sobota, 1 czerwca 2024

List miłosny do bluesa. Slash powraca solo z albumem "Orgy Of The Damned".

 

Tego pana chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Slash - legenda gitary i jeden z filarów klasycznego składu Guns N' Roses. Muzyk właśnie powraca ze swoim pierwszym solowym albumem bez Mylesa Kennedy’ego And The Conspirators od prawie 14 lat. Album zatytułowany został Orgy Of The Damned i - podobnie jak jego wydawnictwo z 2010 roku 0 zawiera gwiazdorski, zmienny skład gościnnych wokali wykonujących szereg klasycznych coverów bluesowych. Kompozycje Roberta Johnsona, Lightnin’ Hopkinsa, Howlin’ Wolfa, Steviego Wondera czy Petera Greena zostały nagrane dzięki współpracy z takimi artystami jak Brian Johnson, Gary Clark Jr,, Iggy Pop, Paul Rodgers, Chris Stapleton czy Dorothy. Album został wyprodukowany przez Mike’a Clinka i ukazał się 7 maja 2024 roku.

Płyta zaczyna się utworem mocnym i porywającym numerem The Pusher. Do Slasha dołącza Chris Robinson z The Black Crowes, a chemia między muzykami sprawia, że ta utrzymana w średnim tempie piosenka nabiera większego rozpędu. Choć może się wydawać dziwnym wyborem na otwieracz, The Pusher natychmiast nadaje ton płycie. W przeciwieństwie do większości poprzednich dzieł Slasha, Orgy Of The Damned jest albumem w całości bluesowym. Potwierdzają to kolejne kawałki, jak choćby Crossroads z Garym Clarkiem Jr. na wokalu i gitarze. Elektryzujące wykonanie jest wierne oryginałowi, podczas gdy Hoochie Coochie Man z udziałem Billy’ego F. Gibbonsa to tradycyjne bluesowe wykonanie, które mocno uderza. Usłyszenie Gibbonsa i Slasha obok siebie na płycie plasuje tę piosenkę wśród najlepszych kolaboracji na Orgy Of The Damned


Nowy album Slasha nie ma ani jednego słabego punktu i stanowi list miłosny do bluesa. Niezależnie od tego czy będzie to Chris Stapleton śpiewający Oh, Well Petera Greena czy Demi Lavato w Papa Was A Rollin’ Stone The Temptations, Orgy Of The Damned jest na wskroś bluesowym krążkiem klasycznego kalibru. Pozornie nagrany jest w dużej mierze na setkę. Slash i jego zespół brzmią niesamowicie, a on sam składa klasykom bluesa za pomocą szeregu znakomitych solówek, chrupiących riffów i gustownych partii. Wszystko to zostało dobrane z wyjątkowym tonem i kunsztem. Oprócz wspomnianej współpracy z Robinsonem, Clarkiem, Stapletonem i Gibbonsem, pojawił się także dźwięczny i akustyczny Awful Dream z udziałem Iggy’ego Popa, energiczny Killing Floor z Brianem Johnsonem na wokalu (chyba pierwszy raz w życiu słyszałem frontmana AC piorun DC jak śpiewa swoim, niskim głosem) i funky numer Living For The City z Tash Neal. To wszystko niezbędne atrakcje. Co więcej, album zamyka jedyny autorski utwór na płycie. Metal Chestnut to utwór instrumentalny o orkiestrowej kompozycji. Napawa tęsknotą, co jeszcze bardziej umacnia pozycję Slasha jako jednego z najbardziej emocjonujących gitarzystów wszechczasów.


W każdym razie Orgy Of The Damned to zabawna płyta pełna nadmiernego rock'n'rolla. Poza tym jednak Slash i jego zróżnicowana załoga wydali krążek, który stanowi przedmiot konserwacji i przenosi twórczość niektórych z najwcześniejszych ikon bluesa, a także tych z odrodzenia lat 60-tych do naszej ery współczesnej. Jest to szczególnie widoczne, gdy weźmie się pod uwagę włączenie współczesnych popularnych artystów. W ten sposób Orgy Of The Damned błyszczy nie tylko ze względu na swój wspólny charakter, ale także jako demonstracja ponadczasowości bluesa. Pozycja mocno polecana😊 Bartas✌☮

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wspaniałość starożytnego świata. Rotting Christ i ich nowy album "Pro Xristoy."

  Ucieszyłem się niezmiernie, gdy Jurek Owsiak ogłosił, że Rotting Christ - archetypowy zespół blackmetalowy z Grecji - wystąpi na trzydzies...