niedziela, 2 maja 2021

W kiszkach aż się przewraca! O największej żenadzie muzycznej roku 2021 słów kilka...

Nie będzie tym razem tak słodko i kolorowo, jak w przypadku dwóch poprzednich recenzji. Choć przyznać się Wam jednak muszę całkiem szczerze, że na samym początku byłem pod dużym wrażeniem tych młodzieniaszków z Michigan. Zerżnąć brzmienie od Led Zeppelin trudno nie jest. Jest wiele takich kapel, które tak mogą dzisiaj zabrzmieć. No, ale zaśpiewać na manierę jednego z najlepszych rockowych wokalistów świata, czyli Roberta Planta, to dopiero sztuka. O zespole Greta Van Fleet usłyszałem w pełni słuchając jednego z wydań Pejzaży Dźwiękiem Malowanych w Radiu Rock Serwis FM. Krótko potem okazało się, że te szczuny szturmem zdobyły świat. Nagroda Grammy za nieautorską EPKę From The Fires, a potem pozytywne recenzje za debiutancki w pełni autorski album Anthem Of The Peaceful Army. Po tym wszystkim oczekiwania były jeszcze większe. 16 kwietnia 2021 roku ukazał się ich drugi album o bardzo pretensjonalnym tytule The Battle At Garden's Gate


Niestety od samego początku można zauważyć, że te oczekiwania nie spełniają wielkich nadziei. O ile otwierający album Had Above słucha się nawet przyjemnie, o tyle już My Way, Soon jest już strasznie wtórny. Uwielbiam psychodelę lat 60-tych, ale tu nie ma nic godnego uwagi. Nuda i niesamowicie wkurwiające jest to gładkie solo Jake’a Kiszki. Właściwie prawie cała płyta muzycznie wydaje się powtarzalna i przewidywalna. Basista Samuel Kiszka zapowiadał się naprawdę dobrze, jako młody i wszechstronny muzyk. Niestety przez znaczną część albumu porzuca swój macierzysty instrument na rzecz organów hammonda. Wychodzi to miałko i kiepsko. Wybacz, Sam, ale drugim Johnem Paulem Jonesem to ty nie jesteś i nie będziesz. 


Od czasu debiutu zespół stara się bardzo nieudolnie zdystansować do porównania z Led Zeppelin. I po co ta ściema? A skąd się wziął tytuł płyty jak nie od Zeppelinowskiego The Battle Of Evermore. A utwór Built By Nations? Przecież to plagiat Black Dog. Posłuchajcie tych zerżniętych riffów i bębnienia Danny'ego. Nie zdziwiłbym się, gdyby Page albo Plant zgłosili sprawę na wokandę. Age Of Machine to jak przez kalkę Age Of Man z debiutanckiego Anthem Of The Peaceful Army, a Tears Of Rain brzmi tak, jakby był pisany w sraczu. Caravel, The Barbarians i Trip The Light Fantastic, brzmi prawie identycznie. To samo tempo, instrumentacja, linie wokalne, a nawet klawisze. Jedyny naprawdę godny uwagi kawałek to Stardust Chords. Fajnie wibruje, jednak to stanowczo za mało. 


Z perspektywy czasu uważam, że moje zainteresowanie tym zespołem powinno było się skończyć na EPce From The Fires. Ten zespół jest strasznie wtórny. W bezczelny sposób kopiuje gigantów rocka, nie mając własnej osobowości muzycznej. Po debiucie Anthem Of The Peaceful Army dałem im jeszcze jedna szansę. Niestety … stracili ją u mnie. Battle At Garden’s Gate to największe rozczarowanie roku. Chłopaki, dajcie sobie spokój. Ja już tego nie kupuję! W kiszkach aż się przewraca!








Bartas✌

2 komentarze:

  1. Do Zeppelinow to im bardzo bardzo daleko. Lepiej wiec zeby trzymali sie z daleka od repertuaru Gigantow. Od poczatku mi nie pasowali, nie zrobili pozytywnego wrazenia. Takiej kiszki to ja dawno nie slyszalam. Swietne baty im spusciles Bartas.

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...