czwartek, 10 września 2020

Wściekłość przeciwko systemowi - rzecz o debiutanckiej płycie Rage Against The Machine

Dzisiejszy blog będzie kolejnym odcinkiem z cyklu: płyty, które ukształtowały moje postrzeganie rzeczywistości i światopogląd polityczny. Powodem tego jest pewne wielkie marzenie koncertowe, które dziś mogło się spełnić, gdyby nie ta cholerna pandemia. Moi Kochani, zespół Rage Against The Machine miał dziś zagrać w krakowskiej Tauron Arenie. Niestety koncert został odwołany. I tak sobie pomyślałem czy z tej okazji nie napisać czegokolwiek o pewnej ich płycie, po wysłuchaniu której, nic nie było już takie samo. A może zostawić ją na 3 listopada, gdy stuknie jej 28 lat? Wygrała opcja pierwsza. Mowa oczywiście o pierwszym albumie tej kapeli zatytułowanym po prostu Rage Against The Machine. Więc nie traćmy czasu i przejdźmy od razu do rzeczy. 


Powiem Wam, że kiedyś nie potrafiłem słuchać samego rapu. Uciekałem od niego jak od zarazy. Za to rapowany wokal z ostrym gitarowym brzmieniem to było coś, co sprawiło, że później jednak ten gatunek zwany hip hopem doceniłem. Album poznałem na przełomie zerówki i pierwszej klasy szkoły podstawowej (dzięki, Mamo, za dobrą edukację i za pozwolenie mi oglądania MTV do późnych godzin wieczornych). Gdy troszkę podrosłem płyta stała się w pewnym sensie moją wizytówką w myśleniu i postrzeganiu świata, polityki, rządu, obyczajów. Najpierw króciusieńko o samym zespole. Powstał w roku 1991, a założycielami byli gitarzysta Tom Morello i wokalista Zack de la Rocha. Sama nazwa pochodzi od tytułu jednego z utworów grupy Inside Out, w której wcześniej występował Zack. Z kolei “wioślarz” kapeli pytany w wywiadach co oznacza sama nazwa zespołu odpowiadał maszyną może być wszystko, od policji na ulicach Los Angeles, która katuje kierowców, po władzę, która robi z ludzi bezmyślne roboty. 


Grupa była jedna z pierwszych i najważniejszych kapel z nurtu rapcore w latach 90-tych. Członkowie zespołu takie same popierdolone lewaki jak ja (choć patrząc na ceny biletów na polski koncert wyniosły 450 zł od łebka i troszkę się dziwię, że nic z tym nie zrobili, no ale cóż), antysystemowi, broniący podstawowych praw kobiet i nie tylko, wspierający liczne inicjatywy. Dali o tym niejednokrotnie wyraz w swoich tekstach. Wszystko się zgadza. Cały Bartas 😁


18 października 2000 roku z powodów różnic koncepcyjnych, muzycznych zespół Zack de la Rocha. Zespół przestał istnieć. Gdy Zack nawiązał współpracę z innymi artystami, takimi jak DJ Shadow, gdy pozostali członkowie (Tom, Brad i Tim) powołali do życia zespół Audioslave, a za wokalem stanął wielki, wspaniały i nieodżałowany Chris Cornell. Niestety o ta formacja nie przetrwałą za długo, bowiem rozpadła się w 2007 roku. Jak widzicie - zakrętów było sporo. Powstał Prophets Of Rage, w skład którego weszli wszyscy muzycy RATM oprócz Zacha. Wokale główne wypełnił B-Real z grupy hiphopowej Cypress Hill oraz DJ Lord z Public Enemy. Ale znów nie na długo. Rozpadł się. Po czym poinformowali o reaktywacji RATM w oryginalnym składzie i trasie koncertowej. Na liście znalazła się również Polska. Ach, co to była za radość. Niestety, pandemia pokrzyżowała plany.


No, dobrze, ale może przejdźmy do tej wiekopomnej płyty. Album otwiera niesamowity killer zatytułowany Bombtrack. Jak większość piosenek Rage Against the Machine, tekst piosenki omawia nierówności społeczne, głosząc, że landlords and power whores were going to "burn. Riff skomponował basista Tim Commerford. Będąc pod wrażeniem swojej piosenki nazwał ją Bombtrack w nawiązaniu do terminologii hiphopowej, gdzie słowo bomba oznacza największy, przez co tytuł piosenki dosłownie oznacza najlepszy utwór. Najbardziej znany numer kapeli i pierwszy promujący debiutancką płytę singiel Killing In The Name to rzecz o rewolucji przeciwko instytucjonalnemu rasizmowi i brutalności policji. Skąd my to znamy, prawda? Utwór jest powszechnie uznawany za sygnaturowy zespołu i został doceniony ze względu na charakterystyczne gitarowe riffy i wers Some of those that work forces are the same that burn crosses. Najbardziej kopie tyłek sama końcówka, gdy Zack wykrzykuje parokrotnie fuck You, I won’t do what You tell me. Motherfucker! Zespół nie zwalnia tempa. Mamy skoczne Take The Power Back, nieco psychodeliczny Settle For Nothing, czy Bullet In Your Head, który opowiada o rządzie używającym mediów do kontrolowania społeczeństwa.


Nie brakuje na albumie świetnych gości. W utworze Know Your Enemy wokalnie wspiera grupę Maynard James Keenan z grupy Tool, zaś na dodatkowej perkusji gra Stephen Perkins z grupy Jane's Addiction. Głównym przesłaniem piosenki jest fakt, że amerykański rząd jest pełen faryzeizmu. Reklamuje się jako kraj ludzi wolnych, ale jest zarządzany przez elitarne władze. Narzuca, że powinno kwestionować autorytety, które określają, w co jesteś w stanie wierzyć. Zach nie pozostawia na rządzie suchej nitki wykrzykując What? The land of the free? Whoever told you that is your enemy!, czy As we move into '92, still in a room without a view! W końcu stwierdza jednoznacznie Yes I know my enemies! They're the teachers that taught me to fight me! Rewelacja. Tak bezkompromisowy przed nimi nie był nikt. Z kolei utwór Wake Up charakteryzuje się świetną rwaną solówka Toma Morello i krzykiem de la Rocha: Wake Up. Porusza problem rasizmu w amerykańskim rządzie i programy kontrwywiadu Federalnego Biura Śledczego. Słyszymy tam mówioną część Zacha. Tak, ta mówiona część piosenki pochodzi z faktycznej notatki FBI, w której jej dyrektor J. Edgar Hoover sugeruje cele dla stłumienia ruchu czarnych nacjonalistów. Piosenka nawiązuje również do znanych postaci afroamerykańskich, na które celuje rząd, takich jak Malcolm X i Martin Luther King Jr., i mówi nawet o tym, że rząd zorganizował ich zabójstwa. W końcówce pada puenta How long? not long! Because what You reap is what You sow! Podobne rzeczy mamy w Fistful Of Steel i Township Rebellion.


Album spina klamrą numer zatytułowany Freedom. Piękne słow, prawda? Moje ulubione. Do tej piosenki powstał teledysk. Wyreżyserował go Peter Christopherson, a wyprodukował zaś Fiz Oliver w Squeak Pictures. Premiera miała miejsce w programie MTV 120 Minutes 19 grudnia 1993 r. Według listy CVC Broadcast & Cable Top 50 Freedom była numerem 1 w styczniu 1994 roku. Film koncentruje się na sprawie Leonarda Peltiera, który był jednym z przywódców Ruchu Indian Amerykańskich (AIM). Zespół występuje na żywo w małej sali przez cały film. Materiał filmowy ze sprawy Peltiera jest badany i szczegółowo przedstawiony ze zdjęciami Peltiera i innych członków AIM. Istnieje również rekonstrukcja tego, co miało miejsce w rezerwacie Indian Pine Ridge. Materiał filmowy z tej rekonstrukcji pochodzi z filmu dokumentalnego Michaela Apteda Incident at Oglala z 1992 roku.


Okładka albumu jest dość intrygująca, prawda? Ano jest. Przedstawia zdjęcie samospalenia Thích Quảng Đức, wietnamskiego mnicha buddyjskiego, w Sajgonie w 1963 r. Mnich ów protestował przeciwko prezydenturze Ngô Đình Diema za ucisk religii buddyjskiej. Zdjęcie zwróciło uwagę międzynarodową i przekonało prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego do wycofania poparcia dla rządu Ngô Đình Diệm. Zostało zrobione przez korespondenta Associated Press Malcolma Browne'a. Podobne zdjęcie zdobyło nagrodę World Press Photo of the Year w 1963 roku.


Bardzo często wracam do tego albumu, gdy jestem zwyczajnie WKURWIONY. Jak pewnie wielu z Was zauważyło - drzemią we mnie dwie natury: hippisa pragnącego zgody i pokoju oraz buntownika na zło, hipokryzje tego świata. Muzycznie nie ma słabego punktu. Ostrzy jak brzytwa i bezkompromisowi Morello, Wilk, Commerford i De la Rocha. Późniejsze płyty zespoły były dobre, a nawet bardzo dobre, ale już nie tak równe i idealne od początku do końca jak debiut. Drugi album Evil Empire już nie był tak udany. Brzmienie było płaskie i dziwne. Za to wartym posłuchania jest również The Battle of Los Angeles. W zeszłym  na Pol'and'Rock Festival widziałem 95 % procent składu pod nazwą wspomnianą już nazwą Prophets Of Rage. Było godnie, ale jednak czegoś zabrakło. Kończąc ten mój wywód nie pozostaje mi nic innego jak napisać, że debiutancki album muzyków z Los Angeles to pozycja absolutnie obowiązkowa! Wstyd nie mieć i nie znać!



Bartas ✌




3 komentarze:

  1. Napisane super, jak zawsze, ogromna wiedza. Miales tolerancyjną mame, to Ci procentuje.Supet sie czyta😊

    OdpowiedzUsuń

Umarł Papież, niech żyje Papież Perpetua V. Ghost i ich nowy album - "Skeletá".

  Trzeba mieć niezłe jaja, żeby cztery dni po śmierci Papieża Franciszka wydać nowy album. Na to może się zdobyć jedynie zespół Ghost, który...