czwartek, 8 października 2020

Ekscytacja zakończona ... rozczarowaniem. Green Day - "Father .... Of All Motherfuckers"

Ktoś ostatnio udzielił mi bardzo dobrej rady odnośnie pisania na blogu o płytach:
Bartas, wszystko ładnie i pięknie, ale... weź Ty, kurna, pojedź po całości po jakiejś płycie, żeby nie było tak kolorowo. No, wiesz, żeby nie było tego rzygania tęczą! Z całym szacunkiem dla tęczy Wiesz, o co chodzi! Tak, wiem. No, dobrze! Mam kilka takich tegorocznych płyt, które mi się totalnie nie podobają. I wiecie co? LITOŚCI NIE BĘDZIE!!! Odrobina pikanterii i zdrowej krytyki jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Faktycznie jest momentami za słodko. Blog jest stworzony z miłości do muzyki. Nie oznacza to jednak, że nie mogę od czasu do czasu pojechać jakiejś płycie, zwłaszcza zespołu, którego bardzo lubię słuchać od wielu lat. Jak już wyżej napisałem mam kilka tegorocznych płyt, które nie nadają się do słuchania. Na pierwszy ogień pójdzie... Green Day i ich najnowsze "dzieło" zatytułowane Father Of ... All Motherfuckers. Długo przedtem myślałem czy cokolwiek wspominać o tym wydawnictwie. No, ale skoro pojawiła się taka rada od znajomych to myślę, że jest to bardzo dobra okazja.

Niejednokrotnie podkreślałem, że Green Day zawsze był zespołem bliskim mojemu sercu.  Bardzo lubię tych Kalifornijczyków wbrew wszelkim oskarżeniom o pozerstwo w byciu rockowym zespołem i gimbazę. Uwielbiam ich wczesną dyskografię od Dookie do Warning. Potem ta zmiana i wielki American Idiot, a zaraz po nim 21st Century Breakdown, w których to wspięli się na wyżyny swoich muzycznych umiejętności. Podobała mi się nawet Trylogia, czyli Uno, Dos i Tre, mimo iż nie wszystko było fajne. Dos momentami powiewało nudą. Zaś Revolution Radio było takim powrotem formy nowej ery Green Day i album bardzo mi się podobał. Najnowszy, zatytułowany Father … Of All Motherfuckers ukazał się 7 lutego tego roku. Dwa lata wcześniej, 9 grudnia 2018 roku, Billie Joe Armstrong ujawnił, że pisze nowe piosenki na kolejny album Green Day. W trakcie sesji nagraniowej zespół miał aż szesnaście nowych numerów. Mieli niestety spory problem z połączeniem ich i wyborem, więc ostatecznie wybrali dziesięć. Ucieszyłem się, gdy BJ powiedział także, że album będzie inspirowany starym, dobrym rockiem, glam rockiem spod znaku choćby T. Rex czy Mott The Hoople, jak również MC5 i… Princem. 


Było podekscytowanie, które zakończyło się ogromnym rozczarowaniem. Przede wszystkim produkcją całości. Zespół zrezygnował z niesamowitego Roba Cavallo - który zawsze sprawiał, że brzmienie Green Day było potężne - na rzecz dwóch typków Butcha Walkera i Chrisa Dugana, którzy chyba nie do końca wiedzą jak zrobić dobrą płytę, nawet z eksperymentami. Kiedy usłyszałem pierwszy singiel, Father … Of All, tytułowy zapowiadający album  …. moja reakcja była mniej więcej taka co to, kurwa, jest? Billie Joe brzmi jakby mu jaja ucięli. Facet miał zawsze dobry, mocny, (prze)bojowy głos i smykałkę do pisania chwytliwych melodii. Falset też nie najgorszy, ale zawsze umiał nim się całkiem dobrze posługiwać. Nawet jeśli to zabieg produkcyjny to, sorry, Billusiu, ale drugim Princem to Ty nie będziesz! No fucking way! Dalej wcale nie jest lepiej Fire, Ready, Aim. Brzmi jak tło do reklamowanego gówna. Oh Yeah może i ma jakiś potencjał. Niezły jest pogłos i syntezator w drugiej połowie utworu. Jednak nie jest to numer, który bym mógł zapętlać i co jakiś czas wracać. Meet Me On The Roof powinienem się cieszyć, bo to prosty rock’n’roll, do tańca. A ja lubię takie numery. Utwór tekstem, refrenem i produkcją przyprawia mnie o migrenę. Kojarzy mi się z jakimś balikiem dla uczniów z zerówki albo małolatów, które udają, że wielce słuchają tanecznego rock'n'rolla z przeszłości. Dajcie mi numer do tego łebka Butcha Walkera. Chcę go zapytać dlaczego tak to wszystko nienaturalnie zmiksował. 


Sytuację nieco ratuje I Was A Teenage Teenager, w którym słychać stare, dobre Green Dayowe czasy. Nostalgiczny tekst i fajna melodia. I nawet produkcja jest całkiem znośna. Podobnie jest w przypadku Stab You In The heart. Pomysł na utwór był całkiem niezły. Pytanie tylko dlaczego te klaśnięcia brzmią tak słabo i dlaczego znowu Billie ma nienaturalnie podniesiony wokal. Czar pryska przy słuchaniu Sugar Youth. Gdzie są te silne i potężne przesterowane, dumnie brzmiące gitary? Dlaczego tutaj brzmią tak płasko mało dynamicznie? Zwłaszcza w tym numerze. Do tego tekst. Można być nostalgiczny i sentymentalny, ale bez przesady. Trzeba patrzeć w przyszłość. Facet, masz prawie 50 lat, dorastające dzieciaki i myśl o ich przyszłości, a nie o tym jakie to miałeś zajebiście zbuntowane dzieciństwo, o którym fani wiedzą. Junkies On A High w przeciwieństwie do poprzedniego numer może i ma znaczący tekst, ale po raz kolejny mamy do czynienia z chujową produkcją. Wszystko jest takie płaskie i stateczne jak ołów. Take The Money And Crawl. No, właśnie, lewusy (powiedział turbo-lewak)! Bierzecie mój hajs, odkąd Was słucham. Wspieram, bo wiem, że staracie się ratować rock’n’roll przed tym całym światowym telewizyjnym gównem. Ale jeszcze raz zrobicie taką gównianą płytę to przestanę i będziecie się czołgać. Okropny numer i tak sobie myślałem, że nawet jeśli na takim Dookie znalazłbym numer, który okazałby się dla mnie słabszy to i tak bym się przy nim świetnie bawił.  Na koniec mamy Graffitię, która bardzo mi się podoba w wersji akustycznej. Billie nagrał ją w czasie kwarantanny, na początku wybuchu tej niby pandemii, w swoim domu. Tylko on sam i gitara akustyczna. Wyszło super, z jajem. Obejrzyjcie. I ten tekst: kurwa, zapomniałem tekstu! I tam śpiewa swoim głosem. Słychać te niedociągnięcia nieraz, ale o to właśnie chodzi. W tym tkwi cała naturalność. 


Podsumowując. Ten album to straszna szmira. Wiem, że niektórym to nie przeszkadza i myślą, że to fajne. I ja nie mam nic przeciwko tym ludziom. Jednak moim zdaniem takie zabawne piosenki można znaleźć na albumach, takich jak Revolution Radio, bez strasznej produkcji. Pisałem wielokrotnie, że gdy zespół nie ewoluuje, nie eksperymentuje to umiera. Mój ukochany Queen potrafił zaszaleć. Zrobili płytę Hot Space, na którą wylało się wiadro pomyj. Choć ją uwielbiam, bo to wszystko tam ma swój smak. Niestety nie każdemu pasują takie eksperymenty. Zielonym zdecydowanie nie. Prince mógł być tylko jeden. Marc Bolan mógł być tylko jeden  Nie myślałem, że wydadzą tak słabą płytę. Najgorsza w ich karierze i chyba najgorsza płyta roku 2020. Nie polecam. A okładka? Mocno bezcześci wiekopomne dzieło American Idiot.










Bartas✌

3 komentarze:

  1. Merytoryczne, dosadne, znajac tak dobrze jeden z ulubionych Twoich zespolow, masz prawo do porównań i krytyki. Odwaznie i SUPER, skoro tak czujesz. Tak trzymaj Bartek 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o Floydow to najbardziej nie lubie Ummygummy cz 2, serio... nigdy nie sralam tęcza na ten album. Z ciekawości posłucham albumu o którym tu piszesz żeby zobaczyć czy się wkurze przy sluchaniu. Czasem trzeba napisac o jakims niewypale. Jakkolwiek jestem totalnie bezkrytyczna do Floydow tak Ummygummy nie trawie i juz nie strawie tak jak niektórzy nie trawia albumow bez Watersa.

    Fajnie że pojechales po tym albumie Green day,świetna krytyka. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bezkrytyczny wobec Queen :)
      Nawet potrafię być krytyczny wobec Pearl Jam i całego ścisłego Topu, ale nie Queen. Dzięki :)

      Usuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...