O Mariuszu Dudzie pisałem już na łamach swojego bloga jakiś czas temu, gdy recenzowałem jego solowy album Lockdown Spaces. Wspomniałem także i o tym, że jest to człowiek instytucja. Niesamowicie zapracowany muzyk, z głową pełną pomysłów. Z czymkolwiek by nie wyskoczył - czy to Riverside, czy Lunatic Soul albo dokonania solowe - zamienia się w złoto. Klasyk by powiedział: złote, a skromne. Wszystko jest u niego dopracowane do perfekcji i dopięte na ostatni guzik. Właśnie wczoraj, 13 listopada 2020 roku, ukazał się kolejny album Lunatic Soul zatytułowany Through Shaded Woods. Drobnych fragmentów tej płyty słuchałem już dwa miesiące temu w różnych audycjach Radia Rock Serwis FM, przede wszystkim w ukochanej audycji prowadzonej przez samego Ojca Dyrektora - Piotra Kosińskiego - Pejzaże Dźwiękiem Malowane. Nie znając jeszcze całości albumu, już wiedziałem, że będzie on inny, niż poprzednie dokonania tego projektu. Moim ulubionym krążkiem Lunatyków do tej pory był Fractured. Ulubionym i ważnym z wielu powodów, o których nie zamierzam tu pisać. Zdziwiło to dość mocno samego Autora, gdy po jednym z poznańskich koncertów Riverside podszedłem do niego z prośbą o autograf.
Istotnie, podczas gdy poprzednie albumy Fractured i Under The Fragmented Sky były dość mocno skupione wokół elektroniki, to tym razem Mariusz wraca do swoich korzeni, wyruszając w wielką podróż przez skandynawskie lasy, jeziora i mity. Całkiem świadomie nawiązuje do folku skandynawskiego i słowiańskiego w stylu Heilung czy Wardruna. Sam praktycznie zagrał na wszystkich instrumentach. Charakterystyczne są gitary akustyczne i instrumenty perkusyjne, które nadają utworom ludowy charakter. W otwierającym album utworze Navvie słyszymy choćby wpływy Dead Can Dance, ale też coś ze słynnych Dzwonów Rurowych Mike’a Oldfielda. Te motywy będą przewijały się przez znaczną część albumu. Album jednak nie jest monotonny, bowiem oprócz ludowych akcentów pojawiają się także elektryczne brzmienia i klimaty znane z późniejszych dokonań grupy Riverside. To wspaniałe i niesamowite, że Mariusz integruje folkową aurę z konstrukcją dźwięków otoczenia typową dla Lunatic Soul.
Tematycznie album Through Shaded Woods mierzy się z ludzkimi traumami i koszmarami, które są doskonale symbolicznie i muzycznie zilustrowane przez nierealne istoty cieni krążące po gęstym lesie. Szczególnie w utworze tytułowym z typowymi dla Mariusza Dudy, wieloma polifonicznymi harmoniami wokalnymi. Oblivion oczarowuje słuchacza ciekawymi rytmami i pięknymi melodiami. Artysta wie jak przytrzymać Słuchacza w napięciu. A to napięcie z każdą minutą rośnie, gdy słuchamy najbardziej emocjonalnego utworu na albumie, czyli Summoning Dance. Rzeczywiście jesteśmy zaproszeni przez Mariusza do tańca przy ognisku. On sam zaś przy tym ognisku śpiewa nam o błędnym kole życia i trudnościach z oddawaniem mu się na nowo. Podstawowa wersja albumu kończy się utworem The Fountain, który moim zdaniem, mógłby także znaleźć swoje miejsce na jednej z płyt Riverside, jak choćby Shrine Of A New Generation Slaves. Ja jednak o wiele bardziej poleciłbym wersję rozszerzoną, deluxe edition, poszerzoną o trzy dodatkowe utwory, których to najciekawszym jest trwający 27 minut utwór Transition II. To prawdziwa gratka dla tych, co uwielbiają bardzo typowe eksperymenty dźwiękowe zmieszane z przystępnością odbioru. Jednak tutaj aura jest dużo spokojniejsza i pozwala Słuchaczowi odpłynąć. Dobrze się słucha tego utworu wieczorem, przy zgaszonym świetle. Robi świetną ścieżkę dźwiękową do pozostania sam na sam z własnymi myślami.
Moim zdaniem udało się Mariuszowi stworzyć album bardzo typowy dla Lunatic Soul z obfitą wiejską atmosferą i dystansem społecznym w północnych regionach. Brzmi fajnie i ma ciepły serdeczny charakter. Wygrywa także dzięki klasie muzycznej i pozytywnej emocjonalności Artysty. Płyta idealna na jesienne wieczory. Złote, a skromne 😉
Bartas✌
Bardzo mnie zacheciles tym artykulem Bartas. Uwielbiam solowe projekty Mariusza poza Riverside. Ta muzyka jest jak miód na zbolale serce.
OdpowiedzUsuń