niedziela, 11 lipca 2021

35 lat temu Queen zagrali swój kultowy koncert na stadionie Wembley. Czy rzeczywiście najlepszy?

W lipcu 1986 roku Queen powrócili na stadion Wembley. Do miejsca, w którym rok wcześniej odbyło się słynne Live Aid, na którym muzycy dali jeden ze swoich najlepszych koncertów życia. Występ spowodował ożywienie kariery i powrót na właściwe, godne Królowej, tory. Udało się, ale nie spoczęli na laurach. Wiedzieli, że w tym szczególnym miejscu muszą zagrać jeszcze raz tak dobrze, jak poprzednio, bo w przeciwnym razie stracą tę równowagę. Nie musieli się jednak o nic martwić. Nie tylko dzięki występowi na Live Aid. Mieli na koncie kolejny album,
A Kind Of Magic, i ścieżkę dźwiękową do filmu Nieśmiertelny Russella Mulcahy'ego. Okazał się one numerem jeden. Stadion Wembley stał się ich domem i stał przed nimi otworem. Zainteresowanie koncertem było tak ogromne, że występ rozłożono na dwa wieczory. Proponowano także trzeci dzień, ale niestety okazało się to niewykonalne. W zamian za to ich wieloletni tour manager Harvey Goldsmith zaproponował występ w Knebworth Park pod koniec trasy. Nikt się nie spodziewał, że będzie to ostatnia trasa Queen w oryginalnym składzie. 


Ze względów sentymentalnych do tego miejsca, jakim jest Wembley Stadium, zdecydowano, że koncerty zostaną sfilmowane i nagrane. Nie było jednak tego w planie od samego początku ani wydania go w formie kasety wideo, ani albumu koncertowego. Edycja spektaklu została pokazana w telewizji i zatytułowana Real Magic. Była to wersja, która pierwotnie wydana została w grudniu 1990 na VHS. Dwa lata później został wydany z tego album koncertowy. Oba wydawnictwa dość mocno różnią się od siebie. Wersja VHS jest mocno skrócona w stosunku do wersji audio. Ta druga zawiera niemal cały zapis koncertu z wyjątkiem minutowej kody wyciętej niewytłumaczalnie z Tutti Frutti. Nie wycięli zaś jej wersji video. Pełny zapis tego kultowego koncertu został przywrócony na DVD i CD w czerwcu roku 2003. 


Podczas całej trasy Magic Tour Queen grali te same utwory. Głównie z płyty, którą aktualnie promowali. Całkowitą świeżynką wówczas był przepiękny Who Wants To Live Forever. Gdy popatrzymy na publikę to zauważymy, że mało kto zna ten numer. Nie zabrakło też utworów z lat 70-tych, w tym także zapomniany nieco, mocno stadionowy numer, In The Lap Of The Gods … Revisited. oraz intro do Liar przed Tear It Up. Zagrali też kilka coverów, takich jak: (You're So Square) Baby I Don't Care, Hello Mary Lou (Goodbye Heart), Tutti Frutti czy Gimme Some Lovin’. Była to dla nich sentymentalna podróż do początków, gdy grali w klubach za piwko i chleb, wykonując te covery. Nie zabrakło upragnionego Bohemian Rhapsody i - w finale - We Are The Champions. Forma muzyków między jednym, a drugim wieczorem dość mocno się różni. Niestety nie ma oficjalnego wydawnictwa z zapisem z 11 lipca. Można obejrzeć albo pirackie wydania albo małe fragmenty, które zostały dołączone jako dodatki do wersji DVD. Jako (samozwańczy czy nie) znawca i spec od Queen, powiem Wam, że ten z 11 lipca jest znacznie lepszy. Głos Freddiego brzmi lepiej. W pewnym momencie spadł deszcz, a Freddiego dorwała głupawka. Założył sobie foliowy worek na głowę. Trzeba jednak przyznać, że call and response lepszy jest z 12 lipca. On właśnie przeszedł do historii. Ten z poprzedniego wieczora jest dość nudny i molowy. Na drugim koncercie muzycy byli bardzo spięci. A to dlatego, że po pierwszym wieczorze dość mocno zabalowali. Odbiło się to dość mocno na jakości prezentowanej muzyki. Freddie z początku dość mocno chrypi. Później jednak gardło na tyle dobrze rozgrzał, że dał radę poprowadzić wszystko do samego końca. Przepięknie wyszło Love Of My Life i Is This The World We Created?. Grali unplugged, zanim to było modne. Mimo początkowych problemów z głosem, Freddie świetnie dał radę w Impromptu. Widać jak wskazuje palcem na kolegów, dając do zrozumienia: dawajcie dalej, zrobię to!


Bądźmy szczerzy - nie jest to najlepszy występ w karierze Królowej. Gdy zapytasz przeciętnego Kowalskiego o Queen to pierwsze skojarzenie, jakie mu się nasunie z tym zespołem to właśnie ich koncert na Wembley. No, bo tak jest. Koncert owiany kultem. Mimo jednak swych niedoskonałości wciąż ma on pewne miejsce w sercach fanów. Było to pierwsze wydanie albumu na żywo z jednego koncertu. W 1986 roku Queen opanowali do perfekcji występy na światowych arenach, a Freddie był gotów przypomnieć wszystkim, że jest niekwestionowanym frontmanem rocka. Szkoda, że była to już ostatnia trasa 😔








Bartas✌


3 komentarze:

  1. Jak zwykle pięknie zebrane wszystko co interesuje znawców i przeciętnego sluchacza"Krolowej"Dzieki Bartek😊😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno nabyłam podwójne DVD koncertowe z Wembley. Muzyka na zywo Queen robi niesamowite wrazenie. Sila glosu i niespozyta energia Freddiego oraz szalejacy tłum. Mozna tylko zalowac, ze urodzilismy sie za pozno, by moc uczestniczyc w tym na prawde.
    Swietny koncert. Choc jak dotychczas Montreal 81 to moj numer jeden koncertowy.

    OdpowiedzUsuń
  3. W historii kazdego zespolu sa lepsze i gorsze momenty, czasem zdarzaja sie klopotliwe wpadki, ale wierny fan wybaczy wszystko. Niektore niedociagniecia bywaja niezauwazone przez najwierniejszych fanow. Bywam bezkrytyczna wobec Davida i Pink Floyd, a sa tacy co slysza wszystko co jest nie tak i draza to w nieskonczonosc. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Poruszające doświadczenie. Bruce Dickinson powraca po prawie dwóch dekadach z nowym solowym albumem - "The Mandrake Project".

  Legenda hard rock i nowej fali heavy metal, frontman grupy Iron Maiden, Bruce Dickinson, powraca po 19 latach z solową płytą The Mandrake ...