niedziela, 25 października 2020

Realia przemijania w liście do Was. Bruce Springsteen - "Letter To You"

 

O tym artyście pisałem na swoim blogu w przy okazji 45 rocznicy wydania jego trzeciego znakomitego albumu Born To Run. Wspomniałem także o tym, że niewielu jest takich artystów, którzy z pięknych historii potrafią zrobić piękne piosenki, nierzadko ze społecznym i politycznym zaangażowaniem. Obok Boba Dylana, Rogera Watersa czy Marka Knopflera bez cienia wątpliwości Bruce Springsteen jawi się jako ten, który odcisnął głębokie piętno w muzyce rockowej, nie tylko jako kompozytor wielkich wpadających w ucho rockowych przebojów, ale jako ten, który robi z tych przebojów wspaniałe opowieści. Jest znakomitym obserwatorem rzeczywistości i tego co dzieje się w jego kraju i na świecie. Całą karierę spędził właściwie na obserwowaniu. Jak to sam kiedyś ujął, bardzo trafnie zresztą, że jest to przepaść między amerykańskim snem, a rzeczywistością. Jednakże w swojej autobiografii z 2015 i w swoich “rekolekcjach” podczas przedstawienia na Broadwayu (polecam wydawnictwo Springsteen On Broadway) Boss zdawał się na to wszystko patrzeć od strony samego siebie, od wewnątrz. I ta introspekcja głęboko go zmieniła. Przede wszystkim sposób, w jaki patrzy na swoją pozycję w świecie, a także na relacje, jakie go otaczają. Mimo statusu wielkiej gwiazdy pozostał sobą. Pozostał ludzki. 


Właśnie wydał swój nowy 20 studyjny album zatytułowany Letter To You. Od samego początku albumowi towarzyszy atmosfera pewnego widma śmierci. W głosie artysty słychać zatroskanie nieuniknionym starzeniem się i perspektywą patrzenia, jak ludzie wokół niego znikają. Pomimo tego wszystkiego Boss zdaje się być nie niezrażony. Mimo refleksji nad własnym życiem, od strony muzycznej jest tym, za co wszyscy kochamy Springsteena - przez cały czas muzyk demonstruje rodzaj kołaczącego serca i ścigającego puls rock 'n' rolla, który tylko on może zapewnić. Album Letter To You jest opisem relacji, które go łączą, a teksty nieustannie koncentrują się na rzeczywistości wspólnego doświadczenia. Można też powiedzieć, że album jest ukłonem, listem miłosnym w stronę jego E Street Band, który towarzyszy mu od początku kariery. Ok, może z pewnymi przerwami, bo poprzedni album, Western Stars, wydany w zeszłym roku był nagrany solo. 


Z Bossem mam ten “problem”, że jeszcze nie ma płyty, są jakieś single i ja wiem już, że to nie będzie, że to nie może być słaba płyta. Czy Boss mógłby coś spierdolić? Zdarzyły mu się tylko dwie małe wpadki (Human Touch i Lucky Town, oba wydane w 1992 roku bez E Street Band), ale najnowsza płyta to wciąż ten Springsteen, który trzyma słuchacza w napięciu od początku do końca. Czy jest to koncept album? W pewnym sensie tak. Wszystkie 12 utworów (z czego trzy pochodzą z przeszłości i nigdy nie były wydane na żadnym albumie) tworzą atmosferę listu człowieka spowiadającego się ze swojego życia. Otwierający album  One Minute You’re Here to spokojny i refleksyjny numer mówiący o szybko uciekającym życiu. Czy taka jest cała płyta. Zdecydowane nie, o czym już wspomniałem wyżej. Ta spokojna refleksyjna atmosfera nie trwa jednak długo. Utwór tytułowy to już klasyczne brzmienie E Street Band, z pewnymi i operowymi akcentami Phila Spectora i lekkim country na gitarze. W najlepszym wydaniu Letter To You oferuje Springsteen rock 'n' roll na pełnym gazie, przepełniony wizjami otwartej drogi, z tylko pełnym bakiem i sercem pełnym żalu. Burnin 'Train może dać zespołowi The Killers lekcję bombastowania, a House Of A Thousand Guitars rozpoczyna się pięknymi nutami fortepianu i szorstkim, zapierającym dech w piersiach wokalem, po czym przechodzi do finału, przesiąkniętego wpływami gospel.


Tak, gospel. Springsteen został wychowany w tradycyjnej rodzinie katolickiej. Ze względu na rygor i monotonnie życia (szkoła, kościół, dom) Artysta dziś deklaruje się jako wierzący-niepraktykujący (high five, Bruce, me too!). Jednak rzeczywiście wiara i duchowość kształtują większość tekstów Bossa. If I Were A Priest  - niepublikowany wcześniej, napisany w latach 70-tych - to burzliwy rockowej pełen wiary i niezłomnej asercji, podczas gdy Power Of Prayer to mistrzowska lekcja zwięzłości. Ghosts - drugi singiel zapowiadający album - porywa rytmem perkusji i słowami oraz melodią, która na długo zapada w pamięć, a utwór Jenny Needs A Shooter ma świetną partię organów Hammonda. Słuchając zaś Song For Ophans mam wrażenie jakbym słuchał płyty Highway 61 Revisited Boba Dylana. Ten okres, gdy odchodził od ograniczonego instrumentarium i zaczął nagrywać z zespołem. Harmonijka, organy Hammonda i umiarkowane tempo oraz długość utworu bez problemu wpisują się w ten ramy. 


Letter To You jest cudownie ciepłym doświadczeniem. To próba zmierzenia się z realiami starzenia się i procesami starzenia się, to również żywy obraz przyjaźni, odgrywany z postaciami, które - na swój własny, niepowtarzalny sposób - pomogły wyrzeźbić jego własną mitologię. Odważny, wyzywający i ekscytująco napędzany, umieszcza autora piosenek na równinie naznaczonej zarówno wrażliwością, jak i upartym buntem. Boss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Czołówka moich ulubionych płyt roku. Polecam 😉








Bartas ✌

3 komentarze:

  1. Ale cieszę że znów piszesz o Bossie. Dziś już dwa razy przesłuchałam jego nowy album. Bruce to taki artysta do którego się wraca nieustannie. Jego muzyka jest niesamowita, taka pozytywna i szczerze mówiąc nie rozumiem uprzedzeń co poniektórych osób do niego i jego muzyki. Bardzo chętnie wybrałabym się znów na koncert jego i zespołu.

    Dziękuję za tę piękną recenzje. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jak stare wino - im starszy tym lepszy :)
      Dziękuję :)

      Usuń
    2. Zgadza się Bartas. I nie sposób go nie lubić i jego stylu. Człowiek słucha i micha mu się cieszy.

      Usuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...