środa, 16 września 2020

Duch celtycki i nowoczesność. The Waterboys - Good Luck, Seeker!

Zespół The Waterboys to taka fajna i sympatyczna muzyczka, której początki sięgają 1981 roku. Założycielem, pomysłodawcą i liderem jest niejaki Mike Scott. Zespół pochodzi z Edynburga i gra muzykę rockową z wpływami celtyckimi. Ich debiutancka płyta zatytułowana po prostu The Waterboys ukazała się w 1983 roku, jednak sława i uznanie przyszły dopiero wraz z ukazaniem się ich trzeciej płyty This Is The Sea oraz singla promującego The Whole Of The Moon. Jednak mnie szczególnie zapadła pamięć płyta Fisherman’s Blues, której jako sześciolatek słuchałem z Mamą. Choć moja Mama ostatnio stwierdziła, że nie pamięta tej płyty i w ogóle tego zespołu. Nie ma się co dziwić, skoro tyle już dobrej muzyki razem przesłuchaliśmy, że ma Matuś takie prawo. No, ale do rzeczy. Właśnie ukazał się ich czternaty album zatytułowany Good Luck, Seeker! i chciałbym się dziś paroma myślami na jej temat. Przede wszystkich jest to pierwsza płyta w moim życie, której najpierw przesłuchałem na platfornie Spotify, a dopiero później w wersji fizycznej w domu, Tak, pierwszy raz nie musiałem dokonywać takiego zabiegu, że wkładam płytę do napędu, rippuję na mp3, po czym pliki wrzucam na telefon i idę w Polskę słuchać muzy i pisać w głowie recenzję płyt. Zdrada? Maleńka. A jak brzmi jej zawartość. 


Mike Scott twierdzi, że czerpał wpływy z takich wielkich gwiazd jak The Rolling Stones, Kate Bush, Sly Stone czy Kendrick Lamar. Przebywał w swoim domu w Dublinie, ciesząc się tworzeniem muzyki. I to słychać na tym albumie - zabawa muzyką. W świetnym otwierającym The Soul Singer pojawiają się rogi (instrumenty), a Mike wydaje z siebie kilka okrzyków. No, to zdecydowanie nie jest ulubiony mój, klasyczny Fisherman’s Blues. Jednakże lider Wodników bada nadal mistycyzm celtycki w dalszych częściach płyty Good Luck, Seeker! Na przykład Postcard From The Celtic Dreamtime jest oparta na poemacie napisanym w latach 80-tych podczas pisania i nagrywania wspomnianego przeze mnie już dwukrotnie Fisherman’s Blues w Spiddal House w hrabstwie Galway. To utwór ze słowami mówionymi w stylu Coney Island autorstwa Van Morrisona. Z jednej strony jest to przyjemny muzyczny spacer z Mikiem Scottem w roli narratora. Z drugiej strony jest to coś w stylu The Celtic Twilight Williama Butlera Yeatsa (czytałem, polecam), charakteryzujący się piekielnym kręgiem. 


Pierwsza połowa płyty składa się z dość konwencjonalnej hybrydy popu, jazzu, folku i rocka, ale druga będzie sprawdzianem dla słuchaczy, czy polubią płytę i zespół czy nie. Zwłaszcza ci nowi, nie znający twórczości Scotta i ekipy. Moim jednak zdaniem Mike Scott zasługuje na pełne uznanie. Nie boi się eksperymentować i jest geniuszem w swym fachu. Zawsze powtarzał, że nie lubi grać ciągle tego samego, ekscytują go rzeczy nowe. A szczególnie ostatnimi czasu… hip hop. Nadmienić należy, że album najwyraźniej jest trzecią i ostatnią odsłoną trylogii, która rozpoczęła się od Out Of All This Blue w 2017 roku i była kontynuowana w Where The Action Is i wydana w zeszłym roku. Więc, żeby ją poznać warto sięgnąć po dwie te poprzednie. Ale chodzą słuchy, że Mike już usiadł do kontynuacji . Podczas gdy wielu jego rówieśników rozkoszuje odgrzewaniem kotletów, przeżywaniem nostalgii i sentymentów do swoich starych pomników, Mike stawia na młodość i to słychać na tym albumie. 


Moim ulubionym utworem jest My Wanderings in the Weary Land. Bardzo mi się spodobał przy pierwszym odsłuchaniu, głównie z uwagi na tekst. Z zaangażowaniem Scott śpiewa: byłem świadkiem narodzin i pogrzebu laddyzmu. Albo: Słyszałem wielkie niewypowiedziane, widziałem okrucieństwo przebrane za humor. Przychodzi tu na myśl Bob Dylan i jego proroczy A Hard Rain's A-Gonna Fall. Wbrew pozorom nie ma nudy, choć album na pierwszy rzut oka i ucha łatwy nie jest. Trzeba się zagłębić. Mike i ekipa nie tylko świetnie bawią się muzyką, ale lubią też rozpieszczać swoich fanów. Wersja deluxe wydawnictwa zawiera dodatkowy dysk, na którym usłyszeć możemy niektóre utwory rozłożone na czynniki pierwszy. Zawsze uwielbiałem słuchać takich cudeniek i dowiadywać się, jak takie rzeczy powstawały. 


Album świetny. Mimo upływu lat Mike Scott jest wciąż płodny i głodny tworzenia nowej muzyki. This Is The Sea czy Fisherman's Blues to świetne klasyki i kanon obowiązkowy, ale nie popadajmy w przesadną melancholię (powiedział melancholik). Trzeba też iść do przodu i poszukiwać. Ale pamiętać też o klasykach. Łączyć. Mike próbuje i wychodzi mu to znakomicie. Jak wspomniałem on już siedzi nad kolejną częścią albumi. Jestem bardzo ciekawy. Good Luck, Mike! 😊







Bartas✌



2 komentarze:

  1. Wow ale gratka. Chyba kojarzę ale posłuchać nie zaszkodzi. Lubię szkocka muzyczk z celtyckimi smaczkami. Bardzo fajnie ze o tym napisałeś Bartas :) uwielbiam tego bloga

    Gratuluję ☺☺☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Też kocham tego bloga😉😉😉brawo Bartuś ❤️

    OdpowiedzUsuń

Umarł Papież, niech żyje Papież Perpetua V. Ghost i ich nowy album - "Skeletá".

  Trzeba mieć niezłe jaja, żeby cztery dni po śmierci Papieża Franciszka wydać nowy album. Na to może się zdobyć jedynie zespół Ghost, który...