czwartek, 2 lipca 2020

Koncert marzeń - Pearl Jam, Tauron Arena Kraków, 3 lipca 2018r.

Jak śpiewa Majka Jeżowska Marzenia się spełniają i ma rację. 3 lipca 2018 roku spełniło się jedno z moich największych (o ile nie największe) marzeń koncertowych - występ grupy Pearl Jam w krakowskiej Tauron Arenie. Na ten koncert czekałem latami. Wiem, że grupa była w Polsce wcześniej już siedmiokrotnie, ale nie było mi dane ich zobaczyć. Gdy dowiedziałem się, że zagrają znów w naszym kraju to pomyślałem, że tym razem odpuścić nie mogę. Przecież to są moi idole z lat dziecięcych. Nigdy nie zapomnę, gdy jako gówniarz, siedziałem godzinami wgapiony w MTV, a tam między innymi Pearl Jam. Tak więc tym razem odpuścić nie mogłem i na Boże Narodzenie w ramach prezentu (jednego z wielu) dostałem od Rodziców bilet na to niezwykłe wydarzenie. I tak liczyłem od miesiąca do miesiąca, od tygodnia do tygodnia, od dnia do dnia. Aż w końcu nastał ten wielki dzień. Ubrany w odpowiednie atrybuty, wyposażony w bilet, wsiadłem do samochodu i wyruszyłem spod poznańskich Rataj ze znajomymi do Krakowa.




Nie było supportu. Pearl Jam grał jako główna gwiazda wieczoru. Czekaliśmy wszyscy w napięciu, a przez moją głowę przechodziły myśli czy to aby nie sen, czy to się dzieje naprawdę? Zaraz wyjdzie Eddie i ekipa we własnej osobie. Zaczęło się ściemniać, a z głośników poleciał instrumentalny utwór Metamorphosis Two Philipa Glassa, przy którym zespół zaczął wychodzić na scenę. Stanęli na scenie, ucichło intro i zaczęli grać utwór Of The Girl z płyty, którą najmniej lubię (a właściwie lubiłem, to się teraz troszkę zmieniło na lepsze) czyli Binaural z 2000 roku. Utwór zyskał totalnie inną jakość, wprawiając słuchacza w absolutny trans. Pozostaliśmy chwilę jeszcze w tych spokojnych klimatach z utworem Present Tense, by chwilę później ruszyć z kopyta. Zabrzmiał Last Exit, a później Why Go z debiutanckiego TEN. Eddie zagaduje łamanym polskim so słychacz Poska? Chyba najwięcej emocji tego wieczoru wzbudziły w Publice utwory z debiutanckiego krążka TEN. Gdy tylko zabrzmiały pierwsze dźwięki wspomnianego wyżej Why Go poderwał się do wygibasów cały stadion. Ci, którzy mieli miejsca na trybunach (w tym ja) tym bardziej. Ja napierałem na barierki i darłem gardło do cna śpiewając z Eddiem Why go home, why go home, Put me here don't come visit, mother, mother yeah.... Po tej ekstazie nie pozwolili mi usiąść i odpocząć. Zabrzmiały dwa utwory z mojej ulubionej (po TEN) płyty Yield, czyli szaleńczo punkowy Do The Evolution i podniosły, stadionowy w refrenie In Hiding. Zanim jednak zagrali In Hiding Eddie powitał raz jeszcze raz publikę i wzniósłszy toast swoim ulubionym trunkiem wspomniał wcześniejsze wizyty grupy w Polsce.


Tego wieczoru zespół był w doskonałej formie nie tylko muzycznej, ale i nastrojowej. Potrafił spełnić życzenie dwóch fanek - sióstr bliźniaczek, które miały na czole Green Disease. Jedna Green, a druga Disease. Wykazując się znajomością języka polskiego wokalista rzucił ze sceny jakoś to będzie i zagrali I Am Mine. To była istna żonglerka emocjami. Even Flow znów poderwał nas z krzeseł na trybunach, a Garden wyciskał łzy u niejednego fana. Ja ryczałem jak bóbr. Wybornie zabrzmiał też Severed Hand oraz You Are, zaś w Not For You Eddie bawił się we … Freddiego Mercury’ego i jego słynne eeeeo. Given To Fly sprawił, że totalnie odleciałem, rozpostarłwszy ramiona jak do lotu. Jeszcze chwila i spadłbym na ludzi, którzy siedzieli pode mną. Tak działa na mnie muzyka Pearl Jam. Mind Your Manners zaś pozwolił mi się totalnie wyładować na tych wszystkich, którzy wkurwiają mnie swoim fanatyczno-religijnym zachowaniem. Niejednokrotnie miałem na pieńku i trzymam się od nich z daleka.




Zespół od zawsze był zaangażowany w walkę o podstawowe prawa człowieka. Zagrawszy Lightning Bolt oraz Porch wyraził ogromne poparcie dla Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, a na telebimach ukazał się logotyp tegoż zgromadzenia. Tak, zawsze stali za wolnym wyborem. Kiedy obejrzymy koncert Unplugged z 1992 roku to ujrzymy jak Eddie podczas wykonywania Porch pisze na swojej ręce słowo pro-choice. Cieszę się, że mówią o tym głośno, bo to bardzo ważne. Kobieta myśli, czuje i decyduje. Nikt nie ma prawa robić tego za nią!


Nie zabrakło też tego wieczoru zabawnych sytuacji. Właściwie dwóch przy okazji utworu Just Breathe. Eddie zadedykował ten numer wszystkim fanom, którzy być może pierdolą się przy tym utworze, czyli po prostu uprawiają seks. Zreflektował się jednak szybko, gdy przypomniał sobie, że po boku sceny stoją jego dwie nieletnie córki - 14 i 9 lat :) Cały stadion ryknął śmiechem. To było epickie. Niestety tu pojawia się mała wtopa. Wygasło nagłośnienie. Wokalista znakomicie wybrnął z tej sytuacji. Gdy techniczni naprawiali szkody, on zszedł do publiki z pierwszych rzędów i w asyście panów z ochrony nalewał im ... wino. Gdy problem został rozwiązany Eddie wskoczył na scenę, dokańczając utwór. Wyszło bardzo zabawnie. Tak właściwie zaczął się pierwszy spośród dwóch tego wieczoru bisów. Wysłuchaliśmy jeszcze przepięknego All Or None z przepiękną solówką Mike’a McCready’ego oraz jednego z moich ulubionych singlowych numerów Pearl Jam - Footsteps. Przerwa.


Panowie wracają, by zagrać Once. I znów szaleństwo, bo przecież to wielki i niedościgniony TEN. Ktoś mnie pewnie zapyta: Bartas, piszesz w samych superlatywach o koncercie, a czy był - Twoim zdaniem - choć jeden mały minusik? Owszem, był. Bardzo czekałem na utwór Black. On był pierwotnie w planach.. Niestety w ostatniej chwili został zmieniony i zastąpiony utworem Whipping, którego też bardzo lubię. Niemniej jednak… to nie Black. Tak samo jak nie było w set-liście Jeremy. No, cóż. Nie można mieć w życiu wszystkiego. Prawda?


Wspomniałem już o tym, że zespół wyraził poparcie dla Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Tego wieczoru także dużo o tym mówił. Zespół bardzo dobrze wiedział o sytuacji w naszym kraju i to jak bardzo łamane są podstawowe prawa człowieka. Byli przerażeni sytuacją. To alarm! to głośny alarm!(...)nie możemy się poddać! - mówił Eddie ze sceny. Speech był jednak bardzo pokojowy, bardzo mądry. Po dziś noszę go głęboko w serduchu. W całą tą przemowę wpleciona była repryza Wasted, a potem chóralnie odśpiewaliśmy Betterman, co jeszcze bardziej poprawiło nastrój i dało poczucie niesamowitej wspólnoty.


Wspomniałem także, iż tego wieczoru zespół niezwykle dbał o fanów. Odwrócił się w tym momencie do tych, którzy siedzieli zupełnie z tyłu, nie widząc praktycznie twarzy muzyków, i zagrał dla nich Elderly Woman Behind The Counter In A Small Town. Chwila później Eddie znów szpanuje językiem polskim, przedstawiając cały zespół, a następnie przepięknie pobrzmiewa Comfortably Numb grupy Pink Floyd. Mike McCready - fan Kamandy Pinka Floyda - daje sobie świetnie radę w odtworzeniu jednej z najbardziej zajebistych solówek tego świata, choć tak jak David Gilmour nie zagra nikt.


Wszystko, co dobre szybko się kończy. Trzy utwory na koniec to Alive, Fucking Up Neila Younga oraz Yellow Ledbetter zagrany razem z jakże szczęśliwym młodym fanem, wybranym przez Eddiego spośród tysięcy fanów - Jesteś najbardziej cool młodziakiem, jakiego kiedykolwiek widziałem - powiedział mu Eddie ;) To już naprawdę koniec. Opuszczałem Tauron Arenę, a adrenalina jeszcze przez bardzo długi czas nie schodziła ze mnie przez bardzo długi czas Tego koncertu nie zapomnę do końca swoich dni. Ewidentnie - koncert życia. Cały koncert można obejrzeć na YouTubie



1 komentarz:

  1. Pięknie napisałeś o spełnieniu marzeń Bartas. Łapiesz za serca. Czuć że z serca piszesz. Emocje są i super o tym opowiedziałeś. Muzyka Pearl Jam jakoś mnie nie przekonuje, choć robiłam kilka podejść, natomiast jeśli chodzi o Ediego jako człowieka to mam dla niego spory szacunek za podejście do życia. Niech mu się wiedzie w życiu bo dobry człowiek jest. Dla mnie koncertem życia zostaje Gilmour we Wrocławiu, choć widziałam wiele super koncertów na żywo.
    Pozdrawiam Cię serdecznie Bartas.

    OdpowiedzUsuń

Wrócić do punktu wyjścia. Pearl Jam powraca z nowym albumem "Dark Matter".

  Kiedy w styczniu tego roku ukazał się singiel Pearl Jam Dark Matter , podczas ekskluzywnego wydarzenia odsłuchowego frontman Eddie Vedder ...