Dzisiaj 19 dzień sierpnia. Urodziny swoje obchodzi basista legendarnej grupy Queen John Deacon. Jak pewnie wiecie jest to moja ukochana grupa muzyczna ever i jej tajna broń. Jednak nie o nim chciałbym napisać kolejnego bloga. 75 lat kończy dzisiaj Ian Gillan - wokalista zespołu Deep Purple. Myślę, że jest to doskonała okazja, aby podzielić się wrażeniami nowej płyty tej brytyjskiej formacji. Z grupą Deep Purple mam ten myk, że gdy słucham ich muzyki to słucham na cały regulator. Najnowsza płyta jest również tego warta.
Zanim jednak przejdę do ochów i achów w związku z nową płytę zacznę od krytyki. Deep Purple to grupa nieogarniętych, starych dziadów, którzy mówią jedno, robią drugie, myślą trzecie. Przez ostatnie siedem lat uraczyli nas trzema studyjnymi wydawnictwami. Poziom wszystkich był co najmniej bardzo dobry. Jednak każda z nich miała być tą ostatnią. Starość, panowie, starość.
Album miał pierwotnie ukazać się 12 czerwca 2020 r., ale został później przełożony z powodu pandemii COVID-19. Ian Gillan powiedział, że dzieje się tak, ponieważ linie dystrybucji nośników fizycznych powinny poczekać, aż ustąpią blokady i zniesione zostaną ograniczenia. Grupa po raz kolejny zaprosiła do współpracy Boba Ezrina, znanego choćby ze współpracy z grupą Pink Floyd. Podobało im się nagrywanie i produkcja. Skąd ta dziwna nazwa? W oświadczeniu prasowym Ian Gillan wyjaśnił, Wyjaśnił, że tytuł albumu został wybrany ze względu na jego właściwości onomatopeiczne, a oglądany przez jeden koniec radioteleskopu opisuje przemijającą naturę ludzkości na Ziemi. Ale fani powinni po prostu słuchać albumu jako przyjemnego doświadczenia.
Już pierwszy utwór Throw My Bones sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z ostrą, purpurową jazdą. W głosie Gillana wciąż jest moc. Oczywiście, że czasy, w których sięgał wysokich nut śpiewając choćby Child In Time czy Highway Star to już przeszłość i pomnik. To już inny rodzaj wokalizy, ale doskonale pasujący do całej reszty. Moim ulubionym numerem od pierwszego przesłuchania stał się Nothing At All. Partia Dona Aireya mnie wbiła w ziemię. Przyznam się szczerze, że odkąd w 1998 roku odszedł od zespołu Jon Lord (zmarł w 2012 roku) bardzo długo nie mogłem się przekonać do gry Aireya, mimo iż już wcześniej miał bardzo bogate muzyczne CV. Dźwięk jego klawiszy oraz styl grania wydawał mi się zbyt plastikowy. Dopiero gdzieś tak w momencie wydania albumu Now What?! zacząłem się przekonywać do jego stylu gry. Na albumie Whoosh! jest pełno świetnych partiii klawiszowych. Nie tylko w Nothing At All ale także choćby w We're All The Same In The Dark. Mocno zaintrygował mnie Step By Step. Ma w sobie jakiś mistycyzm. Podobnie jak z resztą jak The Power Of The Moon czy znajdujący się na specjalnej edycji płyty numer Dancing In My Sleep.
Ian Gillan wielokrotnie podkreślał, że te wszystkie klasyki to już pomniki, nie należy patrzeć w tę stronę. I tu znów brak konsekwencji, Panie Gillan. Mamy powrót przeszłości za sprawą instrumentalnego And The Address, który po raz pierwszy pojawił się jako utwór otwierający debiutancki album zespołu Shades Of Deep Purple z 1968 roku. Jedynym muzykiem, który pojawił się na obu nagraniach, był perkusista Ian Paice. Takich smaczków z przeszłości mamy więcej - gdy posłuchamy wstępu do What The What z łatwością odnajdziemy odniesienia do Highway Star, a z kolei w No Need To Shout - do Perfect Strangers. Bardzo żałuję natomiast, że utwór The Long Way Round nie został singlem promującym. To największy hicior na płycie, którego refren - słowa i muzyka - wbiły się mocno do mojej głowy po pierwszym przesłuchaniu i nie chciały z niej wyjść.
Czy to naprawdę koniec Deep Purple? Nie wydaje mi się. Po raz kolejny pokazali kunszt swoich umiejętności. Nadal im się chce tej zwierzęcej brutalności, jaką wypracowali sobie ponad 50 lat temu. Płyty Whoosh! należy słuchać bardzo głośno. Tylko uważajcie na sąsiadów. Na szczęście - ja mam cudownych.
Bartas ✌
Chyba w końcu przekonasz mnie do werwy, jaką "dziadki" jeszcze w sobie mają. Z samą płytą zapoznam się jutro :)
OdpowiedzUsuńbo jam jest Misjonarz ;)
UsuńDzięki :)
Wybierz się na koncert Dona w jakiejkolwiek formacji i formie... cały plastik, o którym myślałeś stopi się niczym po ataku miotacza ognia ;) miałem okazję słuchać go z Deep Purple, z Gillanem i Orkiestrą oraz być na koncercie jego Bandu... Mistrzostwo Świata ♥ Kuba W.
OdpowiedzUsuńGillan ma 75 lat? Serio? No nie wierzę, że starszy od Gilmoura. Posłuchalam już nawej płyty i bardzo mi się podoba. Jest super taka wystrzałowa swiezynka. Wszystkie są faaaajowe Bartas. Co prawda najbardziej lubię stary skład z Ritchiem i Lordem ale ta płyta im wyszła. Jest dobrze. A Ty Bartas pisz dalej. Ściśle z humorem i na temat. Luz bluz.
OdpowiedzUsuń