poniedziałek, 16 listopada 2020

Naciśnij i odpal! Black Stone Cherry i ich najnowszy album "The Human Condition"

Jest poniedziałek, 16 dzień listopada 2020 roku. Nowy tydzień zaczynamy od soczystego rockowego grania z południa. Grupa Black Stone Cherry wydała dwa tygodnie temu swój nowy, już siódmy studyjny album
The Human Condition. Ich twórczość śledzę od dobrych 10 lat. Wszystko, co robi ta radosna grupa sprawia, że swoją muzyką łączą ludzi, jakby przynależeli do jednej wielkiej rodziny. To poczucie przynależności przyciągnęło coraz większą liczbę fanów, odkąd chłopaki z Kentucky po raz pierwszy wyruszyli w trasę w roku 2001. Niemal szturmem wskoczyli, w pełni zasłużony sposób, na największe festiwale światowe. Są prawdziwymi headlinerami. Ta czteroosobowa grupa wkłada na scenie mnóstwo energii. Koncert byłby jednak niczym, gdyby nie seria świetnych wydanych wcześniej albumów. Mają niesamowity potencjał kompozytorski i znakomicie łączą klasyczny southern rock z metalowym czy hard rockowym akcentem. Autor piszący te słowa miał okazję się o tym przekonać, oglądając na żywo ich występ na Najpiękniejszym Festiwalu Świata, 25 Pol’and’Rock Festival 2019. Faktycznie - ta muzyka niezwykle jednoczy ludzi. Poczułem to szczególnie, gdy zagrali przepiękną balladę Peace Is Free. Kto nie był i nie przeżył tego na własnej skórze odsyłam do Kręcioła TV

Bez wątpienia The Human Condition uzupełnia ten imponujący kanon. Trzynaście zgrabnie zawartych na nim utworów z łatwością osiągają wysokie standardy przynależne southern rockowemu graniu. W pierwszych wersach otwierającego album numeru Ringin' In My Head wokalista Chris Robertson wyśpiewuje głośno: People, people, Your attention, please / I need to tell all Y'all about a new disease / It's crept right up from beneath our nose / And what happens next, We already know. Słuchacz już wie, że jest w dobrych rękach, bo ta choroba wcale nie jest śmiertelna. Zaraża, owszem, ale miłością do rock’n’rolla i do siebie nawzajem. Again podąża w ten sam sposób, balansując między ciężkim hard rockiem, a wpadającą w ucho melodią. Kto chce się nieco pokołysać, a jednocześnie posłuchać szalonych popisów gry na gitarze Bena Wellsa tego na pewno ucieszy kompozycja Push Down And Turn. Utwór When Angels Learn To Fly zahacza o bardzo przyjemnego country rocka, zaś najbardziej przebojowy i wpadający ucho Love With The Pain bez wątpienia będzie faworytem fanów, gdy tylko zespół wróci do scenę. 


Cały rock’n’roll składa się zarówno z ostrego pierdolnięcia, jak i pięknych, niezapomnianych chwytających za serce ballad. Zespół Black Stone Cherry do wyjątków nie należy. Niejednokrotnie pokazał, że potrafi zdjąć nóżkę z gazu. Wspomniałem na początku o przepięknej balladzie Peace For Free, n którą między innymi zagrali na Pol’and’Rocku. Na najnowszym wydawnictwie spokojnych numerów również nie brakuje. If My Heart Had Wings to śliczna ballada, której nie powstydziłby się nawet stare dziadygi z Aerosmith, grające swoje najbardziej znane ballady. Mimo radosnego akcentu i spokojniejszych momentów album jest najcięższym brzmieniowo wydawnictwem w dotychczasowym dorobku chłopaków z Kentucky. Czego dowodem jest choćby Live This Way ze znakomitym riffem na początku utworu. The Chain ponownie rozpala wybuchową energię Black Stone Cherry, z kilkoma świetnymi solówkami pod koniec, które podsycają ulotne brzmienie utworu. Zaś Ride rozpoczyna się porywającymi i mocnymi gitarowymi haczykami, które napędzają utwór, zgodnie z brzmieniem zespołu. Tu naprawdę wszystko jest na swoim miejscu i zagrane z wielkim smakiem. Nawet ich cover Don't Bring Me Down, pierwotnie nagrany przez Electric Light Orchestra, jest świetnie wykonany. Zespół stworzył swoją wersję z pełnym szacunkiem w stosunku do wersji oryginalnej, co bardzo się wyróżnia i nie ma tu mowy o jakiejkolwiek profanacji. 


Black Stone Cherry grają niezwykle świeżo i nowocześnie, ale nie zapomnieli też o swoich najważniejszych korzeniach, z których się wywodzą, czego słuchali i kto jest ich największym autorytetem w granej przez nich muzyki. Udowadnia to w dwóch końcowych utworach Devil In My Eyes i Keep On Keeping On. Przenosi nas tym do bogatego dziedzictwa późniejszych lat siedemdziesiątych. Ten pierwszy jest klasycznym blues-rockiem w stylu Lynyrd Skynyrd, a drugi to swoista mieszanka Bad Company z mistrzowsko melodyjnym Cheap Trick. 


Uspokajam wszystkich, którzy wyrazili swoje zaniepokojenie przyszłością rocka. Black Stone Cherry swym najnowszym albumem The Human Condition udowadnia, że jest godnym następcą tych wszystkich gigantów, którzy mieli na nich wpływ. Gigantów, którzy przemierzali świat wzdłuż i wszerz, a teraz powoli gasną, lecz pozostają po nich wspaniałe nagrania. Narodziło się już kolejne pokolenie. Panie i Panowie. Przed Wami ... zespół Black Stone Cherry. A płyty to polecam słuchać i to na cały regulator. 😉








Bartas✌

1 komentarz:

  1. Kawał porządnego southern rocka.
    Zespół znam od debiutu. Zachwyciła mnie od razu piosenka Lonely train. Zresztą pierwsza płyta była w całości fantastyczna (Rain wizard!).
    Zagłębiam się w nowa cd. Premiera jakoś mi umknęła. Ale dzięki Twojej recenzji błąd naprawiony!

    OdpowiedzUsuń

Umarł Papież, niech żyje Papież Perpetua V. Ghost i ich nowy album - "Skeletá".

  Trzeba mieć niezłe jaja, żeby cztery dni po śmierci Papieża Franciszka wydać nowy album. Na to może się zdobyć jedynie zespół Ghost, który...