Wiecie co? Doszedłem do wniosku, że chyba najwięcej radości i przyjemności sprawia mi pisanie o płytach-pomnikach. Nie o to wcale chodzi, że nie jestem otwarty na jakieś nowości. Oczywiście, że jestem. Ja non stop poszukuję dobrych, nowych brzmień. Wczoraj podjąłem ostateczną decyzję o zaaplikowaniu sobie w telefonie Spotify. Do tej decyzji długo musiałem dojrzeć. Jestem vintage. Dla mnie CD i winyle to świętość i to się nigdy nie zmieni. No, ale Spotify ma świetną zaletę, że pozwala odkrywać nieznana muzykę. W sumie tam jest wszystko. Płyta, o której chcę dzisiaj powiedzieć również. Czy Wam przedstawiałem ogólny ranking najlepszych zespołów mojego życia? Jeśli nie to, czynię to teraz: Queen, Pink Floyd, The Beatles, Pearl Jam i Led Zeppelin. Tak, moja ścisła piątka ukochanych bandów ever. I nie wybaczyłbym sobie, gdybym dziś nie wspomniał słowem o pewnej płycie jednego z wymienionych wyżej zespołów. Moi Kochani, dzisiaj 45 lat kończy płyta Wish You Were Here grupy Pink Floyd. Czy chcecie poczytać co nieco historii o tej płycie? To zapraszam. A moją serdeczną koleżankę Kasię Dudziak z Krakowa, najbardziej ześwirowaną Floydomankę, proszę o ewentualną korektę.
A zaczęło się tak. W 1974 roku Pink Floyd naszkicował trzy nowe kompozycje: Raving And Drooling, You Gotta Be Crazy i Shine On You Crazy Diamond. Piosenki te zostały wykonane podczas serii koncertów we Francji i Anglii, podczas pierwszej trasy koncertowej zespołu od 1973 roku i płyty The Dark Side Of The Moon. Ponieważ Pink Floyd nigdy nie zatrudniał publicystów i trzymał się z dala od prasy, nagle ich stosunki z mediami zaczęły się psuć. Nick Mason powiedział później, że krytyczna recenzja NME dokonana przez wielbiciela Syda Barretta, Nicka Kenta, mogła mieć wpływ na utrzymanie zespołu razem, kiedy wrócili do studia w pierwszym tygodniu 1975 roku.
Wish You Were Here jest drugim albumem Pink Floyd z konceptualnym motywem napisanym w całości przez Rogera Watersa. Odzwierciedla to jego poczucie, że koleżeństwo, które służyło zespołowi, było wtedy w dużej mierze nieobecne. Album rozpoczyna się długą, instrumentalną preambułą. To Shine On You Crazy Diamond, będącego swoistym hołdem dla Syda Barretta, którego załamanie psychiczne zmusiło go do opuszczenia grupy siedem lat wcześniej. To nie tylko hołd dla Syda, ale i krytyka branży muzycznej. Mamy tu zadziorny Welcome To The Machine - piosenkę, która zaczyna się od otwierających się drzwi. Jest to niejako symbol muzycznego odkrycia i postępu zdradzonego przez przemysł muzyczny bardziej zainteresowany chciwością i sukcesem. Podobnie z resztą jest w Have A Cigar. Pojawia się tam wers: Oh, by the way: which one’s Pink? To złośliwe pytanie od grubych ryb z branży muzycznej. Zaś utwór tytułowy odnosi się zarówno do kondycji Barretta, jak i do dychotomii charakteru Watersa, z chciwością i ambicją walczącymi ze współczuciem i idealizmem.
Jak przebiegał proces nagrywania? Czy Floydzi mieli niezapowiedzianego gościa? Jeśli dotrwacie do końca tego wpisu to pozwolę sobie o tym wspomnieć. Alan Parsons, który pracował z zespołem na słynnej Ciemnej Stronie Księżyca, odmówił dalszej współpracy. Zespół zatrudnił niejakiego Briana Humphriesema, który już kiedyś pracował z zespołem nad płytą More. Niestety pewnego dnia doszło do niemałej makabreski. Waters i Mason pracowali wiele godzin nad Shine On You Crazy Diamond, a ta niezdara Humphriesem, wykasował podkłady, z echem. Musieli nagrać wszystko jeszcze raz. Sesje nagraniowe Wish You Were Here w Abbey Road's Studio Three trwały od stycznia do lipca 1975 roku, nagrywając przez cztery dni w tygodniu od 14:30 do późnego wieczora. Grupa miała na początku trudności z wymyśleniem jakiegokolwiek nowego materiału, zwłaszcza że sukces Ciemnej Strony Księżyca wyczerpał fizycznie i emocjonalnie całą czwórkę. Klawiszowiec Richard Wright opisał później te sesje jako wchodzące w trudny okres, a Waters wspomina je jako tortury. Mason uznał proces nagrywania wielościeżkowego za przeciągnięty i żmudny, podczas gdy Gilmour był bardziej zainteresowany ulepszeniem istniejącego materiału zespołu. Mało tego - Davidek był również coraz bardziej sfrustrowany Masonem, którego rozpadające się małżeństwo wywołało ogólne złe samopoczucie i poczucie apatii, co przeszkadzało mu w grze na perkusji. Humphries przedstawił swój punkt widzenia na te trudne sesje w wywiadzie z 2014 roku: Były dni, kiedy nic nie robiliśmy. Myślę, że nie wiedzieli, co chcieli zrobić. Mieliśmy tarczę do rzutek i wiatrówkę i graliśmy w te gry słowne, siadaliśmy, upijaliśmy się, wracaliśmy do domu i wracaliśmy następnego dnia. To wszystko, co robiliśmy, aż nagle wszystko zaczęło się układać.
Po kilku tygodniach Waters zaczął wizualizować kolejną koncepcję. Trzy nowe kompozycje z trasy koncertowej w 1974 roku były co najmniej punktem wyjścia do nowego albumu, a Shine On You Crazy Diamond wydawało się rozsądnym wyborem jako centralny element nowej pracy. Głównie instrumentalny, trwający ponad dwadzieścia minut utwór podobny do Echoes, otwierający, czterodźwiękowy gitarowy fraza przypomniał Watersowi powracającego ducha byłego członka zespołu, Syda Barretta. Gilmour skomponował to wyrażenie całkowicie przez przypadek, ale został zachęcony pozytywną odpowiedzią Watersa. Waters chciał podzielić Shine On You Crazy Diamond i umieścić w nim dwie nowe piosenki. Gilmour nie zgodził się z tym, ale przegłosowano trzy do jednego.
Wspomniałem o niespodziewanym gościu? Ano, tak. 5 czerwca 1975 roku w przeddzień drugiej trasy Pink Floyd w Stanach Zjednoczonych tego roku, Gilmour poślubił swoją pierwszą żonę, Ginger. Tego dnia zespół kończył miks nad Shine On You Crazy Diamond. Nagle wszedł mężczyzna z nadwagą z ogoloną głową i brwiami, niosący plastikową torbę. Waters go nie poznał. Gilmour przypuszczał, że był członkiem personelu EMI. Wright przypuszczał, że był przyjacielem Watersa, ale zdał sobie sprawę, że to Barrett. Mason również nie rozpoznał go i był przerażony, gdy Gilmour go zidentyfikował. We wspomnieniach Masona Pink Floyd Inside Out, wspomniał o tym, że rozmawiał z Barrettem. Ale tę rozmowę wspomina jako „chaotyczną i niezupełnie rozsądną”. Światowej sławy grafik, (nieżyjący już) Storm Thorgerson zastanawiał się nad obecnością Barretta: Dwie lub trzy osoby płakały. Siedział i chwilę rozmawiał, ale tak naprawdę go tam nie było. Watersowi serducho zamarło i zalał się łzami. Kiedy inny gość, Andrew King, zapytał, w jaki sposób Barrett przybrał na wadze. Barrett powiedział, że ma w kuchni dużą lodówkę i jadł dużo kotletów wieprzowych. Wspomniał, że jest gotów pomóc przy nagraniu, ale słuchając miksu Shine On nie pokazał żadnych oznak zrozumienia jego znaczenia dla niego. Barrett dołączył do wesela Gilmoura w stołówce EMI, ale wyszedł bez pożegnania. Oprócz Watersa, który kilka lat później zobaczył Barretta kupującego słodycze w Harrodsie, był to ostatni raz, kiedy którykolwiek z członków zespołu widział go żywego. Wygląd Barretta mógł mieć wpływ na ostateczną wersję; pod koniec słychać subtelny refren w wykonaniu Wrighta z See Emily Play.
Warto także nadmienić, że sesje nagraniowe były dwukrotnie przerywane trasami koncertowymi po USA (jedna w kwietniu, a druga w czerwcu 1975 r.), a sesje końcowe, które miały miejsce po występie zespołu w Knebworth, okazały się szczególnie kłopotliwe dla Watersa. Z trudem nagrał wokale do Have A Cigar. Kilka razy podchodził, by uzyskać pożądany efekt. Bezskutecznie. Stracił głos podczas nagrywania głównego wokalu do Shine On. Zaproponowano Gilmourowi, ale ten odmówił i ostatecznie kolega i przyjaciel Roy Harper został poproszony o zastąpienie. Harper nagrywał swój własny album w innym studiu Abbey Road, a Gilmour wykonał już kilka zagrywek gitarowych dla niego. No, ale mądry Brytol po szkodzie. Krnąbrny i egoistyczny Waters później żałował tej decyzji, uważając, że powinien był wykonać piosenkę.
Na koniec jeszcze kilka słów o intrygującej okładce. Wymieniony wyżej fotograf Storm Thorgerson, towarzyszył zespołowi podczas ich trasy koncertowej w 1974 roku i poważnie zastanowił się nad znaczeniem tekstów, ostatecznie decydując, że piosenki są w ogóle związane z niespełnioną obecnością, a nie chorobą Barretta. Ten motyw nieobecności znalazł odzwierciedlenie w pomysłach powstałych podczas długich godzin burzy mózgów z zespołem. Thorgerson zauważył, że Roxy Music's Country Life było sprzedawane w nieprzezroczystym, zielonym celofanie - cenzurując okładkę - i skopiował pomysł, ukrywając okładkę Wish You Were Here w czarnej folii termokurczliwej. Koncepcja stojąca za Welcome To The Machine i Have A Cigar sugerowała użycie uścisku dłoni (często pusty gest), a George Hardie zaprojektował naklejkę zawierającą logo albumu przedstawiające dwie mechaniczne ręce zaangażowane w uścisk dłoni, którą należy umieścić na nieprzezroczystej okładce. Zostały sfotografowane przez Aubrey'a „Po” Powella, partnera Storma w studiu projektowym Hipgnosis, i zainspirowane ideą, że ludzie mają tendencję do ukrywania swoich prawdziwych uczuć w obawie przed poparzeniem. A zatem dwóch biznesmenów podajacych sobie dłonie,w tym jeden człowiek w ogniu. Poparzenie było również powszechnym określeniem w przemyśle muzycznym, często używanym przez artystów, którym odmawiano płatności tantiem.
W końcowej wersji widzimy dwóch kaskaderów - Ronnie Rondell i Danny Rogers. Jeden ubrany w ognioodporny garnitur, przykryty garniturem biznesowym. Jego głowę chronił kaptur, pod peruką. Zdjęcie zostało zrobione w studiu Warner Bros. w Burbank w Kalifornii. Początkowo wiatr wiał w złym kierunku, a płomienie uderzyły w twarz Rondella, paląc jego wąsy. Dwóch kaskaderów zmieniło pozycję, a obraz został później odwrócony. Tylna okładka albumu przedstawia bezimiennego sprzedawcę Floyda, według słów Thorgersona, sprzedającego swoją duszę na pustyni (ponownie nakręcony na pustyni Yuma w Kalifornii przez Aubrey'a „Po” Powella). Brak nadgarstków i kostek oznacza jego obecność jako „pustego garnituru”. Wewnętrzny rękaw przedstawia woalkę ukrywającą nagą kobietę w smaganym wiatrem gaju Norfolk i bezrozbryzgowego nurka w Mono Lake - zatytułowanym Monosee (niemieckie tłumaczenie Mono Lake) na notatkach liniowych - w Kalifornii (ponownie podkreślając motyw nieobecności) ). Decyzja o zasłonięciu okładki czarnym plastikiem nie była popularna wśród amerykańskiej wytwórni Columbia Records, która nalegała na jej zmianę. Ludzie z EMI byli mniej zaniepokojeni. Zaś sam zespół był podobno bardzo zadowolony z końcowego produktu, a kiedy przedstawiono mu przedprodukcyjną makietę, przyjęli go spontanicznym aplauzem.
Album ukazał się 12 września 1975 roku i otrzymał mieszane recenzje od krytyków po swoim wydaniu, dla których muzyka wydawała się mało inspirująca i gorsza od ich poprzednich prac. Album zyskał retrospektywne uznanie krytyków, okrzyknięty jednym z najwspanialszych albumów wszechczasów i został wymieniony przez klawiszowca Richarda Wrighta i gitarzystę Davida Gilmoura jako ich ulubiony album Pink Floyd. Był numerem jeden na Wyspach Brytyjskich i Stanach Zjednoczonych. Sprzedawał się tak dobrze, że firma Harvest, EMI nie nadążała z popytem. Od tego czasu płyta sprzedała się w około 13 milionach egzemplarzy. Album piękny, wspaniały, choć powstawał w naprawdę kryzysowym dla Pink Floyd czasie. Czy jest lepszy od The Dark Side Of The Moon? Ciężko powiedzieć, bo każda płyta Pink Floyd jest inna i wnosi coś innego. Nie zmienia to jednak fakt, że już 45 lat jest z nami. Nic się nie zestarzała. Wierzę, że będą go jeszcze słuchać nasze dzieci, wnuki, a może nawet prawnuki. Od nas to zależy.
Bartas✌
Jestem pod wrazeniem, a jaki piekny anturaz, z gramofonem, winilem. Tak trzymaj Bartek
OdpowiedzUsuńten zabieg był celowy :)
UsuńBardzo ciekawy artykuł. Dobrze się czyta. Tak trzymaj! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMiło!
Co prawda ja nie encyklopedia o Floydach jak Kosiak albo Niedzwiedzki ale powiem że naprawdę super tekst i nie mam zamiaru się czepiać. Naprawdę poruszająco napisałeś o Sydzie... To bardzo smutne, co się z nim stało... smutne dla jego przyjaciół bliskich. Płyta Wish You were here to piękny hołd dla Barretta naprawdę. Uwielbiam ten utwór przez głos Gilmoura, nikogo innego nie widzę w tym utworze.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten post z całego serducha Bartas. Działaj dalej. Masz ode mnie owacje na stojąco.