Być może Norwegia będzie zawsze kojarzyła się z black metalem. I słusznie zresztą, bo wiele znakomitych kapel z tego kraju się wywodzi. Niemniej jednak ja, jeśli chodzi o scenę norweską, bardziej chyba bardziej preferuję progresywną rockową muzykę połączoną z dramatyzmem, teatralnością, wychodzącą z głębi serca. Zespół Gazpacho jest w ścisłej awangardzie tej sceny, a ich album Demon z 2014 roku to już współczesny klasyk gatunku i jeden z arcydzieł Norwegów. Zapoczątkował ów krążek historię o istocie, która żyje w naszej zbiorowej podświadomości i popycha nas ku najgorszym impulsom, a jej kulminacją jest znakomity inny album z roku 2020 - Fireworker. Teraz zespół powraca z kolejnym dziełem zatytułowanym Magic 8 Ball. I co ciekawe, jest to pierwszy od jeden z niewielu albumów w katalogu Gazpacho, który nie jest albumem koncepcyjnym, choć jego warstwa liryczna porusza tematy losu i przeznaczenia. Jak wygląda zatem ta zmiana?
Zanim usłyszałem całość, utwór tytułowy jako pierwszy singiel dotarł do mych uszu i muszę powiedzieć, iż zrobił na mnie wrażenie. Gazpacho eksperymentuje z nowymi kierunkami - są bardziej chwytliwe i radiowe, niż te, które zespół tworzył na przestrzeni wielu lat, niemal zbliżając się do popowej wrażliwości. Byłem bardzo ciekaw jak będzie brzmiała całość. Odpaliłem w końcu płytę, a otwierająca ją kompozycja Starling rozpaliła moje oczekiwania, przywołując delikatną pogodę ducha z kojącym fortepianem i pięknym wokalem Ohmego. Let Us Be Reborn intonuje w marzycielskiej harmonii i rzeczywiście słychać, że Norwegowie wypływają na nowe wody, ale nie odchodząc także zbytnio od swojego melancholijnego mroku. We Are Strangers zmienia tempo i rytm, umieszczając frazy nim lub przerywając linię chóralną. Ceres pędzi z wirującym kanonicznym wokalem, a Immerwahr przybiera kształt uciekającego poematu w formie piosenki, stopniowo ewoluującego w miarę upływu czasu. Wspomniany już utwór tytułowy sprawia wrażenie, jakby zespół zabierał nas w przygodę, w której sam nie jest pewien celu. Sky King starannie szkicuje tajemniczą tęsknotę, a refreny eksplodują potężną i dramatyczną melancholią. Jest tu więcej syntezatorów, niż na poprzednich albumach, okazjonalnie odgrywających główną rolę, jak choćby w kulminacyjnym momencie The Unrisen. Ich najbardziej wyrazisty akcent pojawia się jednak w We Are Strangers, gdzie niekonwencjonalne kompozycje wypełniają się futurystyczną atmosferą i rozpalają sceny cyberpunkowej dystopii. Czy ten album posiada jakieś wady? Tak, nie do końca przekonuje mnie Gingerbread Men. Odnoszę wrażenie, że zbyt często poszukuje się bardziej dynamicznego podejścia w swoich teksturach, ale nie potrafi go uchwycić z powodu nieustającego mozolnego tempa. To jedyny minus na tym wydawnictwie. Jego produkcja jest niezwykle czysta i ciepła bez utraty ciężaru, gdy gitary zaczynają narzucać swoją wagę. Drobne detale pokazują, jak wiele czasu poświęcono Magic 8 Ball, takie jak delikatny glitch, gdy Ohme intonuje I’m scratching at an itch czy subtelne przestery w We Are Strangers. Wszystko kulminuje w The Unrisen, który zaczyna się równie delikatnie jak otwierający Starling, ale wybucha prawdziwie transcendentnym fragmentem mooga, który przypomina przejście przez galaktyczny wir. To naprawdę zapierający dech w piersiach sposób na zakończenie albumu.
Magic 8 Ball to awangardowy i eklektyczny krążek, ale z rozpoznawalnym stylem kompozytorskim zespołu i z wokalem, który zapewnia spójność. Każdy numer ma swój klimat, swoją twarz i swoje niespodzianki. Oczywiście - nie jest to wydawnictwo dorównujące w jakikolwiek sposób szczytowym Demon, ale tak szczerze mówiąc to jest niewiele zespołów, które eksperymentują własną formułą, kunsztem oraz wdziękiem jak robi to Gazpacho. Polecam!👍 Bartas✌☮

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz