piątek, 25 września 2020

Piekło-niebo, czyli wędrówki po zakamarkach ludzkiej duszy. Deftones - "Ohms".


Bardzo lubię Deftones i prawdę powiedziawszy, gdybyście mnie zapytali o ulubioną płytę tej amerykańskiej pochodzącej z Sacramento grupy, to miałbym problem. Around The Fur to absolutny majstersztyk. Przypominają mi się czasy podstawówki, miałem ten album na kasecie. Już wtedy piorunujące wrażenie na mnie zrobił. White Pony służył jako opus magnum zespołu i wielki wyraz intencji przekraczania nu-metalu, włączania klawiszy i nadawania atmosfery wpływom w muzyce zwanym shoegaze. Później był Diamond Eyes (w 2010 roku), który stał się swego rodzaju albumem powracającym do życia zespołu po śmierci basisty Chi Chenga. Grupa była wtedy też na granicy rozpadu. Oba albumy są szalenie różnymi płytami, ale oba mają wspólny charakter, który pragnie udowodnić swoją głębię i długowieczność.. Poza tym Deftones są niezwykle konsekwentni pod względem jakości produkcji i można argumentować, że grupa nigdy tak naprawdę nie wypuściła złego albumu. Wychodząc z pandemii niczym feniks z tlących się popiołów, Deftones wypuszcza swój pierwszy album od czterech lat. Nagle... rok 2020 wcale nie okazuje się być taki zły. OK, to wciąż gówniany rok, ale teraz trochę lepiej. Płyta jest ich dziewiątym studyjnym albumem obejmującym 32-letnią karierę, a tytuł jej to Ohms.


Już pierwszy utwór na płycie pokazuje, że będzie to podróż do krańców naszej egzystencji. Gdzieś między niebem a piekłem. Te utwory mają ciekawą analogię z obecnym globalnym krajobrazem. Cięższe sekcje malują obraz zbliżającej się zagłady, podczas gdy delikatniejsze elementy dają promyk nadziei. Nastrojowe intro, Genesis, rozwija się. Jest niczym apokalipsa. Ostre jak brzytwa riffy  Stephena Carpentera eksplodują na brzęczących padach Franka Delgado, a mocne połączenie basu i perkusji Abe Cunninghama i Sergio Vegi stanowi podstawę kolosalnego pejzażu dźwiękowego. Wokale Frontmana Moreno zmieniają się w zależności od nastroju. Genesis osiąga zawrotny szczyt, gdy Moreno mówi: We're everywhere / No need to return / I can show you where No need to return / I can show You. Już czujemy, że będzie to świetna płyta


W Ceremony, splecionym pomiędzy nasyconymi riffami i uderzającymi bębnami inspirowanymi dubem, Moreno w tajemniczy sposób mówi nam, że „To wszystko jest iluzją”, a dzięki pięknej zmianie akordów wokal jest szczególnie marzycielski. Urantia pokazuje bardziej zabawną stronę Deftones. Po kąśliwym wstępie na gitarze, piosenka nabiera prawie, że kołysanki, ale prawda jest taka, że nigdy nie możemy być pewni tego czy za chwilę coś nie jebnie z grubej rury. Taka już natura Deftones. Error to najbardziej chwytliwy i przebojowy numer na płycie. Przypomina nieco Nine Inch Nails. The Spell Of Mathematics zabiera nas w spiralną podróż w dół i z powrotem do znacznie ciemniejszych terytoriów. Zawiera efekty znane z filmów science fiction. Pompeji to poezja przerywana brutalnie ciężkim refrenem. Dźwięki rozbijających się fal i płaczu mew zamykają utwór, zanim syntezator w stylu Bladerunnera prowadzi nas do szalonego The Link Is Broke. Tutaj, jak opętany, wokal Moreno brzmi jeszcze bardziej niepewnie; krzyczy: I'm filled up with true hatred (...) No, that don't work / You would swear you're why I am here / That don't mean nothing / There's nothing wrong


Paranoiczny i roztrzęsiony Radiant City powala refrenem i jestem przekonany, że świetnie wypadnie na koncertach. Headless nieco zwalnia, zanim przejdziemy do ostatniego utworu, Ohms - futurystycznego mistrzowskiego heavy metalu. Ale w tej całej brutalności jest niezwykłe piękno, delikatność. Słuchając go masz wrażenie jakbyś oglądał jakiś dobry apokaliptyczny film. Producentem płyty jest Terry Date. Współpracował z zespołem przy pierwszych czterech albumach. To najlepszy wybór muzyków. Znakomita płyta. Płyta. Po jej wysłuchaniu mam chrapkę na koncert, gdy wreszcie wszystko naprawdę wróci do normy. Z chęcią bym poszedł, bo nigdy nie byłem. Myślę, że album ten uszczęśliwi starych fanów i bez wątpienia przyniesie zespołowi masę nowych. 






Bartas✌


1 komentarz:

  1. Piekne metafory Bartek w Twoim opisie,oraz jak zwykle z ciekawoscia sie czyta. Brawo😊

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...