środa, 11 listopada 2020

Zagubione Drachmy. O świetnej kompilacji Pearl Jam "Lost Dogs" słów kilka...

Jak świętować Dzień Niepodległości to tylko przy dobrej muzyce. A jak dobra muzyka to np Pearl Jam. Tak, moi Drodzy. Dziś i jutro znowu poświęcę troszkę miejsca i czasu temu jednemu z ukochanych zespołów mojego życia. Nie będę już opisywał jak doszło do tego, że poznałem i pokochałem ten zespół, bo o tym niejednokrotnie pisałem. Chciałem napisać o tym, jak 17 lat temu poznałem pewną płytę tego zespołu, która tak naprawdę nie była pełnoprawną, kolejną studyjną płytą grupy ze Seattle, ale kompilacją odrzutów z sesji i różnych rzadko dostępnych singli. Jak powszechnie wiadomo Grupa Dżemu Babci Eda jest niepamiętnych czasów mistrzem w rozpowszechnianiu szeroko pojętego bootleningu - zarówno jeśli chodzi o koncerty jak i nagrania studyjne. Jednak różnie z tym bywało. Czasem niepublikowane nagrania pojawiały się na jakiejś pirackiej płytce, a jakość tychże pozostawiała wiele do życzenia. Internet był obecny, ale jeszcze kulal. U nas, w Polsce, rzadko kto miał stałe łącze i mógł korzystać do woli. Pamiętam jak musiałem pytać znajomych czy ma ktoś dostęp do tego, czy innego utworu. Jeździło się też do Poznania, na słynny i nieistniejący już targ im Józefa Bema, by kupić co nieco od tzw koników czy - troszkę nieładnie mówiąc - ruskich


Aż 11 listopada 2003 roku ukazała się płyta Lost Dogs. Kiedy tylko wpadła w moje łapska niemalże od razu w pełni zaspokoiła mój głód poszukiwań upragnionych kawałków Pearl Jam. Jest to zestaw dwóch płyt, a nagrania znajdujące się na nim zostały w sposób bardzo przemyślany wyselekcjonowane, zremiksowane i ponownie nagrane. To wszystko sprawiło, że wydawnictwo jest bardzo przyjemnym i spójnym odsłuchem, a nie jakimś typowym, prymitywnym i wtórnym produktem, coby zespołowi troszkę pieniążków wpadło. Niestety znam taki inny ukochany number one zespół, który nagminnie to robi. No, ale nieważne.


Decydując się na to wydanie, zespół musiał wziąć pod uwagę nastrój utworów. Pierwszy dysk zawiera agresywne jak przystało na Pearl Jam numery. All Right jest niczym uderzenie pioruna, a pochodzi z sesji nagraniowych do rażąco niedocenianego albumu No Code. Zawiera wielościeżkowe i oszałamiająco brzmiące wokale Eddiego Veddera. Utwory takie jak Sad, Education, In The Moonlight oraz Hitchhiker to numery-odrzuty z sesji do najmniej lubianego (no, ok! do czasu najmniej lubianego) przeze mnie albumu Pearl Jam - Binaural. Wiecie co? Gdyby one się znalazły na tym albumie to myślę, że uratowałyby sytuację. Chociaż moje podejście do Binaural diametralnie zmieniło się od czasu pierwszego odsłuchu i to na dużo lepsze. Jednakże nadal uważam, że brak ich powoduje, że album jest tylko dobrym. Jezus-Maria! Przecież Sad to jeden z najlepszych numerów, jaki Ed napisał. Taki w stylu mojego ukochanego Corduroya i Insigniance. A In The Moonlight to wyżyny kompozytorskich umiejętności perkusisty Mata Camerona, który uderza metrum przypominające numery jego poprzedniego zespołu Soundgarden. Inne atrakcje na tym pierwszej płycie to Don't Gimme No Lip, z odrzut z No Code, numer śpiewany przez gitarzystę Stone'a Gossarda (Let Stone sing!) czy Hold On pochodzący z sesji do TEN (a nie jak niektóre źródła podają, że do VS). Mamy też Alone, Yellow Ledbetter i nieco nowsze Down i Undone. Większość z nich zawiera alternatywne miksy, niektóre bardziej zauważalne niż inne, co jest miłą gratką dla fanów, którzy spędzili ostatnią dekadę na kolekcjonowaniu singli.


Druga płyta pokazuje Pearl Jam od wielowymiarowej strony, do czego był zawsze zdolny, a czego przeciętny słuchacz zwykle zdaje się nie zauważyć. Hard To Imagine - kompozycja Stone’a Gossarda z tekstem Eda - to absolutny diament, który próbowano umieścić na VS I Vitalogy. Strangest Tribe, napisany również również Gossarda i wydany jako świąteczny singiel fanklubu, to bez wątpienia jedna z najpiękniejszych piosenek zespołu. Driftin, druga piosenka z tego singla, została tutaj zaktualizowana z innym podejściem wokalnym, podobnie jak na stronie b singla Jeremy / Footsteps dodano harmonijkę. Nie tylko ja, ale i sam Stone ubolewa nad faktem, że Dead Man nie trafił na No Code, a i idealnie również pasowałby do ścieżki dźwiękowej do filmu Dead Man Walking, do której był przeznaczony. Sweet Lew zaś pokazuje jaki dystans mają do siebie i tworzonej z miłości do muzyki artyści. To także wyraz głębokiego zaufania do fanów. Uwielbiam też Last Kiss - cover Wayne’a Cochrana - który został wydany na świątecznym singlu w 1998 roku i osiągnął 2. miejsce na liście Billboard Hot 100, dając zespołowi swój największy dotychczasowy hit. Nie mogę wybaczyć chłopakom braku Dirty Franka oraz Wash, które to jeszcze bardziej ubogaciły by wiekopomny album Ten. Na szczęście mogę się nimi cieszyć słuchając Lost Dogs.


Absolutne perełki. Niby kompilacja, a słucha się jak pełnowartościowego albumu. Pozycja obowiązkowa nie tylko na Święto Niepodległości 😊 Miłego świętowania wszystkim życzę! Odpalcie Lost Dogs i cieszcie się życiem!😉









Bartas✌

4 komentarze:

  1. Pięknie mozna obchodzic DZIEN NIEPODLEGLOSCI, przy takiej muzyce❤️dzieki Bartek ❤️💋

    OdpowiedzUsuń
  2. Znakomita kompilacja. Pearl Jam zarówno w wydaniu przebojowym, rockowym, drapieżnym, jak i nostalgicznym, refleksyjnym.
    Od mocnych kawalkow jak wspomniany Dirty Frank, przez przebojowe Last kiss, po Drifting, ktore przywodzi na myśl szanty.
    Świetna płyta

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze napisane, jestem pełna podziwu. Jeszcze do końca nie znam tego albumu ale poznam. Dobrze że na spotifu jest wszystko. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Umarł Papież, niech żyje Papież Perpetua V. Ghost i ich nowy album - "Skeletá".

  Trzeba mieć niezłe jaja, żeby cztery dni po śmierci Papieża Franciszka wydać nowy album. Na to może się zdobyć jedynie zespół Ghost, który...