czwartek, 8 czerwca 2023

Trochę cukru w jego oryginalnej postaci. Udany sojusz rocka i symfonii, czyli rzecz o "Drastic Symphonies" grupy Def Leppard.

 

Def Leppard są jak wino - im stasi, tym lepsi. Wciąż są zdolni do dotarcia do pierwszej dziesiątki list przebojów zarówno w Wielkiej Brytani, jak i w Stanach Zjednoczonych. Szybują jak najbardziej okazały rockowy galeon. 31 maja 2023r. zespół wystąpił w krakowskiej Tauron Arenie, dzieląc scenę z Mötley Crüe. Nie byłem niestety na tym wydarzeniu i pluję sobie w brodę. Pal sześć Mötley Crüe! Nigdy ich specjalnie nie lubiłem. Ale Def Leppard? Jeden z ulubionych zespołów z okresu dzieciństwa? Straciłem na tym bardzo dużo. Byli za to moich przyjaciele i znajomi. To od nich wiem, że koncert był rewelacyjny. Joe Elliott, mimo upływu lat, w dalszym ciągu znakomicie radzi sobie z wyciąganiem górnych partii wokalnych. Zeszłoroczny, świetny album Diamond Star Halos (recenzję znajdziesz tutaj) był miażdżącym powtórzeniem intencji. A po tak zajebistym albumie pojawiło się pytanie: ok, ale co dalej? Wiele innych zespołów i artystów, którzy nagrywali płyty od 1980 roku, krążyłoby w tym momencie, ale jak wiemy, stachanowici z Def Leppard nie są tacy jak inni. Brytyjczycy postanowili połączyć siły z Royal Philharmonic Orchestra i wydać album o dźwięcznej nazwie Drastic Symphonies. Grupa powraca na nim z niektórymi wielkimi hitami oraz mniej znanymi szerszej masie utworami. Jest to swego rodzaju dekonstrukcja lub ponownie wyobrażenie sobie wybranych numerów z ich katalogu. Pomysł brzmi troszkę jak wyłaniające się podejście dla zespołów, które przeżywają swój zmierz. Zobacz, co odwalili U2 na albumie Songs Of Surrender. Niech już lepiej idą spać. W przypadku Def Leppard hity i nie-hity z orkiestrą symfoniczną podziałały - jak się za moment przekonacie - na plus.


Na krążku znajduje się szesnaście utworów. Zespół wykorzystał oryginalne taśmy, dodając jednocześnie nowe wokale i partie gitarowe. Józek czasem śpiewa ze swoim młodszym sobą. Gitarzysta Phil Collen powiedział, że nagrali nowe partie, zmiksowali poprzednie dźwięki i wyjęli niektóre ze swoich instrumentów, aby orkiestra mogła odetchnąć. Tym samym dosłownie nagrali nowy album. Jest to ciekawy pomysł, ponieważ zespół miał swój już swój udział w tworzeniu nowej muzyki w takiej czy innej formie z kilkoma wciągającymi nowymi wersjami piosenek, które słyszało się tysiąc razy. Do tego te, do których być może, Drogi Czytelniku, będziesz musiał dotrzeć sam. Myślę, że byłoby to bardzo interesujące dla tych, którzy po raz pierwszy usłyszą takie numery jak Turn To Dust czy Kings Of The World, które odpowiednio otwierają i zamykają album. Ten pierwszy pokazuje od razu, że ta współpraca się sprawdza. To samo dotyczy Paper Sun w alternatywnej wersji, która nawet może przebić oryginał, podczas gdy zespół tworzy jeszcze bardziej romantyczne adaptacje Animal, Have You, Have You Ever Needed Someone So Bad czy When Love & Hate Collide. Z kolei taki Love Bites wcale nie odbiega daleko od oryginału, zamiast tego przypomina miks na żywo, którym Def Leppard zaskoczyłby fanów podczas poprzedniej trasy Goodbye For Good This Time. Pochodzące numery z zeszłorocznego, wspomnianego przeze mnie albumu Diamond Star Halo, doskonale komponują się z orkiestrą symfoniczną. Hysteria i Bringin’ On The Heartbreak wraz z Switch 625 z powodzeniem obejmują klasyczną aranżację, chociaż Switch 625 brzmi bardziej jak ścieżka dźwiękowa do filmu. Akompaniament orkiestry wnosi do Gods Of War inne wrażenia. Bowiem pod pewnymi względami wzbogaca oryginalne wykonanie, podczas gdy wiolonczela w Too Late For Love pobudza renesans, ale erę tę przerywa jedynie kilka nowych partii gitarowych. Ckliwy, ale uroczy Love z albumu Songs From The Sparkle Lounge nie zmienił się aż tak bardzo. Podobnie jak inspirowany moim ukochanym Queen wspomniany już numer Kings Of The World. Żeby nie było - ten album nie jest wcale w stu procentach doskonały. Nie mogę im wybaczyć tego jak strasznie zniszczyli Pour Some Sugar On Me. To jest top 5 moich ulubionych numerów Def Leppard. Jeśli istnieje coś takiego jak cukierki do uszu, to ten wrak wprowadza mydło do uszu. Def Leppard całkowicie demontuje taki zajebisty numer. To po prostu nie działa. Melodia i struktura refrenu całkowicie niedopasowana. Przełącz, pomiń ten numer. Zapewne znajdą się tacy, którzy będą kpić z tego sojuszu rocka i muzyki klasycznej, ale większość utworów na Drastic Symphonies zachowuje integralność oryginalnych nagrań, dodając świeże elementy tematyczne. Więc następnym razem, gdy usłyszysz tę samą piosenkę Def Leppard w radiu, możesz wybrać jeden z tych utworów. Z wyjątkiem jednego. Naprawdę docenisz trochę cukru w jego oryginalnej postaci. Ja jestem zadowolony i mogę śmiało polecić 😊 Bartas✌☮

niedziela, 4 czerwca 2023

Celebracja braterstwa i bardzo bolesna eksploracja straty. Foo Fighters powracają z nowym albumem - "But Here We Are".

 

Los nie oszczędzał Dave’a Grohla i jego bandę z Foo Fighters. Za każdym jednak razem muzyk wstawał silniejszy w walce z nieszczęściem. Utwór Everlong z 1997 roku został przez niego napisany na totalnym dnie, wyłaniając się ze zmagań zarówno zawodowych, jak i osobistych. W swoich najbardziej wpływowych numerach, takich jak These Days z 2011 roku czy Times Like These z 2002, muzyk spojrzał śmierci w oczy i w pełni uznał ciężar życia. Nawet ostatnie dokonania Foos wyprodukowane przez Grega Kurstina były naznaczone niepokojącą zgubą. Weźmy na przykład taki Waiting On A War, który znalazł się na ostatnim albumie Medicine At Midnight (moją recenzję możecie poczytać tutaj), dokumentuje całe życie spędzone na czekaniu na zagładę. Jednak powodem, dla którego te potężne hymny o stracie bliskich i złamanym sercu są w stanie zjednoczyć stadiony pełne fanów jest nieustępliwa pozytywność, jaką Grohl i ekipa zawsze się kierowali. Od momentu, gdy Dave założył zespół po śmierci przyjaciela, Kurta Cobaina, Foo Fighters nieustannie powtarzają ludziom, że może być tylko lepiej i będzie. Teraz znów podnoszą się niczym feniks z popiołu i powracają z całkiem nowym albumem zatytułowanym znamiennie But Here We Are. Dave Grohl wyłania się z wraku dwóch druzgocących strat. Po pierwsze - ukochany przyjaciel i perkusista zespołu, Taylor Hawkins, który zmarł nagle w marcu ubiegłego roku podczas spektakularnej trasy. Po drugie - jego matka, Virginia, która zmarła kilka miesięcy później, w sierpniu. Płyta But Here We Are poświęcona jest tym dwóm stałym filarom w jego życiu.



But Here We Are to pierwszy album Foos, na którym którym teksty odgrywają główną rolę. Zespół utrzymywał w tajemnicy nagrywanie, aż do wydania pierwszego singla Rescued w kwietniu tego roku. Grohl gra na perkusji na całym albumie, Kurstin wrócił, by współprodukować album razem z zespołem. No, i bardzo ważnym elementem jest 17-letnia córka Dave’a - Violet. Od początku do końca to sprawa rodzinna. Nic więc dziwnego, że wydaje się słuchaczowi, że Grohl śpiewa bezpośrednio do tych, których stracił, podczas gdy inne momenty są przeznaczone na zwracanie się do wypełnionej publiki, zjednoczonej w stracie i żalu. Przez to wszystko można odnieść wrażenie, że zespół nie tylko próbuje nadać sens temu nowemu rozdziałowi, ale także znaleźć drogę naprzód, światełko w tunelu, bo życie biegnie dalej.

Na But Here We Are jest bardzo dużo złamanego serca. W akustycznym utworze The Glass Grohl mówi wprost: I had a person I love / And just like that, I was left to live without him. Kompozycja Hearing Voices to gotycki, synth-popowy numer, który nawiązuje do Everlong (late at night I tell myself nothing this good could last forever) i delikatnie zanika wraz z błaganiem Dave’a: speak to me, my love. Nigdy nie czuje się jednak do końca nieszczęśliwy. Cała bowiem płyta ma ten aspekt dzikości jak w Wasting Light z 2011 roku, gdzie zespół szukał hałaśliwego katharsis w każdym niemal numerze. Po drodze mamy mnóstwo ekstrawaganckich gitarowych solówek, dominujących na arenie zawrotnych zmagań. Otwierający album i wspomniany już Rescued to optymistyczny hymn, który wydaje się być napisany z myślą o ich spektakularnym show. Mamy też surfrockowy utwór Under You. To jedna z najbardziej bezpośrednich piosenek, jakie kiedykolwiek wydali. Dave śpiewa w nim jasno: I think I’m getting over it, but there’s no getting over it. Muzycy nie boją się także wkraczać na niezbadane muzycznie terytoria w takich choćby utworach jak Nothing At All czy Beyond Me. Ten pierwszy to rockowy numer elegancko połączony z popowym groovem, zaś ten drugi czerpie inspiracje z delikatniejszych momentów Oasis. Mamy też Show Me Now - nawiedzony kawałek, który koncentruje się na pocieszającym fragmencie przeszłości. Jest to jedna z niewielu kompozycji na albumie, która nie kończy się chaotycznym jam session, a Grohl kwestionuje własną śmiertelność. Nie ma zbyt wiele nadziei, ale w utworze jest ta cicha odporność, podkreślona przez ciepły wokal wspomnianej już córki muzyka - Violet. Najdłuższym utworem na albumie jest The Teacher. To dziesięciominutowa epopeja, która pokazuje Foos w najbardziej ambitnym wydaniu. W eterycznym otwarciu Grohl śpiewa delikatnie: I can feel what others do / Can’t stop this if I wanted to. To być może wyjaśnia jego motywację do stworzenia tego albumu, zanim wkroczył na znajome terytorium rock’n’rolla. Ogromne załamanie i teksty zmagają się eskapizmem, prowadząc do wspaniałej ostatniej tercji, a Dave Grohl śpiewa potężnie i hałaśliwie, jak gdyby miał się stać koniec świata i pożegnanie: Try and make good with the air that’s left / Counting every minute, living breath by breath. Już na sam koniec dostajemy kompozycję Rest. Jest to okrojona, akustyczna pieśń, tak surowa, że bardziej przypomina utwór demo. Ale słowa jej chwytają za serce: Waking up, I had another dream of us / In the warm Virginia Sun, there I will meet You.


Album But Here We Are poruszył moje serce do głębi. To piękna i hałaśliwa zarazem celebracja braterstwa i surowa, bardzo bolesna eksploracja straty. Jest to album chaotyczny, przyprawiający o zawrót głowy, ambitny, wspaniały. Członkowie Foo Fighters przekraczają swoje granice i idą jeszcze dalej. Przez to wszystko But Here We Are jest niezaprzeczalnym przypomnieniem uzdrawiającej, jednoczącej mocy muzyki. Bardzo gorąco polecam. Ja, zdeklarowany fan tego zespołu od dobrych 25 lat😍 Bartas✌☮

Wspaniałość starożytnego świata. Rotting Christ i ich nowy album "Pro Xristoy."

  Ucieszyłem się niezmiernie, gdy Jurek Owsiak ogłosił, że Rotting Christ - archetypowy zespół blackmetalowy z Grecji - wystąpi na trzydzies...