środa, 19 sierpnia 2020

Słuchajcie, bo mam Wam mnóstwo do powiedzenia, czyli Bob Dylan i jego ścieżki

 



Dzisiaj mija dokładnie dwa miesiące od premiery 39 studyjnego albumu Boba Dylana zatytułowanego Rough And Rowdy Ways. Jest to pierwszy od ośmiu lat w pełni autorski materiał słynnego Głosu Wolności. Bardzo się ucieszyłem na wiadomość o wydaniu nowej płyty, a gdy tylko usłyszałem dwa pierwsze single promujące - Murder Most Foul i I Contain Multitudes już wiedziałem, że będę mieć do czynienia z Dylanem, jakiego kocham - pełnym rozmaitych opowieści. Historia muzyki niewielu zna artystów, którzy w tak piękny sposób potrafią pisać opowieści zamieniając je w pieśni. 


Bob Dylan jest jak wino, które się nigdy nie starzeje. Czasy protest-songów, buntu i politycznego zaangażowania już dawno ma za sobą. Takie pomniki jak Desolation Row, Masters Of War, Blowin' In The Wind, Hard Rain's A-Gonna Fall czy Chimes Of Freedom to już przeszłość. Przeszłość, której jednak ze świadomości fanów twórczości Laureata Literackiego Nobla nie da się ot tak wymazać. Everything passes, everything changes ... the times they are a-changin' ... i nic na to nie poradzimy. 


Dzisiejszy Dylan to już nie zaangażowany politycznie aktywista społeczny. Na najnowszym albumie muzyk zaprasza nas do swojego świata odrywając się przed nami niemal cały - mówi o swoim dzieciństwie w Minnesocie, o marzeniach bycia sławnym muzykiem. W pewnym momencie to wszystko staje się faktem, pokrywając się z dziecięcymi marzeniami i wyobrażeniami. Dylan nie ściemnia i nie udaje kogoś, kim nie jest. Murder Most Foul to sentymentalne wspomnienia z czasów prezydentury Kennedy’ego, początku sławy Beatlesów czy słynnego Woodstocku amerykańskiego. Jednak historia się na tym nie kończy, Dylan biegnie przez kolejne dekady historii muzyki i świata. Na szczególną uwagę zasługują też utwory False Prophet, kołyszące jak do snu I've Made Up My Mind To Give Yourself To You, Mother Of Muses oraz Key West (Philosopher Pirate). Wszystko to polane sosem bluesa i miejskiego folku. 


Słuchając tej płyty mam wrażenie, jakby ten 80 letni pan jeździł od miasta do miasta, od klubów do klubów i opowiadał swoim słuchaczom, fanom, te niezwykłe historie. Płyta na pierwszy rzut ucha może się wydać trudna w odbiorze. No, ale cóż… sztuka wymaga poświęceń. Gdy słuchacz się o wiele bardziej wgłębi w te utwory, posłucha tych historii to z pewnością się w nich zakocha. Mnie ta płyta wciągnęła już za pierwszym razem. Każdego utworu słuchałem w ogromnym napięciu. I pytanie: co dalej, Bob? Jaka kolejna historia, z czym się podzielisz? Dylan odkrywa się przed nami, ale robi to w zupełnie inny sposób, niż do tej pory. Szczera spowiedź? Jakby spodziewał się końca? Nie musi już niczego udowadniać, ale myślę, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.


Bartas✌


2 komentarze:

  1. Trzeba będzie posłuchać... z czystej ciekawości. Wstyd się przyznać że Dylan średnio mi podchodził ale może po przesłuchaniu płyty to sie zmieni jak z Pearl Jam. Wujek Bartas ma na mnie sposoba :) jak zawsze.

    Świetny tekst z powiewem świeżości i lat 60 tyh. Brawo.

    OdpowiedzUsuń
  2. To zależy :) Dylan się muzycznie zmieniał. Na początku tworzył bardzo chwytliwe, folkowe piosenki. Potem przeszedł na rocka z powerem. Ateraz gra taką muzę, która wymaga bardziej skupienia ;)

    OdpowiedzUsuń

Umarł Papież, niech żyje Papież Perpetua V. Ghost i ich nowy album - "Skeletá".

  Trzeba mieć niezłe jaja, żeby cztery dni po śmierci Papieża Franciszka wydać nowy album. Na to może się zdobyć jedynie zespół Ghost, który...