienia. Niejaki Laszlo Hegedus, węgierski promotor, organizator większości dużych koncertów w Europie Wschodniej, doskonale pamięta koncert Queen w Budapeszcie i wszystkie towarzyszące mu imprezy, takie jak choćby ekstrawaganckie przyjęcie urodzinowe Rogera (dzień przed koncertem, 26 lipca), które Freddie wystawił mu w swoim hotelowym apartamencie  jako rekompensata za ten ździebko równiejszy pokój. Jednak najbardziej utkwił mu w pamięci fakt, który miał miejsce kilka dni wcześniej. Brian May oraz przedstawicielka działu informacji wiedeńskiego oddziału EM I udali się specjalną limuzyną z Wiednia do Budapesztu na konferencję prasową. Po drodze, już na Węgrzech, w szczerym polu, samochód po prostu się zepsuł. May, kobieta z EMI i kierowca podążyli w kierunku najbliższej wsi, aby wśród okolicznej ludności szukać pomocy. W miejscowej knajpie odnaleźli telefon i spokojnie oczekiwali na mój przyjazd ze stolicy. Brian bardzo wyróżniał się swym wyglądem w tym towarzystwie, więc trudno się dziwić, że krzątało się przy nim sporo osób. Kiedy Laszlo pojawił się wraz z awaryjnym samochodem na miejscu, Brian, przedstawicielka EMl, kierowca, praktycznie cała wioska — jednym słowem wszyscy — byli kompletnie pijani. May na dodatek nie zmarnował czasu. Nauczył się pięćdziesięciu najpopularniejszych węgierskich przekleństw. Podobno używa ich do dzisiaj! 

A sam koncert? Podczas koncertu akustycznego Freddie i Brian wykonali tradycyjną węgierską piosenkę ludową Tavaszi szél vizet áraszt. Do dziś pamiętany ten wzruszający hołd sprawił, że piosenkarka i zespół są szczególnie popularni na Węgrzech. W krótkim wywiadzie dla węgierskiej prasy, zapytany, czy to był początek przyjaźni zespołu z Węgrami, Freddie Mercury odpowiedział: Jeśli będę żył to wrócę. Koncert miał tak duże znaczenie dla władz węgierskich, że do jego nagrania nawiązała bezprecedensowa współpraca czołowego węgierskiego operatora filmowego i techników. Węgierska państwowa firma MaFilm skołowała nawet wszystkie siedemnaście kamer 35 mm dostępnych w kraju, aby sfilmować historyczny koncert. Oprócz przedstawienia występu Queen na żywo, film zawiera montaże najważniejszych momentów legendarnej wizyty zespołu oraz unikalny wgląd w węgierski styl filmowy dostosowany do zachodniej muzyki rockowej.


We wrześniu 2012 roku do kin na całym świecie wprowadzono zremasterowane wideo, zatytułowane Hungarian Rhapsody - nawiązanie do węgierskich rapsodów Franza Liszta i jednego z najsłynniejszych przebojów Queen - Bohemian Rhapsody.


Freddie nigdy nie wrócił do Budapesztu. Smutny ten dzisiejszy dzień.








Bartas ✌

2 komentarze:

  1. Pięknie uczciles ten dzień,Tak pięknym przedstawieniem jednej z wielu historii mistrza.Szacun Bartek

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki artysta, fenomenalny wokalista, kompozytor... Czasem ciężko uwierzyć, że tyle czasu go nie ma. Ale jak powiedziałeś wczoraj jego muzyka wiecznie żywa i to najważniejsze. Szacun Bartas.

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...